Wpis 11

92 12 1
                                    

Poczuła coś wilgotnego na czole. Przyjemny materiał chłodził jej rozpaloną skórę. Słyszała czyjeś głosy. Co się stało? Nie mogła się poruszyć ani otworzyć oczu. Z każda chwilą zaczęła rozróżniać coraz więcej bodźców. Chłodny powiew, twardą poduszkę, nawet ból głowy.

W końcu udało jej się powoli uchylić powieki. Przed sobą widziała rozmazane sylwetki kilku osób. Ktoś wypowiedział jakieś nie wyraźne słowa w jej stronę. Wytężała wzrok i nagle przeraziła się, gdy dotarł do niej obraz pochylonych mężczyzn, w ogóle nie znajomych.


Zamachnęła się na jednego z nich i uderzyła go prosto w twarz. On zaskoczony zachwiał się i złapał za nos. Wszyscy odsunęli się wyczuwając, strach dziewczynki. Wierzgała nogami aż trafiła w coś i usłyszała zduszony jęk. Dziewczynka usiadła dysząc i rozglądając się.


Dzięki świeżemu powietrzu wlatującemu przez otwarte okno rozbudziła się całkowicie i doznała szoku. Teraz już rozpoznawała studentów zdumionych jej reakcją, Enjolrasa wycierającego krew z nosa oraz Grantaire'a kulącego się i trzymającego się za brzuch.

Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale Jolly delikatnie położył ją z powrotem na łóżko. Przyłożył dłoń do jej czoła sprawdzając temperaturę.
-Nie ruszaj się z łóżka. Odpoczywaj. Nie wiem zbyt wiele o udarze, ale wiem, że masz dużo pić.


Wygonił wszystkich za drzwi i sam również opuścił pomieszczenie. Dziewczynka spojrzała na stolik obok niej. Nędzny, stary, ale dawał radę pełnić swoją funkcję. Jego blat był tak starty, jakby cały czas ktoś ścierał z niego farbę. Na nim stała do połowy wypalona świeca i szklanka pełna wody. Dopiero teraz dotarło do niej, jak bardzo jest jej sucho w ustach. Wzięła ją ostrożnie i napiła się powoli. Spojrzała przed siebie. Pokój był w miare spory. Surowe, białe ściany, przyozdobione były tylko zegarem i jednym obrazem przedstawiającym katedrę Marii Panny.

Pomyślała o Enjolrasie i Grantaire'rze. Dobrze im tak, trzeba było uważać. Życie nie będzie ich lulało jak niemowlęta, zdarza się. Ledwo było czuć! Prychnęła z dezaprobatą. Zresztą, jej też nic takiego nie jest. Tylko usnęła... To ze zmęczenia.

Musi wracać do swojej norki, jeszcze szczury zaczną się martwić. O dziwo, nie chciała tam wracać. Tu, przy nich, czuje coś, czego nigdy nie doświadczyła. No, ale nie może się od nich uzależnić... Spojrzała w okno. Księżyc oświetlał cały pokój. Zerknęła na zegar. Dochodziła pierwsza. Uznała, że lepiej będzie zmyć się teraz.


Wstała z łóżka i zachwiała się. Z trudnością złapała równowagę. Ruszyła do drzwi i bezszelestnie je otworzyła. Ostrożnie wyszła na ciemny korytarz. Dojrzała kilka drzwi. Przeszła kawałek rozglądając się. Stanęła przy schodach.
-Feuilly?
Rozszerzyła oczy zaskoczona.

Sztywno odwróciła się. Dwa metry za nią stał Enjolras w koszuli na w pół rozpiętej i rozwiązanym krawatem przewieszonym na szyi. Miała ochotę skinąć głową, ale jakby podszedł to wszystko by się wydało i nici z jej ucieczki.
-Nie.
Podszedł troszkę bliżej i rozpoznał ją, miał zmrużone oczy i bardzo senny głos.
-Gdzie idziesz?
-Do... Eee... Po wodę - uśmiechnęła się przekonująco.

Chłopak ziewnął i pokiwał głową. Wszedł do jakiegoś pokoju i się zamknął. Dziewczynka zawahała się. O tej godzinie jest już pewnie zimno... A tu cieplutko. Czemu nie ma skorzystać z okazji?

Wróciła do pokoju i zasnęła w łóżku. O świcie Jolly przyszedł ją zbadać. Czuła się o wiele lepiej. Bez jego pozwolenia zbiegła na dół. Zajrzała do jakiegoś pokoju i ujrzała Combeferra jedzącego śniadanie. Zajrzała do innego i zobaczyła schludne mieszkanko. Usłyszała otwieranie drzwi i rozmowy. Ostrożnie podkradła się tam. Marius zdjął stary kapelusz i witał się ze studentami, którzy zebrali się godzinę wcześniej. Wzruszyła ramionami.

Wróciła do siebie i zajęła się oglądaniem obrazu. Bardzo jej się podobał. Usiadła na podłodze i zaczęła marzyć. O tym, że kiedyś będzie miała lepiej. Że nauczy się tworzyć jeszcze lepsze obrazy. Nagle coś jej się przypomniało. Musi wracać.

Mała Iskierka W Sercu RewolucjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz