Od ponad tygodnia nie ruszałam się z łóżka. Za każdym razem kiedy wytaczałam się z wyrka, aby załatwić potrzeby fizjologiczne patrzyłam na rozrzuconą po podłodze „spakowaną" walizkę. Nie mogłam wyjechać, coś mnie tu trzymało i po prostu jakbym wtedy wyjechała straciłabym ważną cząstkę mnie. Rozmawiałam z chłopakami, którzy byli zmartwieni, i wściekli zarazem, oczywiście na Bradleya. Starali się pozbierać mnie do kupy ale za każdym razem wyglądałam tak samo, rozchochrane włosy, dresy i wyciągnięty t-shirt, nie miałam siły zadbać o swój wygląd.
Potrząsnęłam głową na wibracje mojego telefonu.
- Hm?- Mruknęłam.
- Mała.- Odezwał się entuzjastycznie Lucas. Bardzo go polubiłam, był dla mnie jak brat i rozumiał moje problemy. Miałam w nim wielkie oparcie.- Za dwadzieścia minut masz być na dole, idziemy do klubu.
- Nie ma takiej opcji Luke.- Jęknęłam. Naprawdę nie miałam ochoty się szlajać po pubach.
- Dwadzieścia minut, inaczej Cię wyniosę tak jak stoisz.- Rzucił i zakończył połączenie.
- Pierdol się Campel.- Warknęłam i sturlałam się z łoża.
Najszybciej jak umiałam wzięłam prysznic, zrobiłam makijaż i wcisnęłam się w pierwsze lepsze skórkowe spodnie. Na ramiona narzuciłam czerwony top, na nogi wsunęłam czarne conversy i biorąc z przedpokoju torebkę opuściłam moją norkę.
- Charloootte!- Przeciągnął Luke na przywitanie biorąc ostatniego bucha papierosa, depcząc go. Podszedł do mnie i ucałował mój policzek.
- Nienawidzę Cię.- Odepchnęłam go po czym wybuchłam śmiechem.
Odwróciłam głowę w lewo gdzie kilka metrów ode mnie szedł Chris z jakąś dziewczyną.
- Chris?- Wrzasnęłam.
- Lottie!- Odkrzyknął chłopak i zaczął biec w moim kierunku. Chwile później tkwiłam opleciona jego silnymi ramionami.
- O rany ale się za Tobą stęskniłam!- Powiedziałam z piskiem.
- Bałem się, że tam zakwitniesz.- Zarechotał Schistad i ręką dał znak dziewczynie z włosami w kolorze truskawkowego blondu.
- Cześć.- Przywitałam się.
- Eva.- Podała mi rękę, a ja od razu ja przytuliłam.
- Cudownie Cię poznać!- Rozpromieniłam się.- Chris ciągle o tobie nawija.- Wywróciłam oczami za co dostałam z bara.- Auć!
Nasza trójka zatopiła się w spokojnej konwersacji do momentu, w którym Heather zatrąbiła przypominając o celu tego wieczoru.
**
- Tu jest bosko!- Wydarła się Ventura lekko już wstawiona.- Idę potańczyć!- Wydarła się po chwili i zniknęła.
Siedziałam na wysokim stołku przy barze, kręcąc się na nim jak małe dziecko. Nie chciałam pić, nie lubiłam gorzkiego smaku piwa i innych alkoholi. Ludzie dookoła mnie, a w szczególności na parkiecie dosłownie się pieprzyli na co czułam się niekomfortowo.
- Jak Ci się podoba?- Zagadnął mnie Luke, zajmując miejsce obok.
- Jest ok.- Wzruszyłam ramionami.
- Ładnie wyglądasz.- Odparł, nie jechało od niego cydrem ani innym gównem, dlatego wiedziałam, że nie musiałam się obawiać.
Nie odpowiedziałam, pokiwałam tylko głową i wpatrywałam się w osoby za Lucasem. Ten starał się zwrócić na mnie swoją uwagę. W końcu zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość i wpił się w moje usta. Wytrzeszyłam oczy i odepchnęłam go. Zeskoczyłam ze stołka i najszybciej jak umiałam ruszyłam do łazienki.
Obmyłam twarz i starłam resztki tuszu do rzęs spod oczu. Usłyszałam, że ktoś wchodzi do pomieszczenia, którego oczywiście zapomniałam zamknąć.
- Zajęte.- Oznajmiłam w kierunku osoby.
Uniosłam wzrok na lustro i zobaczyłam Lucasa, chwycił mnie za nadgarstek i przygwoździł do ściany. Zaczął obcałowywać moją szczękę i szyję, jego mokre pocałunki budziły we mnie obrzydzenie i mimo, że starałam się do odepchnąć był silniejszy. Jego brudne łapy błądziły po moim ciele, były wszędzie! Zobaczyłam mroczki przed oczami, wiłam się pod blondynem w nadziei, że jednak mnie puści.
- Lucas proszę!- Wypłakałam. Łzy strumieniami płynęły po moich policzkach, lecz on dalej nie przestawał mnie dotykać.
Gdy zaczął rozpinać swój pasek moje serce zaczęło walić jak oszalałe, pędziło jak stado rozpędzonych koni. Nie, tylko nie to.
- Puść mnie!- Zaskomlałam, nie reagował i dalej pozostawał przyssany do mnie.
Jego przyspieszony oddech tylko utwierdzał mnie w przekonaniu, że zaraz stanie się to czego w życiu bym się nie spodziewała. Nabrałam do płuc powietrza lekko się uspokajając. Przymknęłam powieki i wyobraziłam sobie coś miłego dzięki czemu ręce Campela nie ciążyły mi tak bardzo.