Część XVII

664 26 34
                                    

P.O.V. Annabelle

- Wow... - wyszeptał Peter.

Zaśmiałam się na jego słowa i wtulilam się w niego. Chciałam z nim być, chciałam do niego wrócić, naprawdę.

- An... Czy chciałabyś  do mnie wrócić? - zapytał i podrapal się po karku.

- Ja... Tak, Pete. Ale to będzie dość skomplikowane... - zaczęłam.

- Dlaczego?

- No bo widzisz... Ja wylatuje... Wylatuje do Sydney.

- Ale nie na długo - spojrzałam na niego niepewnie - prawda?

- No nie do końca. Wyjeżdżam na rok, szkolić nowych avenger'ów - powiedziałam.

- Ale miałem ich trenować z tobą - powiedział

- No bo będziesz tutaj, będziesz miał dwójkę nowych : Emilia i Victoirie. A ja lecę do Sydney, bo nowi bohaterowie są dość specyficzni, bo to są kosmici... Jest ich trójka, w tym jeden bóg, Deyan. Jedna z Triacytu, Kolaj i jeden z planety powietrza, Joel - powiedziałam.

- Ale dlaczego aż w Sydney, a jedziesz tam sama? - zapytał.

- Nie, jedzie ze mną Bucky - powiedziałam.

- Nie możesz jechać, bo ja wiem... Może z jakąś dziewczyną? - zapytał.

- Nie. Bucky to jeden z najlepszych agentów i mój przyjaciel, wylatuje z nim i koniec kropka. - powiedziałam pewnym siebie tonem.

- Jak tam sobie chcesz... Żegnam - powiedział i skierował się do wyjścia.

- No pewnie! Idź sobie! Znalazł się Spider-Man! Wiesz co?! NIENAWIDZĘ CIĘ! Najlepiej idź sobie do tej całej MJ... - krzyczałam.

- A żebyś wiedziała, że do niej pójdę. Jest o wiele lepsza od ciebie - odpowiedział i trzasnął drzwiami.

W osłupieniu patrzyłam się na drzwi. Po chwili padlam na podłogę, na kolana i zaczęłam płakać. Dlaczego ja? Dlaczego? Nienawidzę świata. Nienawidzę tej całej Aj... Odebrała mi Pete'a... Chociaż, może gdybym rzekomo się nie cofnela w czasie to dalej byłabym z Peter'em? Dobrze, że jutro wylatuje. Nie mam już tutaj za dużo przyjaciół. Iron-Man, Natascha i wielu mych przyjaciół zmarło podczas starcia z Thanosem. Clint wyjechał, Thor i Strażnicy polecieli gdzieś w galaktykę, Bruce gdzieś zniknął... A Steve ożenił się z Peggy. Został mi tylko Bucky i Ned w Nowym Yorku, o i jeszcze Falcon, ale nie miałam z nim jakiś super stosunków...

Obudziłam się następnego dnia na podłodze. Moje plecy tak mnie bolały i kark i w ogóle to wszystko. Przeklinając w duchu swoją głupotę wstałam i udałam się do hangaru. Czekał tam na mnie już Bucky. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie, ale ja tylko fuknelam mu hej i weszłam do samolotu. Padłam na fotel. Był naprawdę wygodny. Przymknelam oczy rozkoszujac się ciszą. Jednak po chwili ktoś zaczął dźgać mnie w ramię. Otworzylam oczy i spojrzałam na Baners'a.

- Co, Bucky? - zapytałam, a on na mnie dziwnie spojrzał - nie wyspałam się, spałam na podłodze.

- Dlaczego? - zapytał.

- Przez kłótnie z Parkerem... - jego wzrok mówił kontynuuj - no więc, było mniej więcej tak... - zaczęłam mu wszystko opowiadać - i takim oto sposobem zasnęłam.

- A to gówniarz... Niech ja go tylko dorwe, a poobijam mu tę twarzyczkę.. - mówił Bucky, który był zły jak osa.

- Nie trzeba. Znajdę kogoś lepszego. Zapomnę o nim. W końcu będę na drugim końcu świata... I zacznę wreszcie żyć - to ostatnie powiedziałam zrezygnowana.

Od wielu tygodni Bucky mówi, żebym wyszła na światło dzienne. Albo żebym wzięła udział w jakimś bankiecie czy czymś. Ale ja nie chciałam wolałam moje wynalazki, równania itp. Byłam drugim Starkiem, tylko że o wiele mądrzejszym i mniej rozrywkowym.

- Tak i właśnie taką An lubię najbardziej, uśmiechniętą, pełną życia... Moją najlepszą przyjaciółkę - powiedział Bucky.

Uśmiechnęłam się do niego promiennie i poszłam do sterowni. Odpaliłam silniki i wzniosłam się w powietrze. W Sydney mieliśmy być za jakieś 4 godziny... Nie ma to jak prywatny samolot, który jeszcze ulepszyłam. Włączyłam auto pilota i poszłam do mojego pokoju uprzedzajac wcześniej Bucky'iego.

5 GODZIN PÓŹNIEJ

Wreszcie byliśmy w nowej siedzibie Avengers'ów, jednej z dwóch. Ta pierwsza była w NY. Z tego co wiedziałam miałam mieć spotkanie z nowymi jutro o ósmej rano. Była 21, a ja siedziałam z James'em w salonie i jedliśmy pizze hawajską, moją ulubioną. Jak to ja zjadłam 5 kawałków na osiem... A Żołnierz śmiał się, że za chwilę będę piłką do tenisa. Dostał za to ode mnie po głowie i od razu ucichł. Po zjedzonej kolacji ja poszłam do siebie, a Bucky chciał jeszcze pooglądać coś w telewizji. Ubrałam moją koszule nocną i położyłam się spać...

UWAGA

Nowa część pojawi się za jakiś miesiąc. Ponieważ nie mam siły pisać, bo mojego kota dzisiaj uśpili i mam nadzieję, że mnie zrozumiecie.

P. S. Z góry przepraszam za błędy w opowiadaniu.

Księżniczka ponad prawem|| Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz