Dziś świętuje dwie ważne dla mnie sprawy. Dziś kończę szkołę i to raz na zawsze i dziś w końcu jestem pełnoletnia. Jeszcze nigdy nie byłam tak podjarana jak teraz. W mojej głowie od kilku dobrych miesięcy malował się przepiękny plan moich urodzin. Wszytko można powiedzieć miałam poukładane, wszytko z wyjątkiem.... Moich rodziców.
***
Mój odwieczny koszmar, który powtarzał się przez 3 lata zadzwonił. Jaką miałam wielką radość móc ten ostatni raz wyłączyć go wiedząc, że już nigdy nie będę musiała go słyszeć. Normalnie wstałabym o 7, ale naszczęście moja szkoła nie jest aż tak pojebana jak inne i apel z okazji zakończenia roku rozpoczyna się dopiero o 10. Stwierdzając ten fakt wstałam o 8. Zawsze byłam rannym ptaszkiem co dawało mi się zawsze we znaki. Tego dnia wstałam o ustalonej godzinie i skierowałam się do mojego okna. Od razu je otworzyłam by poczuć jak świeże powietrze przelatuje przez mój pokój, a jednocześnie dotyka mojej skóry i włosów. Było to przyjemne uczucie przy którym zawsze przeszywał mnie dreszczyk. Postanowiłam zostawić okno otwarte aby mój pokój na jeszcze kilka minut się przewietrzył. Ja natomiast otworzyłam szafkę gdzie zazwyczaj leżały moje ubrania. Mówię, że zazwyczaj bo ci którzy byli w moim pokoju wiedzą, że nie należę do osób, które muszą mieć wszytko poukładane. Jeśli wyciągnę ładnie złożone ubranie to, to jest święto.
Wyciągnęłam z niej mundurek. Niestety w mojej szkole musieliśmy w nich chodzić. Szczerze nie jest to wcale złe. Przeciwnie jest to bardzo dobra obcja. Nikt nie śmieje się z drugiej osoby z powodu stroju lub braku jakiejś oryginalnej rzeczy bo i tak mają wszyscy to samo. Mundurek składa się z czerwonej spudniczki i białej koszulki. Pod to założyłam białą bieliznę i skierowałam się do łazienki. Rozpuściłam włosy, a końcówki lekko pokręciłam, następnie zrobiłam sobie lekki makijaż i zeszłam na dół do moich rodziców.Każdy siedział przy stole i jadł śniadanie. Mój ojciec pił kawę, a matka nakładała kolejne porcje naleśników. Moi bracia natomiast coś robili na telefonach zresztą jak to zawsze u nich bywa. Kacper ma 25 lat, a Kamil 20 co najgorsza jeszcze mieszkają z nami i chyba jak narazie nie myślą o wyprowadzce. Żadne z nich nie ma dziewczyny chodź niby Kacper się z kimś spotyka. Jestem tylko ciekawa czy to coś poważnego czy tylko szybkie numerki. Obaj uważają się za pępki świata chodź nic nie osiągnęli w życiu. Skończyli ledwo co szkołę, a prace załatwił im ojciec w kancelarii. Czasem mam wrażenie, że i tak oni są traktowani lepiej niż ja.
-Dzień dobry!- Powiedziałam siadając do stołu.
-Dobry córeczko. Jak tam samopoczucie?
-A bardzo dobrze mamo.
-Dziś wieki dzień. Nasza mała córeczka dorosła...
-Oj mamo....
-Dorosła? Ciekawe kiedy, przecież nadal wygląda jak dziecko.
-Daj spokój Kacper. Masz zjedz śniadanie. O 9 wyjedziemy.
No tak... Zapomniałam, że moi rodzice również idą ze mną do szkoły. W końcu muszą odebrać nagrodę za moje wybitne osiągnięcia w nauce. Dla mnie to tylko świstek, ale nie dla nich. Pamiętam jak jeszcze byłam mniejsza... Ile to razy krzyczeli, że mam się uczyć bo zostanę nikim, że chcą być oni dumni z córki. Więc jako posłuszna córka uczyłam się. Nie mówię, że nie chciałam, ale bałam się wręcz... Zawsze gdy dostałam złą ocenę to oni dostawali wścieklizny. Doszło to aż do takiego stopnia, że wracając ze szkoły z 4 nie mówiłam im do chwili kiedy jej nie poprawiłam.
CZYTASZ
Telefon Zaufania|Quebonafide|POPRAWKI|
Fanfic-Myślałeś kiedyś o śmierci? | -Tak, ale tego nie zrobiłem. | -Myślałeś o odejściu? | -Tak, ale tego nie zrobiłem. | -To po co jeszcze tu jesteś? | -Po to abym mógł jeszcze raz ciebie zobaczyć, usłyszeć i... Pocałować