• XII •

1.8K 137 56
                                    

Albus był tym wstydliwym Potterem.

Marylin Moore była nieprzyzwoicie uśmiechnięta tego marcowego poranka, gdy radosnym krokiem przemierzała korytarze szkoły. Idealnie założona szata ciągnęła się za nią jak peleryna za królową lub superbohaterem. Na twarzy miała szeroki uśmiech, a włosy spięte w koński ogon błękitną wstążką. Równo zawiązany krawat Ravenclaw zadowoliłby każdego perfekcjonistę, zupełnie jak cała reszta dzisiejszej aparycji Krukonki. Do piersi przyciskała grubą książkę, która zdążyła nasiąknąć roztaczanym przez Marylin zapachem perfum różanych. Ten dzień zapowiadał się doskonale.

Wczorajszego dnia profesor Slughorn pochwalił znaczną poprawę jej umiejętności, co bardzo mile połechtało jej ego. Z dumnym uśmiechem podeszła w czasie przerwy obiadowej do stołu Slytherinu, aby pochwalić się swojemu chłopakowi z dumnym uśmiechem. Znaczyło to, że Albus zaczął jej lepiej tłumaczyć trapiące ją zagadnienia albo ona zaczęła słuchać z większą uwagą. Oczywiście, musieli rozpocząć dyskusję, która skończyła się racją Albusa, bo wszyscy stanęli po jego stronie. Sądziła jednak, że jej też należy się pochwała, bo zdecydowanie zaczęła umieć się koncentrować, a nie odpływać myślami hen daleko.

Uważała, że związek z Albusem działa na nią pokrzepiająco i edukacyjnie. Nagle przestała panikować, łatwiej jej się uczyło i szło utrzymać spokój ducha. Wciąż sporo się uśmiechała, ale teraz było w tym więcej melancholii niż rozbawienia i radości. Spoważniała i wolała zrzucać to na chłopka, a nie zbliżającą się konieczność zmian.

Troian zastanawiała się czy ktoś nie podmienił jej przypadkiem przyjaciółki, której spokój wydawał się bardzo niepokojący. Podzieliła się swoimi obawami z Albusem, który akurat się napatoczył i układał książki w bibliotece. Marylin wiedziała o tym, bo odbyli później rozmowę czy na pewno wszystko jest okej. Według niej wszystko było w jak najlepszym porządku. To samo mu odpowiedziała, gdy patrzył na nią niezwykle zmartwionym wzrokiem.

- Na pewno, Marli? - Zapytał się wtedy dla pewności, czochrając swoje kudły w nerwowym geście. Nie wiedziała czemu, ale jego oczy były strasznie strapione jak na szesnastoletniego chłopca. Zastanowiła się w tamtym momencie czy o wszystkim jej mówi, czy jest z nią całkowicie szczery. Nie mogła mu jednak mieć za złe, jeżeli tak było. W końcu sama nie była zbyt prawdomówna.

- Powiedziałabym Ci, jeżeli coś byłoby nie tak, jak powinno - skłamała gładko i nachyliła się nad blatem, aby poklepać go pokrzepiająco po policzku. Spojrzała na podręcznik położony między nimi. - Już się tak nie martw. Wracamy do nauki?

Gdyby ktoś powiedział jej rok wcześniej, że Albus będzie tak super chłopakiem ogarnęłaby się znacznie szybciej. Była tego pewna. Często postępował tak samo jak kiedyś, ale robił też inne, nowe rzeczy. Bardzo często przychodził do niej i pomagał nieść torbę pełną ciężkich książek. Lubił trzymać się za ręce i prawie zawsze jak robili coś razem mieli je złączone. W życiu nie spodziewała się po Albusie nieśmiałości. To Marylin inicjowała wszystkie pocałunki, bo on się na ten moment nie czuł na tyle swobodnie i się wstydził. Przyznał się do tego! Czuł wtedy takie zażenowanie, które aż ją rozczuliło. Nie przeszkadzało mu to jednak całować ją w czoło, policzki lub czubek głowy. Tego robił na potęgę. Dodatkowo codziennie odprowadzał ją do wieży Krukonów.

- Witaj, sprawczyni szerokiego uśmiechu na twarzy mojego przyjaciela.

Marylin rozejrzała się wokół i zauważyła Adrastosa siedzącego na parapecie i zajadającego się ze smakiem wiśniowym lizakiem. Wypatrywał czegoś za oknem. Wyglądał na rozbawionego, ale jednocześnie czymś strapionego.

- Hej, Adi - przywitała się i wzrok chłopka natychmiast wylądował na niej. Albus wyznał jej, że Flint nienawidzi, gdy skraca się jego imię. Zaczęła robić to z radością, wymyślając najróżniejsze kombinacje.

• Ten Młodszy • Albus S. PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz