Albus był tym ambitnym Potterem.
Marylin Moore wróciła do Hogwartu rozczochrana w eleganckiej, granatowej sukience, raz po raz pospieszając Jamesa Pottera, który ją spowalniał. Obydwoje byli wcześniej na ważnym spotkaniu z zastępcą szefa Biura Aurorów, które niezwykle się przedłużyło na ich niekorzyść. Torowali sobie przejście między roześmianymi uczniami. Byli zdyszani i mocno spóźnieni.
Albus kończył właśnie szkołę i Marylin pluła sobie w brodę, że nie wzięła jednak tego urlopu, żeby nie strzelić gafy. Oczywiście jej ambicja była ważniejsza i teraz była zmuszona modlić się, żeby zdążyła na moment, w którym Ślizgon dostanie dyplom ukończenia Hogwartu. Nie wierzyła w to, żd się spóźniła.
Całe wydarzenie miało miejsce na błoniach, więc, gdy tylko wyszli z zamku, Marylin zaczęła biec w kierunku tłumu ludzi, cudem nie łamiąc sobie nogi na swoich makabrycznie wysokich szpilkach. Niech diabli wezmą jej duszę perfekcjonistki, której zachciało się bawić w kobietę biznesu.
— Na brodę Merlina, już myślałem, że nie zdążycie — odetchnął z ulgą Harry Potter, poprawiając rękawy swojej marynarki, gdy dwoje zdyszanych dwudziestolatków znalazło się obok niego. — Molly odchodziła od zmysłów.
— Nie nasza wina, że Ricardo włączył się tryb wielkiego mówcy, któremu nie można było przerwać — żachnął się James, wypatrując brata w tłumie uczniów ubranych w odświętne szaty. — Powinieneś był mu jednak obniżyć pensję, tato. Może by się zamknął.
— James! — Zbeształa go Marylin, przytulając do siebie ogromny kosz ze słodyczami. Może trochę przesadziła, ale od żelek jeszcze chyba nikt nie umarł.
— Marylin! — Przedrzeźnił ją młodszy Potter, krzywiąc się. Doskonale wiedziała, że narzekał w myślach. Od dłuższego czasu czuł się niedoceniany i twierdził, że jego geniusz na tym ucierpiał.
Ostatnimi czasy James był strasznie drażliwy i nikt nie mógł z nim wytrzymać za długo. Nawet Troian ostatni tydzień przemieszkała z przyjaciółką, bo wyprowadzał ją z równowagi, a wiedziała, że jak go wykopie z mieszkania, to ten głupek skończy na drugim końcu świata lub na środku oceanu. Trzeba było ją pochwalić za współczucie.
— Albus jeszcze nie mówił, prawda? — Zmartwiła się Marylin i zaczęła szybko tupać nogą, przygryzając swoją dolną wargę.
— Nie, masz szczęście, Marylin — uspokoił ją mężczyzna, klepiąc dziewczynę po ramieniu i odwrócił się w kierunku mównicy. To samo uczynili po nim absolwenci szkoły.
Minerva McGonagall mordowała wzrokiem Adrastosa Flinta, który stał dumny na podwyższeniu i z radością trzymał w ustach wiśniowego lizaka. Evander stał z przodu i przyglądał się młodszemu bratu z niedowierzaniem. Nie była pewna czym spowodowane. Czy tym, że Adrastos zdał, czy też wytrwałością chłopaka w jedzeniu owego cukierka.
Po prawej stronie blondyna stała Hattie, która szeroko uśmiechała się do wszystkich zgromadzonych, machając radośnie do swoich krewnych. Po lewej Adrastos miał Giannę, która przysypiała na ramieniu chłopka i wyglądała jak żywy trup. Marylin nie miała pojęcia jak wyglądała ich relacja, ale chyba wolała się nie dowiadywać.
Scorpius mówił coś do odwróconego tyłem Albusa, próbując chyba dodać mu odwagi. Gdy odwrócił się i spojrzał w ich kierunku, okazało się, że prezentuje się strasznie i jest zestresowany. Marylin machnęła do niego ręką, uśmiechając się pokrzepiająco. Twarz Pottera rozjaśniła się odrobinę. Wystąpił do przodu, gdy Scorpius poklepał go po ramieniu. Poprawił opadającą mu na twarz tiarę. Między zgromadzonymi zapanowała cisza, gdy stanął na mównicy i odchrząknął.
CZYTASZ
• Ten Młodszy • Albus S. Potter
Fanfiction❝Jednak Marylin Moore była dla niego idealna w swojej nieidealności❞ Kiedy każdy zwraca uwagę na to kim Albus 𝗻𝗶𝗲 𝗷𝗲𝘀𝘁, zamiast 𝗸𝗶𝗺 𝗷𝗲𝘀𝘁.