a/n: przez drobne problemy techniczne uprzedzam, że to dzisiaj drugi rozdział.
Albus bywał tym zazdrosnym Potterem.
Wstyd się przyznać, ale Albus nigdy wcześniej nie widział Marylin w sukience. Nie wiedział jak do tego doszło, ale w czasie ferii wiosennych obydwoje odkryli ten fakt, gdy przyszedł do niej do mieszkania, chcąc zabrać ją na spacer, a ona otworzyła mu drzwi w ślicznej żółtej sukience w kwiatki. Na chwilę odebrało mu mowę, ale zdążył się ogarnąć zanim Bestia pojawiła się w polu rażenia.
Nawet Marylin nie miała już wątpliwość, że psia podopieczna nie przepadała za jej chłopakiem. Gdy tylko się widzieli, Bestia gryzła jego buty i nogawki spodni, zabierała mu jedzenie i warczała. Zawsze wpychała się między nich, gdy siedzieli albo stali obok siebie. Raz nie chciała go wpuścić do mieszkania!
Siedzieli na ławce w parku i przyglądali się innym ludziom. Jak już mieli to w zwyczaju trzymali się za ręce, rozmawiając o tym jak wiodło im się życie od ostatniego spotkania. Bestia wyjątkowo dała im spokój i hasała sobie po łące wśród dmuchawców, kichając raz po raz.
— Jak tam praca? — Zapytał Albus, nie przestając przyglądać się dłoni Marylin, którą trzymał.
— Bardzo dobrze — zapewniła z szerokim uśmiechem i błyszczącymi oczami. W słońcu jej piegi były znacznie bardziej widoczne niż zwykle. — Jest opcja, że jakoś lipcu lub sierpniu polecimy z Aaronem do Australii, żeby dogadać się z tamtejszymi czarodziejami na temat nielegalnych przewozów produktów z czarnego rynku — zaczęła opowiadać radośnie, patrząc na niego. Wokół było całkiem głośno ze względu na plac zabaw niedaleko nich. — Może będę mogła liczyć na awans!
— Super — rzucił mało entuzjastycznie. Jasne, cieszył się, że znalazła pracę, z której była zadowolona. Satysfakcjonowała i zapewniała środki do życia. Albusowi po prostu zrobiło się przykro, bo w wakacje mogli spędzić więcej czasu razem niż w ciągu pozostałych dziesięciu miesięcy. I nie lubił tego całego Aarona.
— Wszystko w porządku, Al? — Zaniepokoiła się. Bestia podbiegła do nich, domagając się pieszczot od Marylin, która podrapała ją nieuważnie za uchem.
— Właściwie zastanawiam się czemu jesteśmy razem — powiedział niedokładnie, powodując, że serce dziewczyny stanęło na chwilę. Uśmiech zamarł jej na twarzy, a ręka przestała głaskać Bestię, która mruknęła niezadowolona.
— Co? — Zaśmiała się niepewnie. Jej głos przybrał wyższy ton. Nerwowo przejechała dłonią po swojej szyi, co robiła zawsze w stresujących sytuacjach. — Mam Ci tłumaczyć czemu ludzie są razem?
— Nie, nie o to mi chodzi. — Pokręcił głową i spojrzał na nią spod zmarszczonych brwi. — Jestem od Ciebie młodszy o dwa lata, Marylin. Nie jestem w żaden sposób interesujący. Robi się to jeszcze bardziej dziwne ze względu na to, że byłaś z moim bratem na roczniku. Czemu ja, a nie on?
Albus rzadko dawał to po sobie poznać, ale wciąż nie raz czuł się gorszy od swojego brata. Nie wiedział czemu, ale ostatnio w Hogwarcie zaczął myśleć o Marylin wśród tych wszystkich innych ludzi i poczuł nieprzyjemne uczucie w klatce piersiowej. To nie tak, że nie ufał Marylin. On nie ufał jej kolegom. A jak na ironie Moore była dosyć kontaktową osobą i znajomych miała sporo. A jego nie było na miejscu i nie mógł zaradzić na jakiekolwiek zaloty w jej stronę.
Zastanawiał się też czemu Marylin nigdy nie uległa urokowi osobistemu Jamesa. Poznali się bliżej dopiero, gdy ten zaczął umawiać się z Troian i prędko złapali wspólny język. Albus był też zazdrosny o własnego brata, choć wiedział, że on nie widział świata poza Zabini.
Albus też widział tylko to jaki nie jest. Przez czucie się gorszym ogarniał go strach, że Marylin koniec końców znowu go zostawi.
— Bo nie odbija się chłopaka przyjaciółce — spróbowała zażartować, ale szybko spoważniała, gdy zobaczyła wyraz twarzy Albusa. — Co to w ogóle za pytanie, Al? Ty i twój brat jesteście zupełnie innymi osobami. Tak się akurat zdarzyło, że wolę Ciebie, głupku — prychnęła i trąciła go ramieniem. Ze względu na to, że siedział na brzegu ławki, prawie z niej spadł. Bestia radośnie szczeknęła. — Jesteś bardzo, ale to bardzo interesujący. Trochę wiary w siebie, dzieciaku!
— Czemu ciągle mówisz do mnie dzieciaku — jęknął, przesuwając ich bardziej na środek ławki i obejmując Marylin ramieniem.
— Wymyśliłam Ci to przezwisko i nie zamierzam z niego rezygnować na jakieś kochania, skarby i inne pierdoły. To nie w moim stylu. — Wzruszyła ramionami z niewinnym uśmiechem, po czym położyła głowę na jego ramieniu. Rzuciła Bestii zieloną piłkę tenisową i obserwowała jak psina za nią biegnie.
— Ta, to byłoby zbyt dziwne, wredoto — przyznał jej z przekąsem rację. Marylin zaśmiała się pod nosem.
— Możesz mi mówić staruchu, bo w końcu jestem dla Ciebie taka stara — rzuciła kąśliwie. Westchnęła teatralnie. — Całe dwa lata! Mogłabym być twoją babcią, normalnie!
— Spadaj, mam Ci przypomnieć o Hattie? — Zdjął rękę z jej ramion i skrzyżował ją z drugą. Uniósł brwi w geście prowokacji.
— Przeraża mnie to, ile rzeczy związanych z rudzielcem możesz mi wypominać — westchnęła, odsuwając się od niego i zaczęła szukać czegoś w torbie. — Co tym razem?
— To, że ją na mnie nasłałaś — zaśmiał się głośno, zwracając na siebie uwagę innych. Śmiech ugrzązł mu w gardle, gdy Bestia puściła oślinioną piłkę na jego spodnie. Tym razem Marylin wybuchnęła śmiechem.
— Czemu ona mnie tak nie lubi? — Zapytał zniechęcony, podając piłkę dziewczynie, która znowu ją rzuciła. Bestia nawet nie myślałaby o jakiejkolwiek reakcji, gdyby on to zrobił.
— Bo jest zazdrosna i zapewne myśli, że masz złe zamiary w stosunku do mnie — powiedziała i pocałowała Albusa w policzek. Wcisnęła mu w dłoń kawałek pergaminu. — Trzymaj.
Albus spojrzał na niego i przewrócił oczami. Odwrócił twarz ku Marylin, marszcząc brwi powątpiewająco.
— Po, co mi twoje wyniki z OWTM-ów?
— Musisz wiedzieć jak bardzo musisz mi dorównać — przyznała z szerokim uśmiechem. — To nie będzie łatwe. Najlepiej zacznij się już uczyć, kochanie — ostrzegła, szczególny nacisk kładąc na ostatnie słowo. O dziwo, to słowo nie zabrzmiało aż tak bardzo nienaturalnie w jej ustach, jak myślała. Nie zamierzała używać tego zwrotu zbyt często.
— Nie pochlebiaj sobie, skarbie. — Albus postanowił odbić piłeczkę, sam się sobie dziwiąc. Co ciekawe, oboje mieli ogromny ubaw ze swojej nowej zabawy. — Pamiętaj, kto Cię uczył eliksirów.
— Mógłbyś mi skoczyć — warknęła, udając ogromnie złą, starając się nie wybuchnąć śmiechem.
— Chyba żartujesz, krasnalu — zaśmiał się i naciągnął jej czapkę z daszkiem na oczy. Strzelił jej pstryczka w nos, gdy zaczęła poprawiać nakrycie głowy.
— Jesteś okropny, czemu ja Cię kocham — westchnęła w końcu Marylin, opierając czoło na jego barku i robiąc motorek ustami. Albus zdrętwiał na chwilę.
— Ach, tak? Więc mnie kochasz? — Zapytał lekko, jakby rozmawiali o pogodzie, która swoją drogą była zachwycająca.
— Chyba już to ustaliliśmy w grudniu, Al — odpowiedziała, nie zmieniając swojej pozycji. Albus złapał ją za brodę i szybko pocałował jej usta, co rozczuliło na chwilę dziewczynę.
— To dobrze — powiedział i uśmiechnął się. — Też nie wiem czemu Cię kocham, wredoto.
Tym razem Albus oberwał pędzącą, obślinioną piłką w policzek. Bestia naprawdę miała z nim jakiś problem.
Ale Marylin sprawiała, że szybko mu mijało.
a/n: ten rozdział jest taki słodki idk. aż mi się mordka szczerzy. przepraszam za mały spamik, niechcący cofnęłam publikację całego opowiadania.
Zostały jeszcze jakieś trzy rozdziały, epilog i bonus (moje poczucie humoru się tam rozszaleje) i kończymy. jakoś mi tak przykro. uwielbiam te dzieciaki, już mi się płakać chcę.
CZYTASZ
• Ten Młodszy • Albus S. Potter
Fanfiction❝Jednak Marylin Moore była dla niego idealna w swojej nieidealności❞ Kiedy każdy zwraca uwagę na to kim Albus 𝗻𝗶𝗲 𝗷𝗲𝘀𝘁, zamiast 𝗸𝗶𝗺 𝗷𝗲𝘀𝘁.