Rozdział 7

1K 48 14
                                    

-To kiedy lecimy?

-Jak najszybciej. - Powiedział Thor.

-Gdybym mógł to bym cię udusił. - Thor spiorunował Lokiego wzrokiem. Gromowładny wstał.

-Odrobinę nam się śpieszy. - Wstałam z kanapy z Lokim.

Thor wyszedł przed budynek, stanęliśmy obok siebie.

-Haimdallu! Otwórz Bifrost!

Nagle spadł na nas promień światła. Straciłam grunt pod nogami, przez co odruchowo przytuliłam Lokiego, na co ten się uśmiechnął i objął mnie ramieniem. Chwilę później staliśmy na tęczy. Rozejrzałam się do koło. Po naszej prawicy stał czarnoskóry mężczyzna o złotych oczach.

-Witamy w Asgardzie, księciu Thorze i Loki, oraz witam ciebie Gerdo.

Loki spojrzał na mnie, no tak wciąż mam na sobie piżamę. Loki machnął ręką, z której wyleciała zielona mgiełka. Chwilę później miałam na sobie długą, zieloną suknię.

-Lepiej... - Loki mruknął pod nosem.

Dopiero teraz zauważyłam parę rumaków. Jeden był bielszy od śniegu, a drugi ciemniejszy niż kruki. Loki podał mi dłoń i pomógł wsiąść na czarnego konia. Sam usiadł przedemną. Nagle wierzchowiec zaczął galopować. Przytuliłam się do Lokiego żeby nie spaść z konia.

-Chyba codziennie muszę jeździć z tobą konno. - Loki się zaśmiał.

Moje włosy rozwiewał wiatr, przez co zasłaniały mi widoczność. (aut. Skąd ja to znam...) Kiedy w końcu ogarnęłam włosy zauważyłam ogromny, złoty zamek. Był przepiękny.

Po swojej prawej stronie zauważyłam coś na wzór targu, drewniane chatki i mnóstwo ludzi. Kobiety w większości trzymały wiklinowe koszyki i przeglądały różnokolorowe materiały i jedzenie. Stoiska mieniły się kolorami, owoce, warzywa i różnego rodzaju ryby. Dało się słyszeć w gwarze rozmów nawołujących sprzedawców i odgłosy wydawane przez kowadło.

Z lewej strony natomiast stały zwykłe domki. Trójka dzieci biegała po ogrodzie pomiędzy domami. Słychać było ich śmiech. Nagle rozbolała mnie głowa. Przed oczami miałam widok młodszej siebie, biegającej pomiędzy tymi samymi domkami. Słyszałam głos chłopca.

-Gerda! - Nagle się ocknęłam. Spojrzałam na Lokiego, który krzyczał moje imię. - Słuchasz mnie? Pamiętaj kiedy zobaczysz Odyna masz się przed nim ukłonić. - Pokiwałam głową.

Loki złapał mnie pod ramię, spojrzałam na swoją sukienkę. Na młot Thora! Nie mam swojego bandażu, świetnie ktoś jeszcze zobaczy ten tatuaż. Spokojnie Gerda, wszystko będzie dobrze.

Z Lokim szliśmy z tyłu, Thor prowadził nas przez korytarze. Wnętrze zamku, tak jak na zewnątrz było całe złote. Złote ściany, złota posadzka, złoty żyrandol i drzwi, zgadnijcie jakiego koloru! Złotego!

Nagle zatrzymaliśmy się przed wielkimi złotymi wrotami, które zaczęły się otwierać. Na złotym tronie siedział siwowłosy mężczyzna bez oka. To zapewne był Odyn. Po jego prawicy stała kobieta, uśmiechała się. Kiedy staliśmy przed władcą ukłoniłam się. Odyn spojrzał na nas, jego wzrok zatrzymał się na mojej osobie, kątem oka widziałam że jest zły, ale on ukrywał to pod radosną maską.

-Witam was moi synowie oraz ty niewiasto. Powstańcie moje drogie dzieci. Jak się nazywasz młoda damo? - Odyn patrzył na mnie przenikliwie.

-Gerda.-Odyn miał coś takiego w oku, taką nutkę złowrogości. Gdybym była z nim sama, myślałabym że rzuci się na mnie z nożem.

-Podejdź do mnie Gerdo. - Wykonałam rozkaz. - Z jakiego świata jesteś?

-Zie.. Znaczy Midgardu. - Poprawiłam się szybko. Odyn złapał mnie za nadgarstek z tatuażem. Spojrzał na niego, a potem na mnie.

-Straże! Zabrać ją! - krzyknął Odyn. Spojrzałam na niego ze strachem.

-Nie! - Loki zaczął się rzucać, ponieważ złapało go dwóch żołnierzy kiedy trzech łapało mnie. - Zostawcie ją! - Krzyknął Loki.

Kobieta stojąca obok Odyna mówiła coś do niego. Lecz król nie chciał jej słuchać. Straże zaczęli mnie wyprowadzać, Loki patrzył się na mnie ze łzami i rzucał na strażników taką łacinę, której każdy szewc by po zazdrościł.

-Odynie! Proszę cię czym ci zawiniła ta midgardka! - Krzyczała królowa, kiedy ja opuszczałam salę.

-Friggo! Ona nie jest Midgardką! To przez nią mamy wojnę z Wanaheimem!-Powiedział Odyn.

-Czy to... Nie to nie może być ona. - Szepnęła Frigga.

POV.Loki

Jak oni mogli to jej zrobić? Ona niczemu nie zawiniła, szczególnie nie wywołała żadnej wojny! Po moim policzku spłynęła łza. Odyn patrzył na mnie z triumfem. Tak wielki syn Laufeya, którego serce jest skute lodem ma uczucia.

-Synu... - Rozpoczął Odyn patrząc w moją stronę.

-Nie jestem twoim synem! - Krzyknąłem.

-Po rozmowach z twoją matką, postanowiliśmy dać ci drugą szansę. Twój tytuł księcia został przywrócony,  twoja komnata na ciebie czeka.

-Muszę cię zmartwić Wszechojcze... - Zrobiłem krok w jego stronę- Ale nie mam zamiaru zostawać z idiotami. Tak więc pozwól że powrócę z Gerdą na Midgard.-Widziałem jak Odyn gotował się od środka.

-A więc wracaj tam skąd przyszedłeś, ale bez twojej towarzyrzki. - Odyn uśmiechnął się szyderczo. Czuję że zaraz wybuchnę. - Jeśli spróbujesz ją uwolnić, zgnijesz w lochach na wieczność.

-Nie rozumiem jak Asgardczycy mogą znosić takiego samolubnego władcę.

Odwróciłem się i poszedłem przed siebie. Kiedy byłem już przy wyjściu odwróciłem się w stronę Odyna i pokazałem mu środkowy palec. Wyszedłem z sali zostawiając zszokowanego Odyna.

Teraz tylko znaleźć Gerdę, zapewne jest teraz w lochach. Ciekawe dlaczego Odyn tak na nią zareagował. Telelortowałem się do lochów. Czułem na sobie wzrok więźniów, no tak przecież nie tak dawno siedziałem w jednej z tych cel.

Nagle zobaczyłem Gerdę. Leżała w najciemniejszej celi. Czyli tej w której kiedyś ja byłem. Dobrze że zapamiętałem kod. Szybko po wpisaniu kodu znalazłem się przy niej, miała liczne rany z których leciała krew, sama była nie przytomny. Usłyszałem krzyki strażników. Telelortowałem się z nią na Bifrost.

-Haimdallu, zabierz nas na Midgardu.

-Niestety, nie mogę was wypuścić z Asgardu.

-Proszę... - Haimdall wyszedł ze złotej kopuły, zostawiając w niej miecz.

-Ja nie mogę pomóc, ale sami możecie to zrobić. - Uśmiechnął się.

Podbiegłem z Gerdą na rękach do miecza, przekręciłem go. Chwilę później stałem przed mieszkaniem Jokera. Fioletowe lamborghini stało na podjeździe czyli Joker musiał uciec z Arkaham. Wszedłem do środka. Położyłem Gerde na kanapę i pobiegłem do kuchni po apteczke. Cholera jaki tu syf. Puste butelki po whisky walały się po podłodze. Joker nieźle zabalował. Wyciągnąłem apteczkę i pobiegłem do salonu. Opatrzyłem jej rany i złapałem za rękę.

-Będzie dobrze. - Szepnąłem.

Nagle zauważyłem coś na jej nadgarstku. Był to tatuaż. Nie to nie może być ona... Przecież Odyn ją zabił. 
Cholerny dziad upozorował jej śmierć! Zapłaci mi za to.

——————————————————
982 słowa.

Mam nadzieję że podobał wam si~ ten rozdział. Proszę was o komentowanie i gwiazdkowanie, bo to naprawdę motywuje do pisania.

LadyAvengers








Odmienna 1&2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz