siedem

247 22 3
                                    

-No więc... Emily. Czy wiesz dlaczego tu jesteś?- siwiejący mężczyna siedzący przy swoim małym zapełnionym jakimiś dokumentami biurku poprawił nerwowo swoje okulary. 

-Ponieważ pobiłam dziewczynę z mojej klasy a potem dyrekcja wysłała mnie do pedagoga a stamtąd przysłali mnie tu?- sama nie wiem czy to było bardziej stwierdzenie czy pytanie. 

-Można tak powiedzieć... dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego ją uderzyłaś?- psycholog. Tak dokładnie ci idioci wysłali mnie do pieprzonego psychologa..  a więc '''najlepszy psycholog w mieście''' nachylił się bliżej mnie ukazując swoje zainteresowanie moją "fascynującą" historią.

wspominałam że czasami jestem aż zbyt sarkastyczna? 

Nie chciałam mu nic mówić, nie ufałam takim ludziom. Oni są wyszkoleni, wcale ich naprawdę to nie obchodzi po prostu wiedzą co powiedzieć do np. dzieci prześladowywanych, do alkoholików, narkomanów... Nie chcąc patrzeć na jego wyczekujący wyraz twarzy zaczęłam uważniej przyglądać się pomieszczeniu.  

Ściany były jasno brązowe a na nich było pełno dyplomów oprawione w byle jakie tanie ramki z przeceny.. tak myślę. Ah no tak kiedy ludzie widzą tyle dyplomów myślą że to jest naprawdę jest dobry psycholog który może pomóc rozwiązywać problemy, niektórzy są tak bardzo naiwni.. 

-A więc? Zamierzasz mi powiedzieć co się tam stało panno Carter?- tabliczka z nazwiskiem przyczepiona do jego pedalskiego sweterka oznajmiła mi że facet nazywa się John Thompson.. a więc John rozsiadł się wygodniej na fotelu opieracjąc głowę o ramię. 

-A czy wyglądam dla pana na osobę która ma ochotę coś opowiadać?- uniosłam brew.- chcę stąd wyjść.

-A.. ale panno Carter..- na to chyba nie był przygotowany

-Koniec wizyty, panie Thompson.- powiedziałam odważniej po czym wstałam i z resztkami odwagi opuściłam pomieszczenie..

 Może wydawałam się odważna ale w środku kryła się mała, bezbronna dziewczyna płacząca w kącie z bezsilności. 

-Wszystko w porządku, Em?- Michael ścisnął mocniej moją dłoń wyrywając mnie przy tym z wspomnień.- Emily.

-Co? Ah, tak. Wszystko ok. Przepraszam.- szepnęłam spuszczając wzrok. Po chwili jednak spojrzałam w jego zielone hipnotyzujące oczy. 

Wystarczyło jedno spojrzenie aby zrozumieć wszystko.. nie potrzebowaliśmy słów On doskonale mnie rozumiał tak jak ja jego. To nam wystarczyło.

-Ona jest moją matką i ja po prostu.. nie mogę ja.. ja nie potrafię tego wszystkiego utrzymać na swojej głowie..- wtedy mój głos się złamał a ja wtuliłam się w chłopaka. 

-Csii.. już dobrze, kochanie.. będzie dobrze.- głaskał mnie po głowie szepcząc w moje włosy uspokajające słowa coraz mnie całując.- obiecuję

-Bez Ciebie moje życie byłoby niczym. Potrzebuję Cię jak powietrza którego nie mam.- słowa same wyszły z moich ust. Spojrzałam na Mikeya zamazanym przez łzy wzrokiem i po chwili pozwoliłam łzom polecieć w dół po moich policzkach. 

-Nie płacz, Ems. Kocham Cię najbardziej na świecie. Wiesz bez Ciebie nie czuł bym się tak dobrze jak teraz, wypełniasz dziurę w moim sercu.

-Ale ja myślałam..- zaczęłam ale po chwili poczułam na swoich ustach jego. Zdaje się jakby pocaunek trwał kilka sekund a jednak wieczność.

-Proszę Cię, kochanie nie myśl już więcej.- zaśmiał się opierając swoje czoło o moje. Dalej czułam na swojej twarzy jego gorący oddech

-okej, kochanie.- cicho zachichotałam. Jest taki uroczy.- Na zawsze?

-Na zawsze i o jeden dzień dłużej.-szepnął u pocałował czubek mojego nosa.

* * *

-Gdzie ty znowu byłaś, idiotko?- krzyk rozniósł się po całym domu a zaraz po tym poczułam ostre uderzenie w brzuch. Lekko zatoczyłam się do tyłu i upadłam.- Może to cię w końcu nauczy jakiegoś posłuszeństwa mała kurwo.- po raz kolejny krzyknęła i uderzyłam mnie w twarz. Po policzkach ciąglę leciały łzy a z moich ust wydobywały się ciche jęki bólu. 

-Zostaw mnie, proszę.- ostatnie słowo wyrypiałam resztami sił. Kobieta zwana moją rodzicielką tylko się gorzko zaśmiała po czym po raz kolejny kopnęła mnie w brzuch. i znowu. i znowu.

Była bezlitosna, chciała się po prostu wyżyć, uderzyła mnie w nos z którego zaraz pociekła krew. Kolejnym jej celem był mój policzek który zaraz po uderzeniu zaczął mrowieć i w ogóle go nie czułam.

-Co, znowu- z jej ust wydostał się śmiech który był szorstki, gorzki i wymuszany- znowu byłaś u tego swojego kochasia, co? Już mu dałaś? Pewnie że tak inaczej do teraz by z tobą nie był ty mała szmato.- ostatnie uderzenie które sprawiło że powoli zaczęłam tracić przytomność. Moje powieki stały się ociążałe a głosy, krzyki coraz bardziej odległe i nastąpiła tylko ciemność. 

___________________________________________________________________

uhuhuhuhuuhuhu i jaaaak? Jeny akurat miałam napad weny to szybko zabrałam się za pisanie. hihi

Bardzo dziękuję za pomoc w udostępnianiu linka do tej książki jestem wam naprawdę bardzo wdzięczna! :')

#MilyShippers łączmy się.   

I can't | m.c ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz