Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
◦⋆◦⋆◦⋆
Wszedł do wnętrza pomieszczenia, a widok, który nim zastał, spowodował, że z jego ust wydobyło się zrezygnowane westchnienie. Taehyung siedział skulony na krześle, co chwile przymykając na kilka sekund powieki. Starał się nie zasnąć, pomimo że zmęczenie dawało mu się we znaki. Nie chciał odstąpić Jungkooka na krok, choć takie postępowanie powodowało tylko i wyłącznie wyniszczanie jego organizmu.
Szatyn skierował się po cichu do jasnowłosego, po czym stanął za jego krzesłem, oplótł ramionami jego ciało, kładąc przy tym brodę na jego głowie. Poczuł, jak ciało Kima się spina pod wpływem jego dotyku, dlatego wzmocnił uścisk, starając się dodać mu tym otuchy.
— Tae, może już starczy na dzisiaj, co? Jest już późno, musisz wrócić do domu i chociaż spróbować się przespać.
— Nigdzie się stąd nie ruszam. Zbyt wiele czasu zmarnowałem na siedzenie w domu, a od mniejszej ilości snu jeszcze nikt nie umarł — odpowiedział oschle Kim, strzepując z siebie ręce przyjaciela, na co Min przewrócił jedynie oczami, a następnie obszedł mebel, na którym on siedział, by móc złapać z nim kontakt wzrokowy.
— Przestań zachowywać się jak dziecko. Twoje olewatorskie podejście do życia w niczym nie pomoże, jedynie wyniszczysz tym samego siebie, a chyba nie chcesz dołączyć do Jeona, prawda? — Zmierzył go surowym spojrzeniem, czekając na reakcję z jego strony, jednak okazała się ona zupełnie różne od tej, na jaką w głębi siebie liczył.
— To ty przestań mówić mi co mam robić, Yoongi. Nie rozumiesz, że to moja wina, że on tu teraz umiera?! To ja doprowadziłem do tego cholernego wypadku i oddałbym wszystko, żeby zabrać od niego to całe bagno. — Z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem głos drżał mu coraz bardziej, a w kącikach oczu ponownie zbierały się łzy. Czuł, jak jego serce nieodwracalnie rozrywało mu się na milion kawałków, a nic nie było w stanie w żaden uśmierzyć bólu, nic nie potrafiło oddać mu ukochanej osoby z powrotem.
Szatyn spojrzał na niego smutnym wzrokiem, po czym zamknął go w szczelnym uścisku gładząc kojąco plecy jasnowłosego, pozwalając mu tym wypłakać się w jego ramię. Ten widok bolał go cholernie, bo nie mógł w żaden sposób pomóc przyjacielowi. Niestety nie miał magicznych zdolności uleczania ludzi, a czasem by się takowe przydały. Pozostało mu jedynie wspierać blondyna na tyle, ile był w stanie.
Nie liczyli czasu, który spędzili w tamtej pozycji, jednak gdy zauważył, jak oddech chłopaka się unormował postanowił dokończyć rozmowę.
— Posłuchaj mnie teraz uważnie, dzieciaku, bo nie mam zamiaru się powtarzać — zaczął, odsuwając od siebie delikatnie ciało Taehyunga, by móc złapać z nim kontakt wzrokowy. Otarł kciukiem jego mokre od łez poliki, po czym przeniósł ręce na ramiona jasnowłosego, na których zaczął delikatnie kreślić kółeczka, próbując dodać mu tym otuchy. — Wiem, że jest ci trudno pogodzić się z zaistniałą sytuacją, ale to nie usprawiedliwia twojego idiotycznego postępowania. Nie pozwolę ci się stoczyć ani tym bardziej dołączyć do Jeongguka na intensywną terapię, więc radzę ci zabierać swój tyłek z tego szpitala, póki jeszcze nie wyniosłem cię stąd siłą.
— Robię to tylko ze względu na to, że nie chcę by twój kręgosłup ucierpiał na podnoszeniu mnie — burknął pod nosem, po czym ostatni raz spojrzał na wciąż nieruchome ciało swojego ukochanego, a następnie zgarnął kurtkę z oparcia krzesła, którą od razu włożył. — Do jutra, Yoonie — powiedział, uśmiechając się przy tym blado w stronę przyjaciela, na co w odpowiedzi został po raz ostatni tamtego dnia zamknięty w szczelnym uścisku.
— Uważaj na siebie, Tae. — Pogładził delikatnie plecy blondyna, by po chwili odsunąć od siebie jego drobne ciało i odprowadzić wzrokiem do drzwi.