Wpis 4

80 18 0
                                    

Następnego dnia dziewczynka w podskokach wędrowała do karczmy. Było jeszcze wcześnie, ale miała tyle energii w sobie jak nigdy dotąd. Zerwała się ze snu o świcie, zjadła kawałek mocno zeschniętej bułki i obmyła się w Sekwanie. W południe szybko znalazła ofiarę i zdobyła pare franków na posiłek. Po drodze minęła tłum słuchający jakiejś mowy wzniecającej nadzieję w sercach mieszkańców na lepszy świat. Nawet nie spojrzała w tamtą stronę. A po co to komu? Co będzie, to będzie, po co zawracać głowę polityką, skoro nie wiadomo, czy przetrwa się do jutra. Bez problemu trafiła do karczmy, w której spedziła wczorajszy wieczór. Gospodyni nie było, na jej miejscu stała chuda kobieta o leniwym uśmiechu. Czym prędzej dziewczynka zajeła miejsce przy stoliku i otworzyła książkę. Zwinęła ją jakiemuś profeserowi, który gawędził z przyjacielem. Nie umiała czytać, nawet nie wiedziała co to za książka. Ale uwielbiała rysować po piasku wyobrażając sobie, że jeździ pędzlem po płótnie. Przeglądała literki w lekturach, udając, że czyta ciekawą historie. Delikatnie przewracała strony śledząc niezrozumiałe ślaczki. Tak dotrwała do wieczora. Drzwi się otworzyły, a do środka wkroczyli studenci. Zajęli stoliki nie przejmując się jej obecnością i prowadzili między sobą konwersację. Kobieta przy ladzie postawila przed nimi kilka butelek wina. Brakowało wśród nich jedynie Grantaire'a.
-Mówię ci, tamta była wręcz świetna!
-Zabawna całkiem, aczkolwiek...
-Aczkolwiek dzisiaj przychodzi Marius.
Wszyscy wyrazili pełne zdziwienie. Dziewczynka słuchała rozmowy zaciekawiona.
-Nie wiedziałem, że on jeszcze żyje. Jolllly... Podaj wino - chłopiec odchylił się do tyłu na krześle, rozwiązując krawat.
"Jolllly", który okazał się tym od lusterka podał mu wino.
-Ebjolras, boże też?
Chłopak od wina zakrztusił się.
-Boże?
-Nie, boże.
Dziewczynka uśmiechnęła się rozbawiona całą sytuacją. Jolllly był tak zakatarzony, że ledwo mówił. Ponownie, ukradkiem zerknęła w tamtą stronę. Nie wiedziała, który to Enjolras, znała tylko trzech, Apollina, Grantaire'a i Jolllly'ego. Apollin przywrócony do życia słowami przyjaciela spojrzał na niego i zaprzeczył. Już nic nie rozumiała. Ma dwa imiona? A może to jego przezwisko? Poczuła lekkie ukłucie zazdrości. Ona nie znała swego imienia, a ten człowiek ma aż dwa! Słuchała tak ich dyskusji upajając się tym, jak zapachem perfum czy kwiatów. Gdy tak kartkowała książkę słyszała tylko jedną uwagę co do jej osoby.
-Dlaczego ona czyta podręcznik do medycyny?

Mała Iskierka W Sercu RewolucjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz