Po tym monologu mój facet podniósł się z kolan, przesiadł się obok mnie i mocno mnie przytulił. Oparłam głowę o jego nagi tors, siedzieliśmy chwilę w ciszy napawając się swoją obecnością.
- Dziękuje.- Szepnął loczek w mój kark. Odwróciłam się ku niemu i musnęłam wargami jego policzek.- Ale błagam skarbie wysusz te włosy i ubierz się w coś przez co będę dał radę funkcjonować.- Wychrypiał, a ja dostałam gęsiej skórki.- Cholernie mnie pociągasz i przez Ciebie mam teraz mały, a raczej duży problem.
- Bradleyu Williamie Simpsonie!- Zrobiłam się cała czerwona, chłopak zarechotał na co palnełam go po głowie.
- Przemoc w rodzinie huh?- Dodał teatralnie, gdy byłam w drodze do drzwi łazienki.
Wystawiłam w jego stronę środkowej palec i zniknęłam w pomieszczeniu.
**
Wieczorem wolni od problemów udaliśmy się na spacer po Oslo. Brunet ściskał moją rękę i uśmiechał się od ucha do ucha.- Co Ci tak wesoło?- Zaśmiałam się na widok jego banana na twarzy.
- Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.- Pisnął na co ryknęłam chichotem.
- To było urocze.- Wytarłam spod oczu łzy radości i wtuliłam polik w jego rękę.
Loczek objął mnie ramieniem i pocierając je od czasu do czasu pokazywał najciekawsze miejsca na tutejszej starówce, bo jak się okazało chłopak nie raz już tu był. Kiedy usiedliśmy przed jakąś kawiarnią z kubkami gorącej czekolady atmosfera zgęstniała i byłam wręcz pewna, że zaraz Brad powie coś co mi się nie spodoba.
- Charlie.- Chrząknął.- Wiem, że będziesz się sprzeciwiać. Ale... Jutro mam walkę.
O nie...
- Z Campel'em.
Krew odpłynęła mi z twarzy.
A walne wam dziś maraton, mamy weekend, wiec mam duuuzo czasu.
J. xx