Wczoraj był sylweter nic się u mnie nie działo siedziałam jak zwykle zamknięta w pokoju.
Pokrożona w myślach o przyszłość nic już nie będzie takie same jak kiedyś.Nowy rok nowa ja haha no nie wiem czy to się sprawdzi mam taką nadzieję że ten rok będzie przełomowy że uciekne z tej "klatki" daleko gdzie nikt mnie nie znajdzie i nigdy już nie zrobi mi krzywdy.
Nieoczekiwanie z moich przemyśleń wyrwał mnie przekreczający się kluczy w drzwiach ujarzałam w nich Matta był ubrany w czarne jeasy i czarnom bluze z adidasa.
-chodź na chwilkę do salonu- powiedział spokojnie Matt i zaraz potem wyszedł z pomieszczenia.Nic nie mówiąc ruszyłam do salonu.
Wchodząc do salonu ujarzałam Matta siedzącego na podłodzie a koło niego leżał szczeniak biały gloden retriever miał zranioną łape.
Natychmiast podbiegłam do zranionego psa.
Boże święty co mu się stało temu biedakowi w tą łapę jakich musiał ten pies spotkać straszych ludzi że zrobili mu taką krzywde przecież ten pies nie jest niczemu winien- pomyślałam.
Po chwili się odezwałam.
- gdzie ty go znalazłeś ?kto mu to zrobił ?biedny pies- powiedziałam na jednym w dechu przerażona i zaczełam głaskać psa po łbie.
-na ulicy biedak leżał pewnie go jakiś idiota rzucił w niego fajerwerkom- powiedział wkurzony Matt.
-trzeba jechać do weterynarza- powiedziałam.
- już dzwoniłem zaraz będzie wyweterynarz- powiedział spokojnie Matt.Zaraz potem zadzwonił dzwonek do domu Matt wstał i poszedł otworzyć drzwi.
Po chwili w salonie był już Matt i jak myślę weterynarz.
Weterynarz wyglądała na około 40 lat miał ciemne brązowe oczy miał leki trzy dniowy zarost był łysy ubrany w jeansy i szary sweter a na to białą marynarkę lekarską.Podszedł do psa i zaczął mu opatrzac rane.
W pewnym momecie skończył otrzymywać ranę psowi.
-psowi trzeba zmieniać opatrunek i pilować żeby jej nie ruszał-powiedział w weterynarz mówił coś jeszcze wcześniej ale nie słuchałam.Weterynarz już poszedł
A ja zostałam z Mattem i psem.Pierwszy odezwał się Matt.
-słuchaj musisz zostać z psem sama ja zaraz wrócę muszę mu kupić jakoś karmę, miski i legowisko i inne pierdoły- powiedział zdenerwowanym głosem Matt lecz zaraz dodał jeszcze.
-tylko beż żadnych numerów bo to źle się skończy dla mnie i dla ciebie i tego psa- powiedział i pogroził mi palecem.Zostaliśmy sami ja i pies.
Biedny pies leży na kocu szkoda mi go choć widzie w nim podobieństwo do siebie obojgu z nas zły człowiek zrobił krzywdę...
Na stoliku przed kanpom leży piolt od telewizora nie wiele myśląc włączam telewizor z czytej ciekawość czy mnie szukają ?czy ktoś to zgłosił moje zaginiecie?czy gdybym uciekła ludzie na ulicy mnie rozpoznali i może jednak by się zatrzymali i pomogli mi...
Przełaczam na wiadomość i zastygam jak posog gdy widzie że jestem poszukiwana jak moja mamą placzę i prosi każdego kto mnie widział o kontakt z policją nawet wyznaczyli nagrodę piendżonom..
Z tego wszystkiego zaczynam płakać nie jestem w stanie się uspokoić a wręcz przeciwnie wpadam w jeszcze większy płacz..
-nie powinnaś tego oglądać- powiedział głos za mnom odwruciłam się i ponownie tego dnia widzie Matta z siatkami w ręku.
Nic nie mówię.
Do salonu niespodziewanie wchodzi uśmiechnięty Alan ubrany w idealnie skrojony granotowy garnitur. Gdy widzi całe zamieszanie uśmiech natychmiast schodzi mu z ust a zmienia się w wściekłość.
Boję się...
-CO TY SIĘ DO CHOLERY DZIEJĘ !!!-krzyknął Alan-CZEMU TY OGLDASZ TELEWIZJE POZWOLIŁEM CI?-krzyczy i pokazuje na mnie palcem-I CO TY DO CHOLERY ROBI TEN PIES!!-krzykoł.
Znieruchomiałam nie potrafiłam wydobyć z siebie ani słowa.
-znalazłem go na ulicy był rany- zaczął się tłumaczyć Matt.
-gówno mnie obchodzi gdzie ty go znalazłeś ten dom to nie schronisko dla psów!!!- powiedział wkurzony Alan i włożył ręce do kieszeni spodni.
-zabieraj go do schroniska- powiedziała zdenerwowanym głosem Alan.
-nie proszę nie- powiedziałam tym razem ja.
-chyba powiedziałem żebym Matt odał go do schroniska- powiedział Alan i udał się do swojego gabinetu.Pobiegłam za nim.
-proszę cię niech tu zostanie chociaż do puki mu się rana nie zrośnie- powiedziałam łamiocym się głosem- nawet nie odczujesz jego obecność będzie zemnom w pokoju - powiedzałam że łzami w oczach.Alan obdarzył mnie jednyn z jego przenkliwych spojrzeń.
-dobrze- powiedział Alan z ckliwym uśmieszkiem.
-dziękuję - powiedziałam i szczerze się uśmiechnęłam.Alan podszedł do mnie i zaczął głaskać mnie kciukiem po policzku.
-a co ja będę miał z tego? -powiedział nadal z ckliwym uśmieszkiem wymalowanym na twrzy.
-nie rozumiem- powiedziałam a mój zapał zastygł.
-no co ja będę miał z tego każdy coś zyska ty psa, pies ciebie a ja?-powiedział Alan i przejechał mi kciukim po wardzie.
-moją wdzięczność- powiedziałam bez emocji spuszczając głowę w dół i wychodząc z pokoju.
CZYTASZ
Porwana
Short StoryOna - ładna spokojna dziewczyna nie świadoma swojej urody pracująca w pabie co sie wydarzy gdy wpadanie w oko gagsterowi ? On- pewny siebie arogacki dupek a zarazem gagster wszyscy sie go boją pewnego razu bedąc w pabie wpadała mu w oko jedna z k...