Wpis 8

61 12 3
                                    

Weszli do prostego mieszkania w kamieniczce. Nie było oni zbyt duże, ani wymyślnie urządzone. Na szafkach było pełno podręczników, ubrań bruneta oraz różnych tajemniczych przyrządów. Niedaleko łóżka rozłożony był materac, starannie posłany.

-Możesz spać na łóżku, ja znajdę sobie coś, ewentualnie przenocuje u kogoś - poklepał łóżko i zaczął grzebać w szafce.
-Poradzę sobie na podłodze... - odrzekła, gdy nagle Courfeyrac rzucił w nią ubraniem.
-Ubierz to na razie.

Dziewczynka wzięła posłusznie ubranie i zaczęła się rozbierać. Courfeyrac spojrzał na nią zaskoczony.
-Ogółem to tam masz oddzieloną kuchnie.
Poszła tam i po chwili wróciła mając na sobie za duże spodnie i koszule. Wyglądała jak strach na wróble. Ale było jej o wiele cieplej.

Głupio było jej położyć się do łóżka, gdyż wtedy student musiałby spać na podłodze. Materac najwyraźniej był Mariusa.
-Śmiało, nie wstydź się!
Niepewnie położyła się do łóżka, a on wziął kapelusz.
-Wrócimy za chwilę - i wyszedł.

Gdy dziewczynka spała Marius wrócił po dwóch godzinach do mieszkania. Courfeyrac nie wrócił wcale. Rano usiadła wypoczęta jak nigdy dotąd. Nie mogła uwierzyć, że jeszcze kiedykolwiek obudzi się w mieciutkim łóżku bez bólu pleców i zdrętwienia nóg od zimna. Słońce świeciło przez zasłonki w oknie i oświetlało pomieszczenie i śpiącego Mariusa.

Przyjrzała mu się z ciekawością. Wyglądał, jakby był martwy, blady, a do tego oddech ledwo zauważalny. Nagle Courfeyrac wszedł, poczochrany z kapeluszem pod pachą. -No dobra, dobra pobudka!
Marius mruknął coś i odwrócił się na drugi bok.
-Idziemy na miasto.

Dziewczynka zerwała się i szybko przebrała dziekując za tymczasową piżamę. Wyszli zostawiając śpiącego Mariusa i po chwili spotykali się z Enjolrasem, Grantairem i Jean Provairem.
-Dołączy do nas potem - rzekł brunet i ruszli na plac.

W pewnym momencie zatrzymali się, Enjolras przekazał coś Prouvaire'owi, a ten wszedł dzielnie do sklepu z sukniami i kupił prostą, lecz śliczną suknie. Podał ją dziewczynce, która w osłupieniu patrzyła na nich. Przytuliła mocno Prouvaira i Enjolrasa dzękując im.

Grantaire wziął ją pod ramię i zadowolony szedł na czele. Dziewczynka zaskoczona nie mogła za nim nadążyć, ale potem bez problemu dotrzymywała mu kroku. Zaczął coś śpiewać, a Courfeyrac mu wtórował. Enjolras rozejrzał sie i zatrzymał wszystkich.
-Czyli tak jak się umówiliśmy, Prouvaire do Maine, Courfeyrac podkręci studentów medycyny, a ja pójdę na wydział politechniki.
-Zapomniałeś o mnie - wspomniał Grantaire.
-o Tobie?
-O mnie.
-O tobie? - Enjolras uniósł brwi.
-No o mnie.
-Chyba sobie kpisz - prychnął blondyn - Cokolwiek powiem, ty gasisz To w zarodku.
-Nie no co ty mówisz? Ja? Ja tylko dopełniam twoje monologi. Uwierz mi, jeszcze nie widziałeś co potrafię - odparł dumnie Grantaire.
-Faktycznie, nie widziałem... - pomyślał na głos Enjolras.
-Pozwól mi iść ze sobą! - błagał czarno włosy - Wiem tyle o prawie! Przydam się!

Apollin westchnął ciężko.
-Zgadzam się na twoją propozycję. A co z... Ową obywatelką?
-Może iść ze mną - zaproponował Courfeyrac.
-A co ja mam mówić? Ja nie umiem mówić jak wy - rzekła dziewczynka.
-Siedź i ucz się od mistrza - uśmiechnął się brunet.

Mała Iskierka W Sercu RewolucjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz