Rozdział 20: Dziecinna noc

550 46 4
                                    


Pamiętam, że jak byłam mała, to miała bardzo nietypowy pokój. Był to niewielki pokoik z łóżkiem przy ścianie. Po lewej i prawej stronie znajdowały się drzwi, a naprzeciw łóżka białe drzwi prowadzące do szafy. Poza tym koło drzwi znajdowały się szafki na ubrania i z zabawkami. Przy łóżku były jeszcze dwie szafeczki nocne i tyle. To był mój pokoi z dzieciństwa.


Przetarłam oczy. Nie wiedziałam, gdzie jestem. Ostatnie, co pamiętam, to pożar w domu strachów. Podniosła się i ze zdziwieniem stwierdziłam, że jestem... w swoim pokoju z dzieciństwa. To było niemożliwe, przecież już dawno przeprowadzili się z tego domu.


Zeszłam z łóżka. Rozejrzała się dokładnie, czy to wszystko nie jest snem lub moim urojeniem. Nie miałam podstaw, aby nie wierzyć, że to jest urojenie. Wszystko, czego odtykałam było żywe, było takie samo jak wtedy. Ale... jakby trochę większe... W ogóle skoro jakieś roboty ożyły, to dlaczego ja nie mogłam jakoś się przenieść w czasie lub coś.


Podeszłam do jednych drzwi i je otworzyłam. Nikogo tam nie było, ale równocześnie nic się nie zmieniło. Czerwone ściany, zdjęcia na ścianie. Podeszłam do drugich drzwi i je otworzyłam. Tam także nic się nie zmieniło. Została mi jeszcze szafa. Bez problemu rozsunęłam drzwi. Nic tam nie było prócz kilku kurtek. Na ziemi jednak zauważyłam Pirata. Uśmiechnęłam się do niego. Podniosłam go z ziemi i przytuliłam mocno. Wzięłam go ze sobą i wyszłam z pokoju.


Przechadzałam się po korytarzu. Po lewej stronie zauważyłam kolejny korytarz z dwoma pokojami. Z tego, co pamiętam, to była tam sypialnia mojej siostry i rodziców, a zaraz obok nich znajdowała się łazienka i ubikacja. Poszłam dalej. Skręciła i przede mną była kuchnia z jadalnią, po lewej stronie szło się do salonu i drugiej łazienki, a także do wyjścia. Nic się nie zmieniło. Przechodząc koło korytarza, przeszłam obok wielkiego lustra. Zatrzymałam się przy nim i przyjrzałam. Byłam... dzieckiem. Wyglądałam dokładnie tak samo jak w wieku dziewięciu lat. Włosy do ramion, zarumienione policzki, pucułowate policzki. Pomrugałam kilkakrotnie powiekami, aby upewnić się, że to nie jest jakiś chory sen. Uszczypnęłam się w rękę, zabolało. Nie miałam wątpliwości, że to wszystko jest rzeczywistością.


Chciałam udać się do sypialni rodziców, ale drzwi były zamknięte na klucz, tak samo było u mojej siostry. Wszystko było takie dziwne.


Wróciłam do swojego pokoju i zaszyłam się w łóżku, starannie zakrywając się kołdrą. Zamknęłam oczy, aby iść spać, ale w ogóle nie byłam śpiąca. Chciałam wymusić na sobie sen. Usłyszałam skrzypnięcie. Delikatnie podniosłam się, aby spojrzeć na delikatnie uchylone drzwi i jedne, i drugie. Nie zamykały się, gdyż były zepsute. Kiedyś z siostrą wieszałyśmy się na klamkach i tak się skończyło, że teraz nie są w stanie się zamknąć, jedynie mogą być lekko uchylone, albo przytrzymać je.


Zapaliłam jedną lampkę na szafeczce nocnej, a drugą stojąca po drugiej stronie. Nie dawały za wiele światła, ale zawsze coś. Wstałam z łóżka. Dźwięk dochodził z lewej strony. Podeszłam tam i delikatnie uchyliłam drzwi. Nie byłam w stanie nic zobaczyć, więc nasłuchiwałam. Doliczyłam do pięciu i poczekałam jeszcze ze dwie sekundy. Szeroko otworzyłam drzwi i wyjrzałam - nic. Wzruszyłam ramionami i podeszłam do łóżka, gdy usłyszałam tupanie po drugiej stronie. 


Zrobiłam to samo, co wcześniej. Poczekałam pięć sekund. Gdy byłam na „trzy", usłyszałam czyjś oddech. Bardzo głośny. Przeszły mnie ciarki i jakoś machinalnie zamknęłam drzwi, mocno przytrzymując klamkę. Po chwili usłyszałam jak odchodzi. Ktokolwiek to był, przestraszył mnie nie na żarty. Tylko że... Ludzie tak nie oddychają. To było zbyt głośne i... nagłe. Nie, to nie był człowiek. I chyba nawet poniekąd domyślam się, kto to taki. Animatronik. Kto inny?!

Podeszłam do łóżka, ale nawet na nim nie usiadłam, tylko oparłam się. Musiałam być w pogotowiu, aby w razie czego szybko podbiec do drzwi i je zamknąć. Jakoś nie miałam wątpliwości, że one chcą mi zrobić krzywdę. Zapowiadała się długa noc.


Chwilę się naczekałam, zanim kolejny raz przyszedł i mnie odwiedził. Po prawej stronie. Tym razem nie czekałam, a tylko otworzyłam drzwi. Nikogo przy nich nie było, ale za to w połowie korytarza zauważyłam odwracającą się Chicę. Najwyraźniej zrezygnowała i postanowiła gdzieś tam indziej iść, ale zwróciłam swoją uwagę. Przystanęła i pomału odwróciła głowę w moją stronę. Jej oczy były czerwone, paliły się jak wie lampki. Co ja gadam?! Miała tylko jedno oko, drugie było wydłubane, więc patrzyła na mnie tylko jedna, krwista lampka. Włosy miała potargane, sukienka była cała porozdzierana. Nie wspomnę o skórze. Widziałam jej endoszkielet. Paznokcie miała bardzo długie i na pewno ostre, przystosowane do rozszarpywania ciała.


Jednak najbardziej przestraszyłam się jej szczęki. Wyglądała na złamaną, dlatego cały czas miała otwartą buzię. W środku znajdowały się trzy rzędy ostrych, metalowych zębów, jak u rekina. Na jej ramieniu spoczywała... babeczka ze świeczką. Była fioletowa, patrzyła się na mnie szalonym, znienawidzonym spojrzeniem i do tego miała bardzo podobne zęby co Chica. Jej lampka błysnęła i zaczęła biec w moim kierunku, wydając z siebie niesamowity hałas. W pierwszej chwili chciałam zatkać uszy, ale jednak powstrzymała się i szybko chwyciłam za klamkę. Dosłownie zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem.


Ręce mi się trzęsły, ale twardo trzymałam. Nie mogłam pozwolić, aby taka bestia przedostała się do mojego pokoju. Ja chciałam żyć!


Po chwili usłyszałam kroki, jak odchodzi. Puściłam klamkę, a drzwi bezszelestnie same się uchyliły. Wróciłam do swojego miejsca obserwacyjnego, czyli przed łóżkiem. Rozglądałam się na boki, jak jeszcze nigdy. Przecież to było takie podobne do mojej pierwszej pracy. Tam też były przejścia z lewej i prawej, które trzeba było zamykać, aby nikt się nie przedostał. Jednak coś czuję, że z tymi robotami nie dogadam się, wątpię, czy w ogóle znaleźlibyśmy wspólny język. Wolę nawet nie próbować.


Trzęsłam się ze strachu. Przecież ja teraz jestem małą dziewczynką, która ma zaledwie dziewięć lat! Co ja niby mogę im zrobić?! Oni mają teraz po jakieś dwa metry, a ja taka malutka, co najwyżej mogę się rozpłakać i mieć nadzieję, że albo dzięki wodzie zepsuję je, albo zlitują się nade mną. Bezsens.


Usłyszałam za sobą jakieś śmiechy-szczeknięcia. Pomału odwróciłam głowę. Nie ma pojęcia dlaczego. Może, to dlatego że bałam się albo po prostu nie chciałam robić żadnych gwałtownych ruchów. Na środku łóżka siedział mały animatronik. Pierwszy raz widziałam dziecko-animatronik. Nie licząc BallonBoy'aTo był taki szok, że na początku nie wiedziałam, co zrobić. Pomału przykucnęłam, aby schować się za łóżkiem. Jakoś nie zwracał na mnie uwagi, więc może po prostu mnie nie widzi. Przykucnęłam, ale poczułam obok dłoni coś chłodnego. Latarka. No tak, oczywiście.


Włączyłam ją i w tym momencie zgasły lampy przy łóżku. Gorzej już być nie może. Wyskoczyłam zza łóżka i poświeciłam na animatronika. Wprawdzie chciałam mu się bardziej przyjrzeć, ale gdy tylko na niego poświeciłam, zaczął się trząść, jakby miał padaczkę, a zaraz potem zniknął.


Dopiero teraz spostrzegłam, że na szafeczce nocnej znajduje się elektroniczny zegar. Bardzo ciekawe. Właśnie wybiła godzina szósta. Poczułam się taka śpiąca, że po prostu nie mogłam wytrzymać. Wgramoliłam się na łóżko, weszłam pod kołdrę i najzwyczajniej w świecie zasnęłam. Zaczęłam się w tym wszystkim gubić, więc nie wiem, czy będzie kolejny dzień, czy kolejna noc. Nie mam pojęcia.

Five Nights at Freddy'sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz