Rozdział 2

3.1K 132 17
                                    

Po odebraniu planu lekcji i spisu książek, wraz z nową koleżanką udałam się pod klasę 321. Tam miałam mieć matematykę, jeden z moich ulubionych przedmiotów.
-Muszę iść, mam lekcje w drugim skrzydle budynku- powiedziała dziewczyna, gdy zatrzymałyśmy się pod klasą.
-Czyli nie jesteś ze mną w klasie?-spytałam z nutką smutku w głosie.
-Nie, ale mamy połowę lekcji wspólnie, więc nie bój się- zaśmiała się dziewczyna ruszając w głąb korytarza -Tak w ogóle to jestem Emma!
-Skylar!-okrzyknęłam znikającej w tłumie ludzi Emmie.

/*\

Po skończonych lekcjach zadzwoniłam do Pepper, że idę z nową koleżanką do kawiarni. Jaka ona była szczęśliwa to sobie nie wyobrażacie. Z tej radości nawet nie zapytała o o jej imię. Później powiedziała coś niezrozumiałego i się rozłączyła.
- Jak ci się podobał pierwszy dzień szkoły? - zagadała Emma, gdy siedziałyśmy już w kawiarni razem z naszymi zamówieniami.
- Jakbym powiedziała, że cudownie to uznałabyś mnie za kujona- zaśmiałam się trochę nerwowo. Prawda jest taka, że lubię się uczyć i chcąc nie chcąc jestem trochę kujonem...
- Racja, kujoni to zło. A wyhaczyłaś już jakiegoś przystojniaka?- poruszyła zabawnie brwiami ignorując wcześniejszą wypowiedź.
- Nie szukam chłopaka... Na pewno nie na siłę. A ty? Jesteś tu dłużej, więc na pewno już ktoś wpadł ci w oko- powiedziałam szturchając koleżankę ręką.
- Jest taki jeden, ale to nerd- powiedziała zasmucona.
- No i co z tego?
- Z nerdami się nie zadaje. Nie pozwala mi na to moja reputacja. Jestem jedną z najbardziej lubianych osób w naszym roczniku, to do czegoś zobowiązuje.
- Nie przesadzaj. Kto patrzy na to z kim się zadajesz? To od ciebie zależy- odpowiedziałam biorąc łyka gorącej czekolady. Dziewczyna już chciała mi coś powiedzieć, ale przeszkodził jej w tym dzwonek telefonu. Przeprosiła mnie na chwilę i poszła odebrać. Ja w tym czasie spojrzałam za okno. Od dziecka uwielbiam patrzeć na wszystko co się dzieje za szybą. Obserwowałam przechodzących ludzi, samochody jeżdżące po ulicy i ogólnie okolice. Mój wzrok zatrzymał się na dachu jednego z budynków. Wydawało mi się, że widzę na nim jakąś postać...
- Sorki Sky, ale muszę wracać do domu. Sprawy rodzinne-powiedziała Emma wracając do stolika, tym samym odkrywając mnie od szyby.
- Nie ma sprawy, to zobaczenia - pomachałam jej na pożegnanie. Sama uznałam, że będę się zbierać. Zerknęłam jeszcze na miejsce gdzie wydawało mi się, że kogoś widzę. Jednak niczego tam nie było. Wzruszyłam ramionami i dokończyłam swój napój. Wyszłam na zewnątrz by zadzwonić. Wybrałam numer do Pepper, czy mogłaby mnie odebrać, ale niestety włączyła się poczta głosowa. Następnie zadzwoniłam do Happiego, znajomego Peper, ale sytuacja się powtórzyła. Zadzwoniłam nawet do Tonego, ale czego mogłam się spodziewać jak nie sekretarki. Zrezygnowana usiadłam na chodniku. Nie minęła chwila, a ktoś dosiadł się do mnie.
-Super, lepiej być nie mogło -mruknęłam pod nosem.
- Co tam mamroczesz?- zapytała owa postać.
-Na pewno nic do ciebie
-Ej nie bądź taka złośliwa dla Spider-mana- gdy to powiedział natychmiast spojrzałam w jego stronę. Faktycznie. Na krawężniku po mojej prawej stronie siedział nikt inny jak wielbiony przez nastolatki Człowiek-pająk.
-Przepraszam, po prostu nie do końca wiem jak gdzieś się dostać...
-Jakaś dokładna lokalizacja?
-Manhattan.
-Masz szczęście, bo nie musisz chodzić daleko. Pociąg jest tu w okolicy.
- Tak? To świetnie. Dzięki za pomoc- powiedziałam wstając z miejsca. Nie odeszłam kawałek, a do moich uszu dobiegł śmiech.
-Idziesz w złą stronę!
- Przecież wiem- odpowiedziałam zawracając i mijając człowieka pająka, który jak się domyślam, uśmiechnął się pod maską.
Miał rację, tuż za rogiem znajdowała się stacja. Z uśmiechem na twarzy weszłam na peron, gdzie było raptem kilka osób.

/*\

W rytmie piosenki Sama Cooke - Bring It On Home to Me wyszłam z windy. Udałam się natychmiast do kuchni, gdyż mój żołądek domagał się karmienia. Podśpiewując zajrzałam do lodówki chwilę wcześniej rzucając plecak na podłogę tuż obok blatu. Na jednej z półek leżał talerz z dwoma kawałkami pizzy. Uśmiechnęłam się pod nosem, chwytając za naczynie. Zamknęłam lodówkę i przesunęłam się w stronę mikrofalówki. Leżała na niej karteczka zaadresowana do mnie.

Sky, wraz z Tonym pojechaliśmy na spotkanie biznesowe. Wrócimy dopiero wieczorem. Możesz spodziewać się gości, gdyż Tony ich zaprosił.                   Pepper

Niespodziewanie kosz z owocami, który stał obok mnie, zmniejszył się. Przestraszona wypuściłam talerz z rąk, jednak nie wylądował on na podłodze. Ktoś zdążył go złapać. Był to Scott Lang we własnej osobie. Natychmiast wyjęłam słuchawki z uszu.
-Chcesz żebym na zawał umarła?-powiedziałam do niego z wyrzutem, jednak po chwili mocno przytulając.
-Oczywiście, im mniej dzieci w wieży tym lepiej-zaśmiał się oddając uścisk-Ciesze się, że cię widzę.
-Też bym się cieszyła, gdybyś mnie nie straszył. Teraz oddaj mi talerz, bo padam z głodu.

Scott posłusznie oddał mi naczynie, a ja wstawiłam je do mikrofali. Czekając na jedzenie rozmawiałam z Langiem. Dowiedziałam się, że Avengers się rozpadło się na dobre. W telewizji była mowa o jakiejś umowie międzynarodowej, ale nie słuchałam zbytnio. Byłam przekonana, że jakiś papierek ich nie podzieli. Teraz wiem, dlaczego Tony unikał tego tematu jak ognia. To przykre, że po tylu wspólnych przejściach ta grupa się rozpadła, razem byli nie do pokonania...
- Ej nie słyszysz jak mikrofalówka pika?-powiedział Scott szturchając mnie ręką.

-Co? Tak, tak-odparłam wyłączając urządzenie.

Don't give up on me | Peter Parker 1&2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz