• XI •

1.8K 132 91
                                    

Albus był tym cichym Potterem.

Patrzenie na chytry uśmieszek Jamesa uświadomiło Albusowi, że on wiedział. A to naprawdę nie wróżyło dobrze, gdy siedzieli przy stole razem z całą, ogromną rodziną. Pierwszy raz od dawna starał się zawiązać nić porozumienia z bratem, bo naprawdę nie uśmiechała mu się perspektywa spowiadania się absolutnie wszystkim ze swojego jeszcze świeżego i bardzo delikatnego związku. Niby mógłby odbić piłeczkę, poruszając temat Troian, ale James zbytnio się z nią nie krył i sam rwał się do rozmowy o dziewczynie.

Albus szybko połączył fakty i doskonale wiedział przez kogo jego brat jest tak dobrze poinformowany. Nie miał absolutnie za złe Marylin tego, że zwierzyła się swojej przyjaciółce. On w końcu zrobił to samo, głównie po to, aby patrzeć na szok Adrastosa i dumny uśmiech Scorpiusa, bo jednak go nie zawiódł. Troian najwyraźniej nie mogła się powstrzymać i nakablowała Jamesowi.

Na całe szczęście udało mu się powstrzymać niecne zamiary brata, który bardzo chciał wiedzieć do kogo Albus wysyłał wczoraj list i cóż takiego było w nim zawarte. Genowefa pierwszy raz w swojej kadencji postanowiła współpracować ze Ślizgonem i bardzo szybko udało się ją przekonać o przyjęcie listu i dostarczenie go w tempie ekspresowym. Był pewien, że James by się z niego nabijał. Po prostu potrzebował jasnej informacji, że Marylin dotarła cała i zdrowa do Nowego Jorku.

- Nasz kochany Al ma dziewczynę, droga rodzinko.

Uśmiech Jamesa był pełen braterskiej miłości, gdy Albus mordował go swoim wzrokiem. Wiedział, że z tej walki nie wyjdzie zwycięsko, więc potrzebował choć małego triumfu.

Jak na zawołanie przy stole zapadła absolutna cisza i rude głowy - z paroma wyjątkami - skierowały się na niego. Albus przełknął ciężko jedzonego pasztecika. Spuścił wzrok przytłoczony nagłym zainteresowaniem jego osobą. Podniósł serwetkę z kolan i wytarł usta, starając nie panikować z powodu wlepianych w niego gał.

- Tylko niech to nie będzie Hattie - jęknęła Lily Luna, delikatnie pogarszając jego sytuacje, ale jednocześnie zabierając trochę uwagi dla siebie.

- Och, nie - zaśmiał się James. Z twarzy nie schodził mu uśmieszek. Albus poczuł kropelki potu na czole. Nie panikuj, nie panikuj, nie panikuj. - To zdecydowanie nie Hattie.

Swoją drogą Albus naprawdę nie wiedział, co wszyscy mieli do Hattie Davies. Dziewczyna była sympatyczna, pewna siebie i zawsze chętnie pracowała z nim na eliksirach, bo oboje byli w nich dobrzy. Nie należała do osób brzydkich, idealnie wpasowałaby się w rudą rodzinę. Albus aż bał się jak zareagowaliby, gdyby dowiedzieli się, że to z Hattie pierwszy raz się całował. Oczywiście, niedługo potem stwierdzili, że dla wspólnego dobra powinni być tylko przyjaciółmi.

Marylin naprawdę późno zaczęła być zazdrosna. Na początku roku umawiał się z Emily, także z Ravenclaw. Co prawda, uznawał tę znajomość za swoją osobistą porażkę. Zbyt dużo zażenowania i niezręczności. Do tej pory omijali się szerokim łukiem na korytarzach. Później - jakoś na początku października - spotykał się z Deborah z Hufflepuffu, której to brat tak ładnie mu pomógł w sprawie Marylin. Dziewczyna była czystą słodkością i definicją bycia uroczym. Albus naprawdę ją lubił. Spędzili dużo czasu w kuchni, pichcąc za zgodą skrzatów domowych. Znajomość skończyła się tym, że Deborah zaczęła umawiać się z kimś innym, ale ona i Albus wciąż od czasu do czasu się mijali i razem gotowali. No, a potem była Hattie i resztę historii znacie.

Marylin nie była pierwszą dziewczyną Albusa, ale pierwszą, z którą relacje brał tak na poważnie. Między nimi zmieniło się niewiele. Zniknęła niezręczność, jasno się zadeklarowali i określili swoją relację. Tyle. W ich zachowaniu zmieniło się to, że przez ostanie dni w szkole trzymali się za ręce i zdarzyło im się całować od czasu do czasu. Dalej ich relacja w głównej mierze opierała się na rozmowie, korkach z eliksirów i dostarczaniu przez Albusa cukierków, aby utuczyć Marylin. Dziewczyna była znacznie pewniejsza od niego w nowej sytuacji i gdyby nie ona wciąż wstydziłby się złapać ją za rękę. Zdecydowanie szybciej przeszła do porządku dziennego ze zmianą z przyjaciela na chłopaka.

- Jak te dzieci szybko dorastają! - Babcia Molly nagle się za nim pojawiła i przytuliła, nie zauważając przerażonej miny wnuka. - Przedstawisz ją babuni, prawda?

Albus nie był pewien czy Marylin przeżyłaby spotkanie z jego rodziną.

- Na pewno! - zadeklarował się za niego James. Albus naprawdę miał go dość i ten jeden raz wolałby być w cieniu brata. Zdążył się do tego przyzwyczaić i nie uśmiechały mu się teraz takie zmiany.

- Jamie, ale ty pamiętaj, że jak najszybciej masz przywieźć do Nory tą swoją Troian - przypomniała babcia, machając na niego palcem i nie przestając przyciskać do siebie Albusa, który zdawał się być całkowicie przerażony. Wszystkie kolory zniknęły z jego twarzy.

- Wiesz co, babciu? Upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu!

Albus tak bardzo chciał zniknąć. Nie wstydził się Marylin, pod żadnym pozorem. Nienawidził być w centrum zainteresowania i jego brat właśnie mocno naruszał jego strefę komfortu. Babcia Molly spojrzała na Jamesa z zainteresowaniem.

- Bo tak się składa, że Troian to najlepsza przyjaciółka Marylin! - Zawołał, jakby to były najcudowniejsze wiadomości, jakie przyszło mu przekazywać. Uwaga jeszcze bardziej przytłoczyła Albusa.

- Umawiasz się ze starszą? Nieźle się bawisz, młody.

- Czy to przypadkiem nie ta sama, za którą wodziłeś maślanym wzrokiem na pierwszym roku?

- Powiedz jeszcze, James, że zmusisz Albusa do podwójnych randek i parsknę śmiechem. - Od zawsze uwielbiał Rose. Wiedział, że zaraz stanie po jego stronie i uratuje ze szponów krwiożerczej rodziny. Wszystkie komentarze zaczęły mu się zlewać w jedną całość. Czuł, że zaraz zemdleje w uścisku babci. - Już zostawcie go w spokoju. Trochę go przytłoczyliście.

- Mamo. - Harry Potter wstał ze swojego miejsca i postanowił wspomóc chrześnicę w misji ratunkowej jego syna. Ginny wpatrywała się w to wszystko z rozczuleniem. Harry położył dłonie na ramionach Albusa i delikatnie odciągnął go od teściowej. - Al zaraz nam zemdleję, wyjdę z nim na dwór.

Albus naprawdę kochał Rose i ojca w tym momencie. To byli zdecydowanie jego ulubieni członkowie rodziny. I mama.

Harry wyprowadził Albusa z Nory i pozwolił mu odetchnąć. Wiedział, że w oczach ojca wygląda nie najlepiej. Był cały blady, lekko się trząsł i czuł, jakby miała zaraz stracić czucie w nogach. Naprawdę był bliski stracenia przytomności.

- Oddychaj, Al - powiedział Harry, czochrając synowi włosy. Czy jak to lubiła nazywać je Marylin kudły.

Doskonale wiedział, że Albus nie lubił tłumów i hałasu. W tej rodzinie ciężko było tego uniknąć, ale chciał pomóc synowi najlepiej jak mówił.

- Marylin Moore, hmm? - Albus czekał aż ojciec to powie i parsknął śmiechem. Już się trochę uspokoił.

- Miałem wam powiedzieć, ale James jak zwykle mnie wyręczył - wyznał i usiadł na ławeczce przed domem.

- Twój brat to papla, nie przejmuj się - zaśmiał się Harry i usiadł obok niego. - Zupełnie jakbym widział Rona.

Albus chętnie rozmawiał ze swoimi rodzicami, ale z daleka od innych członków rodziny. Oboje rozumieli syna i potrafili się dostosować. Do Nory zaczęła zbliżać się Genowefa z listem w dziobie. Gdy tylko Albus go odebrał i pogłaskał sowę po głowie, zwiał do swojego pokoju w Norze i się w nim zamkną, żeby odpocząć i w spokoju przeczytać wiadomość od Marylin.

W końcu Albus nie był głośnym Potterem.

~***~
przepraszam za opóźnienie i zapewne masakryczną jakość rozdziału, ale wciąż nie doszłam do siebie po Endgame.
Postaram się poprawić go jak najszybciej.

• Ten Młodszy • Albus S. PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz