Kolejne dni mijały a on tylko marzył o tym, żeby kalendarz wskazał te jedną, wyczekiwaną datę. Draco Malfoy znalazł kogoś, kto mu pomoże. Kogoś, kto ma znajomości i kto jest w stanie zdobyć jakieś wartościowe informacje. Kogoś, kto wydaje się chętny do współpracy. Kogoś, dla kogo poświęcił sen na rzecz poznania się i rozpoczęcia budowy fundamentów zaufania.
Oczywistym było, że zanim wejdą w brudne sekrety tego całego bagna, muszą sobie w jakimś stopniu ufać. Na pierwszym spotkaniu doszli do wniosku, że to będzie najważniejsza rzecz którą się zajmą - zbudują więź. Z jednej strony powinno być to łatwiejsze, nie znają swoich nazwisk, ani nie wiedzą do jakich domów należą, dzięki czemu nie mają uprzedzeń. Z drugiej strony trzeba uważać na każdą informację, którą chcieli się podzielić; przynajmniej do czasu, gdy uznają, że mogą zdjąć maski.
To była druga rzecz, którą ustalili - jeśli się nie dogadają, po prostu odejdą, nie wiedząc z kim spędzili bezsenne noce. W teorii brzmiało to dobrze, ale skąd mieli widzieć, że to ten moment? Skąd będą widzieć, że są już na takim poziomie? I kiedy budowanie więzi przejdzie w szukanie odpowiedzi? Młody Malfoy zwykł zadawać sobie te pytania tuż przed snem, kiedy to mózg lubi myśleć na przeróżne tematy, cały dzień ukrywające się gdzieś w ciemnych zaułkach naszych głów.
I mimo godzin poświęconych na myślenie, nie dochodził do żadnych logicznych wniosków. Potrafił zmarnować setki minut, a i tak zawsze kończył w punkcie wyjścia, czasem nawet wiedząc mniej, niż na początku.
Dlatego, kiedy obudził się i zdał sobie sprawę, że dziś jest ten dzień, postanowił, że nie będzie zaczynał tych myśli, skupi się na lekcjach, znajomych, pozwoli mózgowi odpocząć przed spotkaniem.
Wszyscy, rzecz jasna, wiemy jak to się skończyło. Na obronie przed czarną magią rozlał atrament na notatki, na obiedzie zabrał się za jedzenie zupy dyniowej nożem. W trakcie eliksirów doprowadził Hermionę do furii poprzez wielokrotne przynoszenie złych składników. I doskonale wiesz, co zaprzątało mu głowę cały ten dzień. Chociaż nie co, a kto. Draco Malfoy pozwolił swojej szansie na odkrycie tajemnicy życia, w postaci nieznanej kobiety, zająć cały swój umysł, na calusienki tydzień. Ten sam blondyn, który po latach chodzenia do szkoły nie wygospodarował miejsca na imiona innych osób z roku, i nadal nie jest w stanie z tłumu wybrać kolegów uczęszczających na te same zajęcia.
Ten sam chłopak pod koniec dnia drżącymi rękami zakładał na siebie maskę przekraczając próg jego, ostatnio ulubionej, sali z numerem 37. Oczywiście przybył przed czasem, więc miał chwilkę na rozejrzenie się. Pomieszczenie znowu było zakurzone, na szczęście nie było tak źle, jak ostatnio. Fotele nadal stały na środku i Draco jedynie machnął różdżką w celu pozbycia się kurzu.
Wyciągnął ręce do góry przeciągając się i zrobił kółko wokół własnej osi. Kiedy stanął, zauważył coś dziwnego. Mebel, zdecydowanie większy od ławki, czy nawet dwóch, stał pod ścianą przykryty białym prześcieradłem. Draco wiedział, że niepotrzebne rzeczy z innych sal są czasem wrzucane do tych nieużywanych. Chłopak podszedł powoli do znaleziska i jednym zwinnym ruchem zrzucił biały materiał. Jego oczom ukazał się wielki stół z jakimiś dziwnymi kółkami, patykami i plastikowym trójkątem.
- O! Stół do bilardu! Wspaniały pomysł!
W sali rozległ się dźwięk powodowany szybką serią wesołych klaśnięć brunetki. Uśmiechnięta, pełna energii, zupełnie inna, niż ta, która weszła tu tydzień temu. Draco przechylił głowę i zamrugał kilka razy z pytaniem wypisanym na twarzy.
- Stół do... czego?
Dziewczyna wciągnęła powietrze i uśmiechnęła się szeroko. Wyglądało na to, że właśnie wpadła na jakiś pomysł.
CZYTASZ
Dramione | To, w którym Draco...
FanfictionDraco nie był skrzywdzonym dzieciakiem, zmuszanym do wywyższania swojej pozycji i kochającym w ukryciu szlame. Nie, nie, nie, zdecydowanie nie i jeszcze raz nie. Był nauczony takiego, a nie innego zachowania, więc robił to co uważał za poprawne. Ale...