Krwawe Święta (12)

3.3K 191 101
                                    

Grudzień, 1942, Warszawa

-Zwolnij! Bo się zabijesz! - Zaśmiałam się, gdy goniłam Emilię po chodniku.

Kurtkę miałam rozpiętą, torbę na ramieniu co chwila poprawiałam, a na głowie trzymałam beret, by mi nie spadł.

-Ale ja chcę zobaczyć Mikołaja! Obiecał prezenty! - Naburmuszyła się i zatrzymała.

Kucnęłam przed nią i uniosłam brew.

-Kto ci tak powiedział?

-Aluś! Powiedział, że dostanę prezenty, gdy zobaczę Mikołaja! - Założyła rękę na rękę.

Westchnęłam i się zaśmiałam.

Cały Alek. Wiecznie dziecinny.

-Ale niespodzianki dostają tylko grzeczne dzieci. - Poprawiłam torbę i puknęłam ją w nos.

-A ty dostaniesz coś? Jesteś grzeczna. - Spuściła wzrok, bawiąc się palcami.

-Nie wiem, raczej nie. Podarunki dostają dzieci. - Złapałam ją za dłoń i dałam się pociągnąć.

Niespodziewanie zatrzymała się i wbiła swój wzrok w szybę sklepową.

Podążyłam za nią i się uśmiechnęłam.

-Chcę to! Chcę to! Proszę! - Poczęła wesoło skakać i wskazywać palcem na wielki domek dla lalek z drewna.

Zamyśliłam się.

Dlaczego nie? Muszę jej coś kupić, w końcu zostałam jej tylko ja.

Alka nie chcę niczym obciążać.

-Jeśli poprosisz Mikołaja, to jestem pewna, że ci to podaruje. - Otworzyłam jej drzwi i przepuściłam, by mogła swobodnie pląsać między regałami.

Oparłam się o ladę.

-Dzień dobry, ile za domek? - Uniosłam brew i zacisnęłam zęby.

Nie lubię tej kasjerki.

Żuje gumę, okropnie mlaszcząc, kręci włosy na palcu i patrzy na mnie wścibskim spojrzeniem.

-Dwa górale. Dziewczyno, poszukaj czegoś tańszego, bo nie będzie cię stać! Chyba, że rozłożysz nogi przed kilkoma Niemcami. - Wywróciła oczami, a ja znieruchomiałam.

Jak mogła to powiedzieć? Za kogo ona mnie ma?

Uśmiechnęłam się kącikiem ust i położyłam pieniądze na blacie.

-Zamawiam go. Przyjdę po niego jutro, o 12. - Cmoknęłam do niej w powietrzu i wyciągnęłam Emilię za rękę.

~*~

-Alek, jesteśmy! - Weszłam do domu i zaczęłam się rozbierać.

Ściągnęłam siostrze czapkę i kurtkę, wieszając je na wieszaku.

Wtenczas w progu stanął Maciej, opierając się o framugę.

-Moją jesteś? Odpowiedz! - Wyszczerzył się i podszedł do mnie.

-Jestem swoją i niczyją! - Wystawiłam mu język i ominęłam, idąc do kuchni.

Złapałam w dłoń pomarańczę i usiadłam na blacie.

Pomarańcza. Kiedy ją w Polsce ostatnio było widać? Chyba w 1938!

-Moją i niczyją. Ja tak mówię i tak jest! - Tupnął nogą i ze śmiechem wziął Emilię na ręce.

Dmuchnął w jej kark, a ona z piskiem zaczęła się wyrywać.

Parsknęłam śmiechem i zjadłam kawałek.

Zanim umrę za młodu || Maciej Aleksy DawidowskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz