rozdział 16

353 10 2
                                    

Wczoraj był sylweter nic się u mnie nie działo siedziałam jak zwykle zamknięta w pokoju.
Pokrożona w myślach o przyszłość nic już nie będzie takie same jak kiedyś.

Nowy rok nowa ja haha no nie wiem czy to się sprawdzi mam taką nadzieję że ten rok będzie przełomowy że uciekne z tej "klatki" daleko gdzie nikt mnie nie znajdzie i nigdy już nie zrobi mi krzywdy.

Nieoczekiwanie z moich przemyśleń wyrwał mnie przekreczający się kluczy w drzwiach ujarzałam w nich Matta był ubrany w czarne jeasy i czarnom bluze z adidasa.
-chodź na chwilkę do salonu- powiedział spokojnie Matt i zaraz potem wyszedł z pomieszczenia.

Nic nie mówiąc ruszyłam do salonu.

Wchodząc do salonu ujarzałam Matta siedzącego na podłodzie a koło niego leżał szczeniak biały gloden retriever miał zranioną łape.

Natychmiast podbiegłam do zranionego psa.

Boże święty co mu się stało temu biedakowi w tą łapę jakich musiał ten pies spotkać straszych ludzi że zrobili mu taką krzywde przecież ten pies nie jest niczemu winien- pomyślałam.

Po chwili się odezwałam.
- gdzie ty go znalazłeś ?kto mu to zrobił ?biedny pies- powiedziałam na jednym w dechu przerażona i zaczełam głaskać psa po łbie.
-na ulicy biedak leżał pewnie go jakiś idiota rzucił w niego fajerwerkom- powiedział wkurzony Matt.
-trzeba jechać  do weterynarza- powiedziałam.
- już dzwoniłem zaraz będzie wyweterynarz- powiedział spokojnie Matt.

Zaraz potem zadzwonił dzwonek do domu Matt wstał i poszedł otworzyć drzwi.

Po chwili w salonie był już Matt i jak myślę weterynarz.
Weterynarz wyglądała na około 40 lat miał ciemne brązowe oczy miał leki trzy dniowy zarost był łysy ubrany w jeansy i szary sweter a na to białą marynarkę lekarską.

Podszedł do psa i zaczął mu opatrzac rane.

W pewnym momecie skończył otrzymywać ranę psowi.
-psowi trzeba zmieniać opatrunek i pilować żeby jej nie ruszał-powiedział w weterynarz mówił coś jeszcze wcześniej ale nie słuchałam.

Weterynarz już poszedł
A ja zostałam z Mattem i psem.

Pierwszy odezwał się Matt.
-słuchaj musisz zostać z psem sama ja zaraz wrócę muszę mu kupić jakoś karmę, miski i  legowisko i inne pierdoły- powiedział zdenerwowanym głosem Matt lecz zaraz dodał jeszcze.
-tylko beż żadnych numerów bo to źle  się skończy dla mnie i dla ciebie i tego psa- powiedział i pogroził mi palecem.

Zostaliśmy sami ja i pies.

Biedny pies leży na kocu szkoda mi go choć widzie w nim podobieństwo do siebie obojgu z nas zły człowiek zrobił krzywdę...

Na stoliku przed kanpom leży piolt od telewizora nie wiele myśląc włączam telewizor z czytej ciekawość czy mnie szukają ?czy ktoś to zgłosił moje zaginiecie?czy gdybym uciekła ludzie na ulicy mnie rozpoznali i może jednak by się zatrzymali i pomogli mi...

Przełaczam na wiadomość i zastygam jak posog gdy widzie że jestem poszukiwana jak moja mamą placzę i prosi każdego kto mnie widział o kontakt z policją nawet wyznaczyli nagrodę piendżonom..

Z tego wszystkiego zaczynam płakać nie jestem w stanie się uspokoić a wręcz przeciwnie wpadam w jeszcze większy płacz..

-nie powinnaś tego oglądać- powiedział głos za mnom odwruciłam się i ponownie tego dnia widzie Matta z siatkami w ręku.

Nic nie mówię.

Do salonu niespodziewanie wchodzi uśmiechnięty Alan ubrany w idealnie skrojony granotowy garnitur. Gdy widzi całe zamieszanie uśmiech natychmiast schodzi mu z ust a zmienia się w wściekłość.

Boję się...

-CO TY SIĘ DO CHOLERY DZIEJĘ !!!-krzyknął Alan-CZEMU TY OGLDASZ TELEWIZJE POZWOLIŁEM CI?-krzyczy i pokazuje na mnie palcem-I CO TY DO CHOLERY ROBI TEN PIES!!-krzykoł.

Znieruchomiałam nie potrafiłam wydobyć z siebie ani słowa.

-znalazłem go na ulicy był rany- zaczął się tłumaczyć Matt.
-gówno mnie obchodzi gdzie ty go znalazłeś ten dom to nie schronisko dla psów!!!- powiedział wkurzony Alan i włożył ręce do kieszeni spodni.
-zabieraj go do schroniska- powiedziała zdenerwowanym głosem Alan.
-nie proszę nie- powiedziałam tym razem ja.
-chyba powiedziałem żebym Matt odał go do schroniska- powiedział Alan i udał się do swojego gabinetu.

Pobiegłam za nim.
-proszę cię niech tu zostanie chociaż do puki mu się rana nie zrośnie- powiedziałam łamiocym się głosem- nawet nie odczujesz jego obecność będzie zemnom w pokoju - powiedzałam że łzami w oczach.

Alan obdarzył mnie jednyn z jego przenkliwych spojrzeń.
-dobrze- powiedział Alan z ckliwym uśmieszkiem.
-dziękuję - powiedziałam i szczerze się uśmiechnęłam.

Alan podszedł do mnie i zaczął głaskać mnie kciukiem po policzku.
-a co ja będę miał z tego? -powiedział nadal z ckliwym uśmieszkiem wymalowanym na twrzy.
-nie rozumiem- powiedziałam a mój zapał zastygł.
-no co ja będę miał z tego każdy coś zyska ty psa, pies ciebie a ja?-powiedział Alan i przejechał mi kciukim po wardzie.
-moją wdzięczność- powiedziałam bez emocji spuszczając głowę w dół i wychodząc z pokoju.

Porwana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz