Rodziny się nie wybiera

2K 61 6
                                    

Wróciliśmy do domku bobrów powolnym krokiem, co okazało się zgubne. Wilki na nas polowały. W oddali słychać było ich wycie. Wpadliśmy do do chatki, pani Bobrowa pakowała jakieś rzeczy do koszyka, a Piotrek podstawiał skrzynie pod drzwi. Pan Bóbr pokazał nam tunel przez który można się wydostać. Czekaliśmy tylko na jego żonę, która szukała czegoś w szufladach.

- Co ona tyle robi? - zapytał spanikowany Piotr.

- A bo ja wiem. - odpowiedział mu pan Bóbr.

- Później mi podziękujecie. To długa droga, a jak mąż nie będzie jadł to się zrobi nie do wytrzymania. - powiedziała pani Bobrowa pakując ostatnie rzeczy.

- Przyda się dżem? - Zuza pomagała gospodyni.

- Wilki wolą mięso. - powiedziałam i odsunęłam się od okna, ponieważ wilki zaczęły burzyć dom w którym się znajdowaliśmy. Łapy zwierząt wystawały że ścian. Sięgnęłam po nóż leżący na stole i wbiłam w odnóża  jednego z nich. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. - Na co czekacie? W nogi! - Wbiegliśmy do tunelu za panem Bobrem. Trzymałam Zuzię za rękę, a ona Łucję. W pewnym momencie się zatrzymałam i wytężyłam słuch. - Są już w tunelu. - szepnęłam.

- Szybko! - rozkazał pan Bóbr.

Wyszliśmy z tunelu. Piotr zastawił przejście, a pani Bobrowa wpatrywała się w posągi stojące obok. Wyglądały jak ozdoby ogrodnicze, tyle że ich miny były przerażone. Podszedł do niej jej mąż i przyglądał się jednemu z nich.

- Tak mi przykro kochanie. - pocieszała go żona.

- Był moim najlepszym przyjacielem.

- Tak kończą Ci, którzy zadzierają z Białą Czarownicą. - wszyscy spojrzeli na lisa, który wypowiedział te słowa.

- Nie odzywaj się zdrajco, bo rozszarpie Cię na strzępy. - krzyknął pan Bóbr.

- Nie masz się o co bać, jestem po waszej stronie.

- Jakoś na takiego mi nie wyglądasz.

- Rodziny się nie wybiera, nieprawdaż? - odpowiedziało mu zwierzę. Najstarszy Pevensie osłaniał nas wszystkie swoim ciałem, co było nawet urocze. - Schowacie się, czy wolicie poczekać aż wilki was zjedzą?

- A masz jakiś pomysł? - zapytał Piotr.

- Właźcie wszyscy na drzewo. -
zrobiliśmy co nam kazał. Najpierw weszła Łucja, potem Zuza, bobry, ja i Piotrek.

- A Ty? - zapytałam lisa.

- Poradzę sobie.

Siedziałam niespokojne na drzewie. Dobijał mnie fakt, że ja siedzę tutaj, a lis jest na dole trzymany w paszczy jednego z wilków. Jeżeli mu się coś stanie? Wiem że zraniłam zwierzę jeszcze przed chwilą, ale to był akt samoobrony. To jest co innego. Piotrek musiał trzymać rękę na ustach Łusi, żeby ta nie pisnęła. Lis wyglądał coraz gorzej, a wilki nie dawały za wygraną. Pytały gdzie poszliśmy, dokąd dokładnie zamierzamy i przez chwilę bałam się, że ich kuzyn nas wyda, ale na szczęście tak się nie stało.

- Pobielgi na północ. - szepnął lis.

- Szybko. - rzekł wódz wilków i pobiegł w stronę, która wskazało mu zwierzę.

Dwie minuty po odejściu wilków zeszliśmy na ziemię. Pierwsze co zrobiłam zaraz po tym to przytuliłam mocno Zuzię i Łucję. Byłam bardzo szczęśliwa, że nic im się nie stało.

- Yhm..yhm.. A ja to co? - zapytał Piotrek.

- Ty na to nie zasługujesz. - odpowiedziałam mu i wystawiłam język. Ale potem i tak podeszłam do niego i go przytuliłam.

- Wiedziałem, że nie odmówisz sobie takiej przyjemności. - szepnął mi na ucho.

- Chciałbyś. Zrobiłam to tylko dlatego, że jesteś bratem moich najlepszych przyjaciółek. - odpowiedziałam i poszłam pomóc pani Bobrowej opatrywać lisa.

- Ja i tak wiem swoje! - usłyszałam za sobą.

Wieczór się zbliżał, dlatego pan Bóbr rozpalił ognisko. Zuza szykowała coś do jedzenia, a Łucja jej w tym pomagała. Ja siedziałam pod jednym z drzew i wpatrywałam się w tańczące płomyki.

- Nie wierć się tak. No gorzej niż mój stary w kąpieli. - pouczała lisa pani Bobrowa.

- A weź nawet nie przypominaj. - mruknął jej mąż.

- Bardzo dziękuję za opiekę, ale kiedy indziej dokończę tę kurację. - powiedział lis.

- Czemu już idziesz? - zapytała Łucja.

- To był zaszczyt wasze wysokości, ale muszę ruszać w dalszą podróż. - skłonił się przed nami - Aslan zalecił mi zgromadzić armię.

- Spotkaleś Aslana? - odezwał się pan Bóbr.

- Jaki on jest? - dodała jego małżonka.

- Jest spełnieniem wszystkich naszych marzeń. Dobrze będzie mieć go u boku w bitwie przeciw Białej Czarownicy.

- My nie weźmiemy w niej udziału.  - rzekła Zuzanna.

- Ale jak to? Królu Piotrze, Królowo Ario jesteście nam potrzebni. Co z proroctwem?

- My chcemy tylko odzyskać brata. - odpowiedział mu Piotr.

- Przykro mi. - posłałam mu smutny uśmiech. Zwierzę odeszło bez słowa, a my zasiedzieliśmy do kolacji.

Po zjedzonym posiłku położyliśmy się spać. Ten dzień był meczoncy, dlatego wszyscy szybko zasnęli, oprócz mnie. Leżałam przykryta kocem i patrzyłam w rozgwieżdżone niebo. Przymknęłam na chwile oczy i poczułam narastające ciepło. Otworzyłam je i zobaczyłam jak Piotr okrywa mnie dodatkową tkaniną.

- Nie możesz mi zmarznąć, bo jak będziesz jutro maszerowała z katarem? - zapytał.

- Jest jedno rozwiązanie. Będziesz musiał mnie nieść. - zasmiałam się cicho.

- No nie wiem, ostatnio przytyłaś.

- Ejj! - zaczęłam okładać go pięściami.

- Żartuje, żartuje. Uspokuj się, bo złość piękności szkodzi. - uśmiechnął się głupkowato.

- Bardzo śmieszne. - prychnęłam pod nosem.

- A tak w ogóle to czemu jeszcze nie śpisz?

- Tak jakoś. Martwię się o Edmunda i o nas wszystkich. Nagle trafiliśmy do magicznej krainy, w której są gadające stworzenia, rządzi jakiś Aslan, przeszkadza mu Czarownica i w której zwierzęta nam się kłaniają. To jest chore.

- No może trochę. Ale jestem pewien, że wrócimy do domu i to wszyscy w piątkę. Zobaczysz. - posłał mi lekki uśmiech  i położył się obok mnie - Idź spać. Jutro ciężki dzień. - Po tych słowach zamknęłam oczy i odpłynęłam do krainy Morfeusza.

__________________________________

Hejka!💕
Jakoś ostatnio nie miałam czasu na pisanie, ale mam nadzieję, że teraz się to poprawi. Za wszystkie błędy bardzo przepraszam, a jeżeli macie jakieś uwagi to piszcie w komentarzu.✏

Remember that I am • Opowieści z Narnii •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz