16.

416 28 12
                                    

Kilka pierwszych dni minęło w zawrotnie szybkim tempie. W ciągu jednego wieczoru skończyłam tekst piosenki i byłam niezmiernie ciekawa czy pasuje on do tego tekstu, który pewnie leży pod drzwiami od mojej komnaty.
Bardzo zbliżyłam się również do księcia Michaela pod względem relacji koleżeńskiej. Dogadujemy się i bardzo miło spędza mi się z nim czas. Dzisiaj, wreszcie mamy dzień, gdzie mogę zwiedzić okoliczne pola, lasy... po prostu przyrodę. Poznałam już królestwo oraz miasto, poddani są tutaj niezmiernie życzliwi i kochani. Szanują mnie, rodzinę królewską i w dodatku siebie nawzajem. Myślę, że jeśli będę tutaj wracać, to na pewno z przyjemnością.

— Panienka jest gotowa? — obok mnie pojawiła się Maria. Zerknęłam na nią przez lustro i przytaknęłam.

— Jasne — odwróciłam się. — Nie mam pojęcia, o której razem z księciem wrócimy. Chciałabym żeby pani w razie potrzeby przekazała królowej, że do wieczora przybędziemy — dodałam, a kobieta przytaknęła. Podziękowałam skinieniem głowy i wyszłam z komnaty, kierując się do stadniny. Uśmiechnęłam się lekko kiedy na wejściu zobaczyłam księcia, który właśnie karmił konia jabłkiem. Mój koń stał obok zaprzężony i czekał na mnie.

— Cześć — przywitałam się, a chłopak zwrócił na mnie swoją uwagę, również odwzajemniając uśmiech.

— Hej — odpowiedział i pogłaskał konia. — Gotowa na przejażdżkę? — spytał, a ja przytaknęłam. Usiadłam na konia i spojrzałam na niego, dziwiąc się lekko, ponieważ na koniu zobaczyłam dosyć sporych rozmiarów bagaż.

— Musisz to gdzieś zawieść? — spytałam, zerkając na niego. Pokręcił przecząco głową.

— To koc i trochę jedzenia na piknik — odpowiedział. Przytaknęłam. Kilka minut później wyjechaliśmy na koniach ze stadniny, kierując się w stronę pola, a następnie lasu.

Między nami panowała cisza, ale nie było to spowodowane kłótnią lub nieprzyjemnym napięciem. Ja podziwiałam naturę, która panowała w tym królestwie, a on nie chciał mi w tym przeszkadzać. Zrozumieliśmy się bez słów.

— Mogę zadać ci pytanie? — odezwał się, tym samym zwracając moją uwagę na siebie.

— Oczywiście — odpowiedziałam i pogłaskałam konia.

— Myślałaś kiedyś o tym, żeby uciec? Jak najdalej od królestwa i zaznać prawdziwego życia? — zmarszczyłam brwi i przez chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią. Jasne, wiadomo, że o tym pomyślałam. Wielokrotnie, ale to i tak było niemożliwe.

— Myślałam — spojrzałam na niego. — Dlaczego pytasz?

— Ja też. I chciałem to zrobić teraz — otwarłam szeroko oczy i zatrzymałam konia. — Nie żartuję. To nasza okazja, Violetta.

— Michael, o czym ty mówisz? Nie mamy chociażby żadnego jedzenia, picia ani gdzie nocować, jak chcesz to zrobić? — westchnął i poklepał się po bagażu, który wiózł na koniu.

— Zabrałem wszystko na wszelki wypadek, gdybyś się zgodziła. Obydwoje wiemy, że najprawdopodobniej skończy się to tym, że zostaniemy małżeństwem i jak w każdym królestwie, będziemy musieli postarać się o potomstwo i rządzić królestwem — tym razem to ja westchnęłam i spuściłam z niego wzrok. — Nie widzisz tego? Oni nami rządzą, wiem, że inni ludzie nie mają łatwo, ale posłuchaj. Jeśli ta ucieczka by się udała, do końca życia sami o sobie decydujemy — pokręciłam przecząco głową.

— To nie jest możliwe książę. Jesteśmy znani jako członkowie rodziny królewskiej, co łączy się z tym, że cały świat wie jak wyglądamy. To nie jest możliwe — cmoknął ustami.

— Nie, Violu. Wszystko da się załatwić. Po roku, może dwóch latach, odpuszczą. A my będziemy znajdować się na drugim końcu świata, wylegując się na słonecznej plaży — westchnęłam ponownie. Bardzo przekonywała mnie ta propozycja, bo nie ukrywam, że z chęcią uciekłabym od tego marnej rzeczywistości, która w każdym życiu królewskim kończyła się tak samo. Również, jeśli chciałabym mieć dzieci, pragnę, aby miały lepsze życie niż to, które doświadczyłam ja.

— Po jakim czasie zaczną nas szukać? — spytałam.

— Zbliża się powoli wieczór. Do wieczora mieliśmy wrócić, zorientują się wtedy, że coś jest nie tak, a my będziemy już daleko stąd — zacisnęłam usta. Raz się żyje.

— Jedziemy — odparłam i potrząsnęłam ogłowiem po czym koń ruszył. Po chwili książę dołączył do mnie i wspólnie rozpoczęliśmy naszą ucieczkę.

***

W nocy poczułam jak adrenalina zaczęła mi opadać, a do mnie zaczęło docierać co się stało. Nie było już odwrotu, poniosłabym za to duże konsekwencje. Opierałam się o drzewo, siedząc na ziemi. Mój koń był przywiązany obok i jadł trawę. Książę zaopatrzył nas w najpotrzebniejsze rzeczy. Koce, jedzenie, picie, kilka rzeczy do utrzymania higieny i luźne rzeczy na zmianę. Według niego mieliśmy zmienić kompletnie swój image. Ja miałam zostać blondynką z krótkimi włosami, a on miał ściąć swoją burzę włosów na głowie. To było wręcz niewykonalne zadanie.

— Nie śpisz? — usłyszałam jego głos. Zerknęłam na niego i pokręciłam przecząco głową.

— Nie mogę zasnąć — odpowiedziałam, wpatrując się w gwiazdy. Usłyszałam z jego strony ciche westchnięcie. — Nie wiem czy tak długo wytrzymam.

— Mamy siebie, Violu — położył swoją dłoń na mojej. Prychnęłam cicho.

— Nie mamy niczego. Tak naprawdę nawet nie wiemy jak przetrwać, kiedy braknie nam pożywienia. W pałacu mieliśmy wszystkie te rzeczy zapewnione, inni ludzie wiedzieli jak sobie poradzić w takiej sytuacji.

— Patrz na to pozytywnie — pokręciłam przecząco głową sama do siebie i zsunęłam się, ułożyłam wygodnie i zamknęłam oczy. Poczułam jak jego ramię mnie obejmuje, a on wdycha mój zapach włosów. — To jeden z tych pozytywnych powodów. Możemy poznać się jeszcze lepiej, spędzić ze sobą mnóstwo czasu... — mruknął. Zacisnęłam zęby, bo jedyna osoba, z którą chciałabym poznać się jeszcze lepiej i spędzić mnóstwo czasu był Leon. I tylko Leon.

— Dobranoc — zignorowałam jego słowa i starałam się zasnąć. Chłopak nic nie odpowiedział, najprawdopodobniej urażony brakiem odpowiedzi z mojej strony. Wreszcie po pewnym czasie zasnęłam, odpływając na chwilę od trudnej rzeczywistości.

princess || violetta x leonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz