Rozdział 7: A było już tak fajnie

1K 84 65
                                    


– Polen, mogę cię prosić?

Feliks, niosąc w ramionach dwadzieścia pudełek po pizzy, gwałtownie wyhamował, cudem nie rozrzucając ich dookoła. Posłał wymowne spojrzenie Ludwigowi, który nieco się speszył.

– No dobra – mruknął Feliks. – Chodź.

Poprowadził Niemca za sobą na zaplecze. Ułożył puste pudełka obok kartonów i worka z ziemniakami, służącego za miejsce do siedzenia, a potem oparł się o drewniane drzwi, szukając papierosa po kieszeniach.

Ludwig powiódł spojrzeniem po ciemnej klitce, ale nie skomentował miejsca ich rozmowy. Oparł się o drugą ścianę, a pomiędzy nimi pozostał może metr wolnej przestrzeni.

– Gdzie jest... a tu – Feliks wyciągnął z kieszeni spodni ostatniego, wymiętego „koziołka", upewnił się, że papieros nadaje się do użytku i zaczął szukać zapalniczki. – Masz może ognia? A, ty już nie palisz, zapomniałem.

– To nie są te nielegalne w Unii papierosy? – Ludwig uniósł brew na widok Jin Ling.

– Robią je koło Kaliningradu. Mam blisko – Feliks wzruszył ramionami. Zapalniczki nie znalazł, więc schował papierosa z powrotem. – No, co tam chcesz? A, sorry za to – zatoczył ręką krąg, pokazując zaplecze. – Ale to jest jedyne miejsce w budynku, gdzie jest względnie cicho i ciężko podsłuchać.

Ludwig pomyślał, że to całkiem dobry pomysł. Personifikacje lubiły robić sobie na złość, a podsłuchiwanie było jednym z popularniejszych zajęć. Ciężko westchnął, zbierając się w sobie.

Przepraszanie nigdy nie wychodziło im za dobrze.

– Entschuldigung, że cię dusiłem.

– A, o to chodzi. Luz – Feliks machnął ręką. – Nie ma sprawy. Mogło być gorzej.

Niemcy spojrzał na sąsiada uważnie, nieco zdziwiony, ale dla własnego dobra postanowił nie drążyć dalej.

– Eee... – Stojąc, zaczął opierać się bardziej na prawej nodze, bo lewa wciąż lekko mu dokuczała po tym, jak niefortunnie spadł z żubra, próbując powstrzymać szarżę Anglika. Arthur nie do końca wiedział, co zrobić z tym wielkim zwierzęciem, ale mimo to gra szła mu zaskakująco dobrze. – Co zaplanowaliście na później?

– Najpierw obiad – Feliks wskazał na pudełka po pizzy. – Pani Jadzia już pewnie ponakładała wszystkim, więc trzeba już iść, póki są ciepłe – Niemcy przytaknął, a Feliks kontynuował. – Na wieczór grill i piwko, a jutro... – Polak nagle uśmiechnął się tak, że przez chwilę przypominał swoje wschodnie kuzynostwo, co sprawiło, że Ludwig poczuł się nieswojo. – Kolejna atrakcja, stary, ale to niespodzianka. Chodź.

Odbili się od ścian zaplecza. Gdy przechodzili obok otwartych drzwi do kuchni, Ludwig poczuł się jeszcze bardziej nieswojo.

– Patrz, jaki przystojny młodzieniec... – Zachichotała któraś z tęgich pań w fartuchach. – O, gdyby mój stary nie był taki zazdrosny...

Feliks wyszczerzył zęby na widok zmieszania Niemca. Już wiedział, o co będzie go szantażował następnym razem. Weszli do jadalni, gdzie już zajadano się pizzą. Ekscytację Feliciano było słychać z daleka, a jego brata próbującego go uciszyć z jeszcze dalszej odległości.

Niemcy zerknął na najbardziej odległy stolik. Siedzący przy nim Rosja kroił jeden kawałek pizzy na malutkie kawałeczki, chyba tylko po to, by udawać, że je. Wyglądał wyjątkowo smutno, podczas gdy Prusy naprzeciwko zażerał pizzę z ogromnym apetytem, nie przestając jednocześnie chwalić się, jakim świetnym graczem w Żubry Derby był. Feliks miał wrażenie, że usłyszał coś o telefonie do ministrów z pomysłem stworzenia własnej hodowli żubrów.

[aph] Niech zapłoną lasy i kniejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz