Epeisodion VIII: Jeszcze nie widziałaś wszystkiego, mała wilczyco

102 11 13
                                    

Noc była ciężka. Leah nigdy nie lubiła spać w nowych miejscach – obojętnie, jak wygodne by było łóżko, jaka rozkoszna cisza panowała wokół, jak zmęczona była ona sama, za każdym razem mogła z niezachwianą pewnością spodziewać się nerwowego przewracania z boku na bok w poszukiwaniu wygodnej pozycji i natłoku myśli na wszelkie możliwe tematy, od którego głowa dosłownie pękała. Tym razem jednak w poczet zwyczajnych „przeszkadzaczy" dołączało jeszcze coś...

Nie miała pojęcia, kto jeszcze jest w tym ogromnym domu. Marka znała, o ile mogła tak powiedzieć – wiedziała, że z jego strony nie musiała obawiać się niczego groźnego, zwłaszcza po powitaniu, podczas którego tak jasno dał jej do zrozumienia, że nie jest szczególnie mocno zainteresowany jej obecnością, ale pozostali... Thomas podczas tych kilku krótkich rozmów, na jakie sobie z nią pozwolił, wspominał coś o tym, że członków Radosnej Kompanii, jak uparcie ich nazywał, jest trzech. Nie widziała ich, więc skąd pewność, że będą dżentelmenami, jak Mark?

Parsknęła śmiechem. No, Leah, ty to masz słabe wyobrażenie o dżentelmenach...

Czujny sen z bagnetem od kałasznikowa pod poduszką z pewnością nie był dwunastogodzinnym odłączeniem się od rzeczywistości, do którego zdążyła przyzwyczaić organizm, lecz wbrew pozorom rano czuła się świetnie. Gdy tylko wstało słońce, przeganiając wszystkie nocne zmartwienia i swym światłem czyniąc je mało istotnymi, wstąpiła w nią nowa energia i... nadzieja. Nadzieja na to, że może faktycznie jeszcze będzie dobrze.

On tu jest. A ona już dawno pożegnała się z tamtą małą, nieśmiałą, niedowartościowaną nastolatką, jaką była cztery lata wcześniej. Dlaczego by więc nie spróbować jeszcze raz? Owszem, należy nastawić się na trudności, na smutek, nieraz nawet na płacz... ale czemu miałaby nie mieć nadziei? Jeśli ponownie się nie uda, zrezygnuje przynajmniej z poczuciem, że zrobiła wszystko, co mogła. Trzeba uwierzyć w to, że z jakiegoś powodu Los zetknął ich ponownie... O wiele lepiej tak myśleć, niż zamienić się w bezwolną kulkę nieszczęścia, czego bliska była wieczorem.

O nie. Nigdy więcej biednej kulki.

Ostry makijaż, lecz niczym nieróżniący się od tego, jaki nosiła na co dzień. Bluzka bez rękawów, czarna w białe kropki, z kokardką pod szyją i dekoltem w kształcie łzy. Lekko rozkloszowana spódniczka w kolorze pudrowego różu. Ukryć pod nią pochewkę z bagnetem było zaskakująco prosto. O tak, ten strój już od dłuższego czasu był tym, który zakładała zawsze wtedy, gdy potrzebowała wzmocnienia dla pewności siebie. Zerknęła w lustro, uśmiechnęła się absurdalnie szeroko. Dziwaczna euforia rozpierała ją od środka tak mocno, że aż trzęsły się jej dłonie.

– No, Leah, zmiażdż ich! – warknęła pod nosem i ruszyła w stronę drzwi.

Choć dzień był słoneczny, korytarze Nocnego Dworu i tak spowijał półmrok, przyoblekający wszystko w drgającą na samej krawędzi pola widzenia mgiełkę tajemniczości. Ściany do połowy obito boazerią z ciemnego, wypolerowanego drewna, u szczytu każdej rzeźbionej na krawędziach deski znajdowała się wykonana z niezwykłą precyzją płaskorzeźba róży. Musnęła kilka z nich palcami, skrzywiła się, zauważywszy na dłoniach ślady dawno niewycieranego kurzu. Powyżej boazerii znajdowała się lekko oliwkowa tapeta, przetykana pasami o różnej fakturze. Rozwieszone co jakiś czas obrazy musiały być bardzo stare – farba na wielu z nich zdążyła sczernieć, jaskrawe kolory wyblakły, lecz twarze nadal miały w sobie wiele emocji, co tylko dowodziło kunsztu malarza. Na całej długości korytarza dostrzegła także kilka antycznych komód i etażerek, drogocennych dzbanów, figurek i przedmiotów codziennego użytku – niegdyś zapewne używanych przez nieżyjących już mieszkańców, obecnie stanowiących jedynie ciekawą ozdobę. Wszystko pokrywała gęsta warstwa kurzu. Nietrudno było domyślić się, że to nie Mark urządzał dom – w rozstawieniu mebli i bibelotów gołym okiem widać było kobiecą rękę. To tylko mocniej pobudziło jej kocią ciekawość. Sądząc po stanie rzeczy i tym, że w korytarzu nie było nawet elektrycznego światła, wywnioskowała, że tajemnicza dekoratorka musiała już od wielu lat nie żyć.

Radosna KompaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz