IX

39 8 0
                                    

— Nie przekonuje mnie Rewolucja Francuska — oznajmiła z pełnym przekonaniem Cecilia, chowając telefon do torby. — to strasznie wyeksploatowany i pretensjonalny temat, zwłaszcza w erze Les Misérables.

Siedziałyśmy we dwie na trawniku przed szkołą, wygrzewając się w słońcu. Powietrze pachniało ziemią i morską solą, liście drzew migotały w delikatnym tańcu na wietrze. Poprawiłam lenonki na nosie i spojrzałam na ocean, senny i błyszczący w oddali.

— To może coś o kinie francuskim? Nouvelle Vague?

Cecilia wyraźnie się zainteresowała.

— Nowa fala? To brzmi dobrze. Może nie byłoby nawet tak ciężkie do zrobienia...

— No to jesteśmy dogadane — ucieszyłam się. — Umówimy się któregoś wieczoru i dogadamy temat bardziej szczegółowo, żeby przygotować koncept i wręczyć go madame Duchesne.

Cecilia chciała odpowiedzieć, ale jej uwagę przykuło coś ponad moją głową. Obróciłam się — możliwie najdyskretniej — i zobaczyłam Heidi, eskortowaną przez Gillian do wolnej ławki na skraju trawnika. Za nimi, niczym pies, podążał ciemnowłosy przystojniak... w którym momentalnie rozpoznałam Adama — chłopaka, którego poturbowałam drzwiami od szafki pierwszego dnia szkoły.

— Co to za ludzie? — zapytałam z fałszywą beztroską.

— Heidi Birkett i Gillian Fitzgerald... A ten chłopak to Adam Uniacke... dziwny typ. Podobno już pierwszego dnia szkoły włamał się do kilku szafek, a w międzyczasie rozbił sobie głowę... Dasz wiarę?

Przez chwilę przyglądałam się tej dziwnej trójce, a potem obróciłam się z powrotem do Cecilii.

— Jak myślisz, dlaczego z nimi siedzi?

— Adam? To chłopak Gillian. Trzymają się z Judith Wagner.

— Znasz Judith? — zainteresowałam się.

— Ciężko jej nie kojarzyć... Odkąd tu przyjechała rok temu, okręca sobie szkołę wokół palca... — Cecilia uśmiechnęła się gorzko.

— Myślałam, że Judith jest tutejsza...

— Kilka lat temu rodzice Judith wykupili stocznię, która należała wcześniej do rodziny jej matki. Matka Judith jest z domu Fowlie, na tej wyspie krew nie może być już bardziej błękitna... Stoczni groziła niewypłacalność, więc ją zamknięto, ale Wendelin Wagner miał dość pieniędzy, żeby reaktywować zakład. Przeniósł się tutaj na stałe, żeby doglądać biznesu, a potem dołączyła do niego rodzina. Ludzie nazywają go czasami żartobliwie „szwabskim Onassisem", bo jest najbogatszym człowiekiem na wyspie. Był o nim nawet artykuł w „Forbesie".

— Ciekawe... — odparłam, ponownie przenosząc wzrok na siedzącą pod klonem trójkę; włosy Heidi opalizowały w słońcu, świecąc jak płomień na świecy.

— Nie zawsze była taka... — powiedziała po chwili milczenia Cecilia, wyrywając mnie z zadumy.

— Kto?

— Heidi. Kiedyś się przyjaźniłyśmy... Nawet długo, od podstawówki.

— Co się stało potem...? Jeśli mogę zapytać?

— Tak naprawdę... nie wiem. Po prostu z dnia na dzień przestało nam być po drodze... znajomość jakoś sama się zakończyła.

— Przykro mi to słyszeć.

Cecilia przez chwilę siedziała w milczeniu, po czym przysunęła się do mnie i zapytała z nutką zdenerwowania w głosie:

— Poszłabyś ze mną do łazienki? Muszę skorzystać z toalety...

Kwiaty w woskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz