- Pomóc Ci?- Podchodzi do mnie zielonooka. Podaję mi rękę, chwytam ją i patrzę w jej dwie iskierki szczęścia, czemu jest tak jest? Jestem zwykłą dziewczyną, która nic nie zrobiła dobrego w życiu. Przynajmniej tak myślę, bo przecież jakbym była dobrym człowiekiem żyłabym z ukochaną osobą w drewnianym domku i oglądając zachód słońca.
- Dziękuję.- Szepnęłam i wstałam na równe nogi, dzisiaj wychodzę z tego czegoś nazywanego szpitalem. Nienawidzę tutaj być, niestety muszę przez moje serce.
Uśmiecham się krótko. Jej wygląd mnie onieśmiela. Lauren zaproponowała mi, że mnie odwiezie. Jest taka dobra, mój aniołek. STOP. Jaki mój? Przecież ona jest Lucy i to mnie smuci najbardziej, widać, iż dziewczyny coś do siebie czują. Złudne nadzieje, które pojawiały się za każdym razem, kiedy kobieta mi pisała takie piękne rzeczy, zniknęły. Na co ja liczyłam? Na będą żyły długo i szczęśliwie? Przecież to nierealne, jestem tylko koleją osobą, która urodziła się po to, żeby zatruwać ludziom życie.
- O czym myślisz Camz?- Zapytała z troską, czy ją interesuję o czym myślę? Nie, to nie możliwe, kogo interesuje moja osoba?
- O niczym ważnym.- Westchnęłam, szłyśmy przez korytarz, kobieta trzymała moją torbę, jest taka czuła. Czy to wstyd myśleć teraz co ona by zrobiła ze mną w łóżku?
- Cami, widzę, że jest coś na rzeczy, coś się stało cukiereczku?- Dwa zdrobnienia w jednym zdaniu? Ona jest taka urocza! Mam ochotę rzucić się na nią i wycałować z tych zdrobniej. Camila przestań myśleć o takich brudnych rzeczach.
- Czemu mówisz do mnie cukiereczku?- Spytałam, w sumie mnie to zastanawia, w końcu ma swoją wybrankę. To chyba nie w porządku do mnie mówić takie zdrobnienia.
- A nie jesteś moim cukiereczkiem?- Zdziwiło mnie to pytanie i to bardzo.
- A twoja dziewczyna?- Zmarszczyłam brwi. Wchodziliśmy właśnie do windy, byłyśmy tam same co trochę mnie zaniepokoiło. Lauren zbliżyła się do mnie i pogłaskała po policzku, o co jej do cholery chodzi?
- Lucy nie jest ważna w tej chwili, to ty mi się podobasz Camzi.- Szepnęła mi do ucha i przeniosła jedną dłoń na moje biodro, teraz już nie kumam. Jak ja mogę jej się podobać? Jestem brzydka i dziwna, jak takie coś może być dla niej kimś co jej się podoba?- I wiesz co?- Ugryzła mnie w płatek, matko czy to dzieje się na prawdę?
- Hm?- Tylko tyle byłam w stanie wypowiedzieć, byłam zamroczona jej ruchami, które była takie delikatne, a zarazem seksowne. Skłamałabym gdybym powiedziała, że mi się to nie podoba.
- Pieprzyłabym Cię w tej windzie gdyby nie fakt, że zaraz wysiadamy, cukiereczku.- Powiedziała to centralnie kilka centymetrów od moich ust, po czym odsunęła się ode mnie kiedy winda się otworzyła. Serio?! W takim momencie? Mam jakiegoś pierdolonego pecha czy jak?
Wyszłam pierwsza lecz zatrzymałam się gdy poczułam czyjąś dłoń na moim pośladku, oczywiście jej dłoń. Ścisnęła go i obeszła mnie z gracją jak prawdziwa dama. Stałam jak słup myśląc nad czym co ona przed chwilą zrobiła, przecież to nielogiczne. Ja i ona? Nawet w snach to nie jest prawdopodobne.
- Idziesz czy będziesz stała zatrzymując windę Camzi?- Zaśmiała się, ma taki cudowny śmiech, przecież ona cała jest cudowna, nie można nawet o tym dyskutować. Jakby ktoś stwierdził, że ta idealna kobieta jest przeciętna, a co gorzej brzydka, dostałby ode mnie tak bardzo, że obróciłby się 5 razy i wyleciał przez okno w tej chwili.
- Co?- Zmarszczyłam brwi.- A tak tak, już idę.- Ruszyłam za kobietą, wstyd się przyznawać, ale jej tyłek jej boski! Tak dobrze się poruszał, że miałam ochotę go klepnąć i wycałować.