Albus był tym bezproblemowym Potterem.
Marylin Moore miała poważny problem z Albusem Potterem. Dzieciak zdobył jej serce zdecydowanie za szybko. Przynajmniej w jej opinii. Rodzice i Troian zawsze uważali, że wpuszcza do tego organu ludzi zdecydowanie zbyt prędko i chyba mieli rację. Minęły ledwo dwa lata ich znajomości i była całkowicie pewna, że Albus był dla niej znacznie ważniejszy niż powinien. Niczym się nie wyróżniał na tle innych uczniów, czego się po nim nie spodziewała. Przecież był Potterem i jak każdy w tej ogromnej rodzinie powinien zwracać na siebie uwagę. A on wcale tego nie robił!
Był strasznie problematyczny w tej swojej bezproblemowości.
Normalnie Marylin by to nie przeszkadzało. Uśmiechałaby się do niego radośnie, nie zawracając sobie głowy faktem, że Albus był całkiem fajny, nawet jeżeli był dwa lata młodszy i czasami koszmarnie denerwujący. Szczególnie ciężko było go irytować, gdy on sam robił to doskonale, bez przerwy dostarczając do Wieży Krukonów świeże galaretki, krówki, czekoladki i landrynki. Troian zawsze miała z niej ogromny ubaw, gdy narzekała na niego z pełną buzią, zlepioną od słodyczy.
W normalnych okolicznościach, tak by to wyglądało. No, właśnie. Randka z Ezrą Cornerem z całą pewnością nie należała do codzienności Marylin. Była przekonana, że powinna słuchać idącego tuż obok chłopaka, a nie odlatywać myślami do swojego przyjaciela, który spędzał całkiem miły czas z własnymi znajomymi. Nawet nie łudziła się, że postanowił usiąść do książek i uczyć się do SUM-ów. Coś zdecydowanie było nie tak. Tego Marylin była pewna jak jeszcze nigdy.
- Słuchasz mnie, Marylin?
Potrząsnęła głową, próbując przywołać się do porządku. Nie była to przecież jej pierwsza randka! Powinna wiedzieć jak na niej postępować, a nie zachowywać się jak kompletny laik.
- Wybacz, zamyśliłam się - przeprosiła i uśmiechnęła się delikatnie. Troian podobno słyszała jak Adrastos mówił Scorpiusowi, że Albus twierdził, że jej uśmiech potrafił sprzedać wszystko.
Merlinie, Marylin, przestań!
Razem z Ezrą spacerowali po korytarzach Hogwartu. Już dawno stracili rachubę czasu, choć z zupełnie innych powodów. Za oknem było już ciemno, a zamek wydawał się całkowicie opustoszały. Zupełnie tak, jakby wszyscy uczniowie zdążyli wrócić do swoich Pokoi Wspólnych.
- Nic się nie stało - zapewnił i odwzajemnił jej uśmiech. Może było ziarno prawdy w słowach innych. Samym plusem było to, że naprawdę uwielbiała się uśmiechać. Może powinna pójść marketing lub reklamę?
Poczuła jak dłoń Ezry nieśmiało ociera się o jej rękę. Zestresowała się i zanim zdążyła to przemyśleć, uniosła ją, żeby przeczesać nią włosy. Było w tym ruchu coś sztywnego. Miała nadzieję, że Ezra nie zauważył w tym ucieczki. Skrzyżowała ramiona. Atmosfera zgęstniała.
Ezra był zawstydzony, Marylin zmieszana. Och, cudowna randka!
- Co uważasz o ostatnim wypracowaniu z eliksirów?
Ezra starał się ratować godność ich obojga, choć już wiedzieli, że ta randka była skazana na porażkę. Marylin skrzywiła się. Wypracowanie nie należało do dobrych tematów.
I to wcale nie, dlatego że Albus pomagał jej wpisaniu tego ostatniego. Strasznie narzekał jej nad uchem, kompletnie nie rozumiejąc czemu kontynuowała ten przedmiot, swoją drogą. Czuła ogromny zawód i wstyd, że piątoklasista musiał jej tłumaczyć zagadnienia z siódmego roku.
Powinna przestać myśleć o Potterze. To było bardzo, ale to bardzo nie fair w stosunku do Ezry. Chciała już odpowiedzieć Krukonowi, ale nagle wszystko stało się zrozumiałe.
- Co wy tu robicie? Jest po ciszy nocnej!
Gdy usłyszała głos profesora Normana, Marylin przewróciła oczami. Czemu zawsze musiała dostawać szlaban w czasie spotkań z Ezrą? Z Albusem nie raz pałętała się po zamku grubo po ciszy nocnej i nikt, nigdy ich nie złapał! Zupełnie jakby wiedział, gdzie są patrolujący nauczyciele i prefekci!
W końcu Albus nie był kłopotliwym Potterem.
CZYTASZ
• Ten Młodszy • Albus S. Potter
Fanfiction❝Jednak Marylin Moore była dla niego idealna w swojej nieidealności❞ Kiedy każdy zwraca uwagę na to kim Albus 𝗻𝗶𝗲 𝗷𝗲𝘀𝘁, zamiast 𝗸𝗶𝗺 𝗷𝗲𝘀𝘁.