• XIX •

1.4K 98 29
                                    

Marylin nie umiała podejmować decyzji.

Drzwi gabinetu dyrektora oddziału zatrzasnęły się z cichym trzaskiem. Marylin odetchnęła z ulgą, gdy znalazła się znowu na korytarzu szpitala. Znowu była bezrobotna, ale przynajmniej szczęśliwa. Gotowa, aby dalej szukać swojego powołania.

Decyzja o zrezygnowaniu ze szkolenia nie przyszła jej łatwo. Wiązały się z nią godziny rozmyślań, rozmów z Albusem i mnóstwo wysłanych listów. Żadne z tych rzeczy nie przekonały jej do rezygnacji stuprocentowo. Dopiero w momencie, w którym ktoś puścił na nią pawia, postanowiła, że to nie jest fucha dla niej i już lepiej czułaby się za biurkiem.

- Witaj, bratowo - przywitał się z nią James, gdy tylko przekroczyła próg Dziurawego Kotła, gdzie byli umówieni całą piątką. Przy stole siedziały jeszcze Troian i Atlanta, które radośnie rozmawiały, ale niestety wykluczyły Pottera z wymiany zdań. Brakowało jedynie Evandera, który postanowił dziś do nich dołączyć.

Informacja o tym, że Marylin i Albus się zeszli, nie pozostała długo w ukryciu. Lodówka dziewczyny była pusta, gdy zrobiła im śniadanie. Troian zawsze zostawała o tym poinformowana przez zaklęcie, które rzuciła na mebel w obawie o zdrowe żywienie przyjaciółki. Zabini wkroczyła do mieszkania Marylin niespodziewanie i bez pukania, i zastała ich przytulonych na kanapie, oglądających w najlepsze Once Upon a Time. Swoją drogą, było to naprawdę interesujące zajęcie, bo Albus miał naprawdę minimalną wiedzę na temat mugolskich baśni, więc Marylin musiała mu wszystko tłumaczyć. Jak już wiadomo - gdy Troian wiedziała, wiedzieli wszyscy. W szczególności James.

- Siemanko, Jamie - rzuciła do chłopaka i usiadła zdyszana na krześle obok niego. Powiesiła torbę na wieszaku przy stole i westchnęła zmęczona. - Co tam słychać w raju?

- Jej ojciec mnie nienawidzi - jęknął do niej cicho, mając nadzieję, że Troian go nie usłyszy. Marylin uchyliła przymknięte oczy i spojrzała na niego z powątpiewaniem. - Naprawdę! Miałem wrażenie, że morduje mnie wzrokiem!

James i Troian pojechali na spóźnione wakacje. Razem z jej rodzicami. Helen Zabini była aniołem, ale za cel życiowy przyjęła sobie okiełznanie demona z piekła rodem, którym był jej mąż. Blaise chodził za nimi wszędzie, nie odstępował na krok, a nawet jeżeli złapali chwilę dla siebie, James był pewien, że przyglądał im się przez lornetkę. Mężczyzna miał ogromny ubaw z młodziana, w żartach twierdząc, że ma najwyraźniej nieczyste zamiary względem jego córki. Bowiem tylko winny się tłumaczy. Jedynie dobroduszna Helen litowała się nad chłopakiem, zapewniając go, że Troian na pewno trafiła w dobre ręce i w pełni mu ufa. Po kryjomu jednak zdarzało jej się dopingować męża, choć w towarzystwie raczej go karciła. A Troian? Troian bawiła się jak jeszcze nigdy. James stał się ofiarą rodziny Zabini.

Marylin ze zgrozą sobie uświadomiła, że to nie Troian groził uszczerbek na zdrowiu - jak sądziła jeszcze ponad rok temu - a Jamesowi, który targnął się na własne życie, wchodząc w związek z blondynką. Cóż za intrygujący zwrot akcji.

- Daj spokój - parsknęła lekceważąco. Drzwi od baru otworzyły się ponownie i wkroczył przez nie Evander, który był przemoczony od deszczu, który najwyraźniej musiał zacząć padać. - Nie może być tak źle. Pan Zabini to klawy gościu.

- Phi! - Prychnął urażony i skrzyżował ramiona, wydymając wargę, bo ktoś śmiał go zlekceważyć. - Nikt nie bierze mnie na poważnie. Jeszcze zobaczycie, gdy będziecie mnie opłakiwać, a moje ciało będzie leżało trzy metry pod ziemią! Kwiatki od spodu mam wąchać! Taki los mi fundujecie! Też mi przyjaciele...

- Kochanie, nie dramatyzuj - westchnęła Troian, przewracając oczami na zachowanie swojego chłopaka. Podetknęła mu pod nos butelkę z piwem. - Pij i nie gadaj.

• Ten Młodszy • Albus S. PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz