• XVIII •

1.3K 107 33
                                    

Albus był tym rozsądnym Potterem.

Albus spał tej nocy na kanapie pod czujnym wzrokiem psiej przyzwoitki jaką była Bestia. Tak właściwie trudno było nazwać to spaniem, a raczej przewracaniem się z jednego boku na drugi, nie mogąc zmrużyć oczu nawet na chwilę. Kanapa w salonie Marylin była bardzo wygodna i to nie ona była źródłem jego dyskomfortu. Nie mógł przestać rozmyślać na temat tego, co wydarzyło się parę godzin temu. Marylin sama zaproponowała mu, żeby u niej przenocował, jeżeli chciałby o czymś z porozmawiać, bo nie miała już wtedy na nic siły. Szkolenie męczyło ją znacznie bardziej niż się spodziewała.

Bestia nie spuszczała z niego wzroku, kiedy Marylin kręciła się po kuchni w szlafroku i robiła im śniadanie. Wyglądała przy tym tak swojsko, że nie mógł czasami oderwać od niej wzroku. Smażąc jajecznicę popijała kawę, aby rozbudzić swój organizm. Było ledwo kilka minut po dziewiątej, ale oboje nie mogli spać, więc stosunkowo wcześnie - jak na nich - rozpoczęli dzień.

- Twój pies mnie chyba nie lubi - mruknął Albus, patrząc niepewnie kątem oka na Bestie, która zdawała się mordować go wzrokiem. Siedziała kilka kroków od niego i miała uszy ustawione ku górze. Pewnie mu się zdawało, ale słyszał kilka razy ciche powarkiwania z jej strony.

- Wydaje Ci się - odpowiedziała lekceważąco i wychyliła się na chwilę, aby skontrolować zachowanie podopiecznej. Bestia odwróciła łeb w jej kierunku i uśmiechnęła się po psiemu, dysząc i radośnie machając ogonem. - Bestia lubi wszystkich.

Kiedy tylko znowu zniknęła w kuchni, Bestia odwróciła się w jego kierunku, pokazała zębiska i warknęła na niego. Otworzył z niedowierzeniem oczy. Bestia była sprytną bestią.

Adres Marylin dostał od Scorpiusa, który bezwstydnie przyznał się, że rozmawiał z dziewczyną o ich zerwaniu w wakacje, próbując zrozumieć jej rozumowanie. Z jednej strony Albus był na niego wkurzony o wtrącanie się w nieswoje sprawy, a z drugiej rozczulony tym, jak jego przyjaciele się o niego troszczyli. Adrastos przy okazji dopowiedział, że sam złożył Moore wizytę na początku wakacji. Byli strasznie wścibscy, ale mimo to ich uwielbiał. Przecież, gdyby nie oni, musiałby się płaszczyć przed Jamesem i jego pytać o adres dziewczyny. Ewentualnie Troian by się nad nim zlitowała.

- Powinienem Cię przeprosić - zawołał, nie spuszczając zielonych oczu z dobermana. Toczyli walkę na spojrzenia, której za żadne skarby nie zamierzał przegrać. - Za najście i zrobienie tego, co zrobiłem.

Marylin weszła do salonu już w swetrze i leginsach, niosąc ze sobą talerze z tostami, jajecznicą i pomidorami. Była szeroko uśmiechnięta. Nie wiedział tego, ale uśmiech dawno nie zdobił jej twarzy.

- Widzisz, żebym narzekała? - Zażartowała i spojrzała na niego rozbawiona. Bestia prychnęła lekceważąco, nie rozumiejąc swojej właścicieli. Albus podrapał niepewnie po karku. - Ludzie się całują, Al. To nic strasznego.

- Ale... wiesz... nasza sytuacja... tak jakby... - mruczał pod nosem niewyraźnie. Marylin westchnęła, a Albus pomyślał, że za bardzo bierze wszystko na poważnie. Może to faktycznie był tylko pocałunek, nic większego.

- Co się dzieje, Al? Przyszedłeś do mnie w konkretnym celu, prawda? - Odłożyła widelec na stolik i zlustrowała go wzrokiem. Albus miał ochotę zrobić to samo, ale wiedział, że powinien zjeść jak najszybciej przesoloną i przypaloną jajecznicę. Marylin zdecydowanie nie miała wybitnych umiejętności kulinarnych.

- Przemyślałem sobie wszystko, Marylin - przyznał się i skupił wzrok na jej piegowatym nosie. Po chwili złapali kontakt wzrokowy. - Cholernie za tobą tęsknię i zrozumiem, przynajmniej się postaram, jeżeli nie będziesz chciała ze mną być. Po prostu potrzebuję Cię chociaż jako przyjaciółki...

- Też tęskniłam, Al... - Uśmiechnęła się delikatnie i złapała za jego dłoń. - Też Cię potrzebuję. Boję się jedynie...

- Chyba Cię kocham, Marylin - przerwał jej, a ona spojrzała na niego zaskoczonymi oczami, które zaiskrzyła. Odebrało jej mowę i ruszała ustami jak ryba.

- Jeju, Al - westchnęła i przyłożyła dłoń do ust. Bestia wydała z siebie przeciągły jęk i położyła się na podłodze, ukrywając pysk w łapach.

Po policzku Marylin spłynęło kilka łez. Za nim się obejrzał dziewczyna wisiała na jego szyi i mocno go do siebie przytuliła. Albus nie wiedział, co podkusiło go, żeby wyznawać teraz uczucia, ale po reakcji Moore spodziewał się wszystkiego. Jawnego kosza albo wzruszenia.

- Wzruszyłam się, przepraszam. - Odsunęła się od niego i otarła policzki rękawem swetra. - Nie spodziewałam się. Wiesz, bałam się, że będę Cię ograniczać, ale...

- Jak ustalimy, co i jak to tak nie będzie, Marli.

- Chyba też Cię kocham, Al.

Jedenastoletni Albus nie uwierzyłby w to, co się dzieję. Teraz ogarnęła go ogromna radość i zanim zdążył się rozmyślić, pocałował Marylin, wierząc, że teraz już naprawdę będzie coraz lepiej. Bestyjka zawyła żałośnie.
Najwyraźniej nie polubiła Albusa.

Albus nie był tym nierozsądnym Potterem.


a/n: nie, ja wcale nie płaczę. moje dzieciaczki kochane. za dużo się dzisiaj wzruszam. :')

• Ten Młodszy • Albus S. PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz