Koronacja

1.7K 63 5
                                    

- Edmund. - szepnęłam i szybko podniosłam się na nogi. Syknęłam z bólu już po pierwszym kroku. Czułam niemiłe pieczenie w kostce. Znając moje szczęście sobie ją skręciłam, ale to nieważne. Trzeba zająć się Edmundem. Pewnie leży gdzieś teraz w rowie z innymi poległymi. Gdzie dziewczyny? Powinny już tu być skoro sam Aslan zaszczycił nas swoją obecnością. 

- Nie wstawaj. Masz skręconą kostkę. - Piotr chwycił mnie za rękę - To już koniec. Jesteś bezpieczna.

- A dziewczyny? I gdzie do cholery jest Edmund?! - chłopak jakby otrzeźwiał i pobiegł za mną szukać brata. Edek leżał samotnie na trawie. Cały się trząsł i ledwie oddychał, a na dodatek jakiś karzeł chciał go dobić. Biegłam tak szybko na ile pozwalały mi nogi, ale nadal byłam za daleko od niego, by go uratować. Nagle strzała przeleciała mi koło głowy i trafiła prosto w klatkę piersiową karła. Zuzanna stała kilka metrów za mną ciągnąc za sobą Łucję. Po chwili wszyscy nachylali się nad Edmundem. Najmłodsza Pevensie sprawnie wlała do ust brata kilka kropel wywaru z Ognistych Kwiatów. Odetchnęłam z ulgą dopiero, gdy jego oddech się unormował i otworzył oczy. Piotr szybko porwał go w ramiona. Wiedziałam, że nie wybaczyłby sobie, gdyby któremukolwiek z nas by się coś stało.

- Zawsze musisz mi robić na złość? - zapytał  z uśmiechem na ustach. To było takie piękne uczucie mieć ich wszystkich bezpiecznyk wokół. Rodzeństwo zrobiło zbiorowego przytulasa, a ja przyglądałam się im z uśmiechem.

- Ekhm... Mam rozumieć, że teraz będę musiał wysyłać Ci specjalną prośbę jeżeli będę chciał się przytulić? - zapytał Edmund.

- Och Edek.. - spojrzałam na niego z politowaniem, ale chętnie się z nimi przytuliłam. Od tyłu zaszedł nas Aslan, który zaczął dmuchać na Narnijczyków zamienionych w kamień. Łusia szybko się zorientowała, że ona też może pomóc. Razem z siostrą biegały po całym polu walki i uzdrawiały tych, którzy jeszcze żyli. Ja siedząc na trawie zdążyłam już nakrzyczeć na Edmunda za jego nieodpowiedzialne zachowanie. Przecież miał się wycofać, a nie pchać prosto w szpony Wiedźmy. Co prawda pomógł nam, ale jakim kosztem. Mógł zginąć!

- Bo ty napewno całą wojnę spędziłaś na ukrywaniu się za kamieniem. - Edek wywrócił oczami - Zrozum, niemogłem pozostawić całej sławy dla was dwoje. Już i tak nie dało się z wami wytrzymać, a terazbyłoby jeszcze gorzej. - zaśmiał się, a my z nim.

- Lepiej chodźmy się ogrnąć, bo nie za bardzo lubię widok krwi. - mruknęłam i wstałam, ale od razu tego pożałowałam. Moja kostka podczas biegu bardzo spuchła. Wydawało mi się, że skoro ją skręciłam to nic gorszego się nie stanie, ale ten ból był większy od poprzedniego. Syknęłam cicho, co nie uszło uwadze Piotrka.

- Twoja noga. Nie możesz chodzić, bo jeszcze bardziej pogorszysz swój stan. - powiedział.

- Może trochę boli, ale jakoś dam radę. Odległość od obozu nagle się nie zmniejszy.

- Idziecie czy nie?! - krzyknął Edmund, który był kawałek przed nami.

- Idziemy! - odkrzyknął mu brat i wziął mnie na ręcę w stylu ,,panny młodej''. Krzyknęłam zaskoczona nagłą utratą gruntu.

- Mogę zapytać co robisz? - rzekłam.

- A nie widzisz? Myślałem, że przynajmniej masz dobry wzrok.

- Ja mam wszystko dobre i zastanawiam się dlaczego mnie niesiesz.

- Bo nie chcę żebyś pogorszyła swojego stanu, a poza tym i tak byś sama nie dała rady dojść.

- Ale ty możesz po wojnie z magicznymi stworzeniami zgrywać rycerza i nieść mnie przez taki kawał, tak?

- Po pierwsze, to nie zgrywam rycerza tylko nim JESTEM, - specjalnie podkreślił ostatnie słowo - a po drugie ja wszystko mogę. - uśmiechnął się zwycięsko.

Remember that I am • Opowieści z Narnii •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz