• VIII •

1.8K 148 55
                                    

Albus był tym Potterem, który musiał być pewny.

Przez obręcz przeleciał kafel zanim ktokolwiek zdążył zauważyć. Ciemnozielona peleryna załopotała za Albusem, który szybko się oddalił po kolejnym celnym rzucie. Jego miotła pędziła dziś niewiarygodnie. Mógłby na niej zastąpić Scorpiusa, który wciąż krążył nad boiskiem w poszukiwaniu złotego znicza i był nieświadomy szkód jakie poniosła drużyna w czasie treningu.

Pogoda była bardzo ładna jak na początek listopada. Słońce grzało z góry, wiatr wiał tylko momentami. Na niebie nie było żadnej chmury. Wielu uczniów spacerowało z przyjemnością po błoniach, korzystając z dobrej pogody. Nic nie zapowiadało nagłego załamania. Starszy brat Adrastosa, Evander, który był kapitanem drużyny, postanowił, że czas wyciągnąć graczy z Pokoju Wspólnego i trochę ich pomęczyć.

Evander nie wiedział jak źle to się dla nich skończy.

Ponad połowa drużyny siedziała na trybunach i przykładała sobie lód do obolałych miejsc. Niektórzy już nie wytrzymali i kuśtykali w kierunku zamku, aby zasięgnąć porady zdrowotnej pani Pomfrey. Kiedy kolejny zawodnik oberwał z całej siły kaflem w brzuch, bo nie zdążył go złapać, Evander zarządził przerwę.

- Potter! - Wydarł się, przywołując ścigającego do siebie. Albus przewrócił oczami i skierował miotłę w kierunku kapitana. - Przestań sabotować własną drużynę, z łaski swojej.

- Ale...

- Nie ma żadnego ale - uciął Evander, patrząc z powagą na Albusa, po czym odleciał, aby pomóc ogarnąć się innym członkom drużyny.

Albus wylądował na trawie i rzucił miotłą o ziemię. Ściągnął ochraniacze i położył się plecami na środku boiska. Miał wszystkiego dosyć i żałował, że nie mógł spędzić tego weekendu nad kociołkiem pod czujnym wzrokiem profesora Slughorna, który bez przerwy mamrotał, że miał prawdziwy talent, że wyjdzie na ludzi i może zostać w przyszłości mistrzem eliksirów. Ważenie eliksirów zawsze go odprężało.

- Gdzie wszyscy? - Uśmiechnięty od ucha do ucha Scorpius w końcu doleciał, rozglądając się na boki. Radosny ton przyjaciela sugerował, że przez cały trening znajdował się w zupełnie w innym świecie.

- Al wysłał ich wszystkich na randeczkę z Poppy. - Adrastos pewnym krokiem zszedł z trybun, chcąc się ponabijać z przyjaciela. Scorpius spojrzał po nich z niedowierzaniem.

- Znowu? - Jęknął. - Który to już raz w tym miesiącu?

- Piąty.

Albus nie słuchał swoich upierdliwych i nie wspierających przyjaciół, próbując uwolnić głowę od natrętnych myśli. Jak na upartego roznosiła go energia i nie mógł usiedzieć w miejscu. Złość i zirytowanie nie mogły znaleźć żadnego ujścia.

- Nie rozumiem dziewczyn - wymsknęło mu się i zwrócił tym uwagę obu towarzyszy. Merlinie, jakie z nich plotkary.

- Nie ty jeden.

- Marylin nie odzywa się do mnie od trzech tygodni i mnie unika, choć to ja powinienem to robić! - Wybuchnął nagle i znowu zachciało mu się czymś rzucić, ale na całe szczęście nie miał czym.

- Uraziłeś ją spotkaniem z Hattie, co się dziwisz - mruknął Adrastos, wyciągając z ust lizak i oblizał ze smakiem swoje usta.

- Jak ja ją niby miałem tym urazić?

- No, Scorpiusie, my się przyjaźnimy z idiotą - prychnął Flint i przeczesał swoje blond włosy, jakby egzystowanie z Potterem przez pięć lat okropnie go zmęczyło.

Albus naprawdę już nic nie rozumiał. Jak mógł urazić Marylin spotkaniem z koleżanką? Już nie mógł się przyjaźnić z nikim więcej? W żadnym życiu nie posądziłby Marylin o taką zaborczość. Wcześniej nigdy nie miała z tym problemu.

- Dobra, Al. - Scorpius miał znacznie większą cierpliwość do Pottera i głęboko wierzył w jego ostatnie szare komórki. Nie byli w końcu tacy głupi. - To czemu ty się wkurzyłeś, kiedy powiedziała, że Corner z przyjemnością wytłumaczy jej eliksiry?

- Bo jestem niezastąpiony - prychnął Albus, próbując nie zwracać uwagi na parsknięcie Adrastosa, który zaczął mu bić brawo, wciąż trzymając w buzi wiśniowego lizaka. Scorpius westchnął.

- Nie jesteś o nią w ogóle zazdrosny? - Brew Scorpiusa uniosła się wysoko, znikając pod rozczochranymi przez wiatr włosami.

- O Merylin? Proszę Cię - parsknął, patrząc w bok.

- Mam Ci przypomnieć jak do niej wzdychałeś? - Uśmieszek Adrastosa mówił Albusowi, że zrobiłby to z ogromną przyjemnością.

- Co to ma z tym wspólnego?

- To, że Marylin jest zazdrosna, ciołku!

W końcu Albus nie był tym Potterem, który rzucał się na głęboką wodę.

• Ten Młodszy • Albus S. PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz