• XXI •

1.4K 106 88
                                    

a/n: dłuższy rozdział ze względu na Adrastosa, który przejął początek.


Albus był tym zakochanym Potterem.

Wściekła Minerva McGonagall szybkim krokiem zmierzała w kierunku ucznia dumnie stojącego na stole. Owy osobnik przytulał do siebie puchar domów i machał do kolegów i koleżanek niczym pan i władca. Włosy wyjątkowo miał ładnie zaczesane, a mundurek założony jak pod linijkę. Przyjaciele chłopaka załamani spuścili głowy, pogrążając się w zażenowani jego zachowaniem. Z ust Ślizgona wystawał jedynie biały patyczek od wiśniowego lizaka, jego znaku rozpoznawczego.

   Adrastos Flint w końcu spełnił swoje wieloletnie marzenie i zrobił coś, za co zostanie zapamiętany przez najbliższe lata. Śmiał twierdzić, że było to coś na miarę cudownych Huncwotów. Niestety wnuk Rogacza uważał inaczej, ale kto go tam wie. Ogromny transparent wiszący nad stołem nauczycielskim wyjątkowo go zadowolił, choć jego umiejętności plastyczne nie były nawet dobre. Gianna na szczęście mu pomogła, gdy olśnił ją swoim uśmiechem, który podpatrzył przez lata u Marylin Moore.

   Napis na transparencie nie był ani obraźliwi, ani kontrowersyjny. Podsumował jedynie ostatnie lata Adrastosa w szkole: Wiem, że nic nie wiem. Napisał nawet, kto jest autorem tegoż cytatu, ale najwyraźniej Minerva tego nie doceniła. Z równowagi mogły ją, co prawda, wyprowadzić fajerwerki i śpiewające wyjce, które latały po całej Wielkiej Sali, ale przecież nie było tak źle. I zrobił to dopiero po ogłoszeniu wyników Pucharu Domów, aby jego chwała była jeszcze większa lub – tej opcji do siebie nie dopuszczał – ukradła uwagę zwycięzcom. Żadna kradzież nie miała jednak miejsca, bo Slytherin mógł dumnie dzierżyć puchar, a całe pomieszczenie było obwieszone jego barwami.

    Adrastos był z siebie dumny i nawet nie starał się tego ukrywać.

Nikt jednak nie spodziewał się tego, co nadejdzie. Wzbudziłoby to przerażenie, popłoch i panikę. Oczy Adrastosa już napełniłyby się łzami po starcie najlepszego przyjaciela.

— Panie Flint! Proszę natychmiast zejść ze stołu! — Wykrzyknęła wzburzona kobieta, wymachując rękoma.

— Pani dyrektor! Pani profesor! Jak dobrze panią widzieć! — Zawołał uradowany Adrastos, zupełnie jakby wcale nie stał na stole, tylko prowadził przyjazną pogawędkę z kobietą. Specjalnie dla niej wyjął lizaka z buzi. McGonagall oddychał ciężko ze złości i ledwo kontrolowała swoje mordercze zapędy. — Rodzina i portrety zdrowe?

— Natychmiast schodzi pan z tego stołu albo przestanę być miła! — Krzyczała Minerva i, aby podkreślić znaczenie swoich słów, zakasała rękawy szaty. W jej dłoni znalazła się różdżka, która w żadnym stopniu nie ruszyła Adrastosa.

— Pani, pani profesor? Pani zawsze jest przemiła!

— Adi! Złaź i sadzaj swoje cztery litery na krześle! — Scorpius niedyskretnie pociągnął przyjaciela za szatę, starając się przywołać go do porządku. — Nie rób wstydu, na brodę Merlina!

Scorpius przynajmniej próbował zareagować. Albus zwyczajnie udawał, że go nie zna i pierwszy raz widzi tego człowieka na oczy.

— Jakiego wstydu, Scorpiusie?! Ja się pławię w blasku własnej chwały!

— Dość tego, panie Flint! Miarka się przebrała! — Kobieta zamaszyście machnęła różdżką i naraz nastąpiło kilka wydarzeń.

   Transparent, fajerwerki i wyjce zniknęły za jednym zamachem i nastąpiła chwilowa cisza. Adrastos wylądował na podłodze, na której kleknął w geście rozpaczy, przytulając do piersi zielone coś.

• Ten Młodszy • Albus S. PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz