Rozdział 19

3 0 0
                                    

                             *William*
   Siedziałem w jakimś pokoju. Otaczały mnie szare, zniszczone ściany. W pomieszczeniu był tylko materac i coś co miało przypominać toaletę. Usiadłem bezradnie na podłodze i zacząłem płakać. Może nie wypada, jestem mężczyzną, który powinien teraz obejmować swoją kobietę i pocieszać, a nie płakać w samotności. Nagle smutek zastąpił gniew. Podskoczyłem do metalowych drzwi i zacząłem z całej siły w nie walić pięściami.
-Kiedy mnie w końcu wypuścicie!
Kurwa! -zacząłem wrzeszczeć, a z moich dłoni poleciała krew. Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich wielkich łysy strażnik. Złapał mnie za koszulkę i przygwoździł do ściany.
-Uspokój się, bo skończy  się to dla ciebie inaczej!-krzyknął niskim głosem.
-Ale ja nic nie zrobiłem! Próbowałem ją bronić!- strażnik odsunął się ode mnie i zamykając drzwi powiedział:
-Za dziesięć minut pójdziesz na złożenie zeznań.
Te minuty mijały mi jak godziny. Bałem się. Nie swoich zeznań, tylko tego co się stało z moimi przyjaciółmi. Byłem tak zajęty okładaniem...hm? W sumie nie potrafię nazwać go już "bratem".
Do celi wszedł strażnik, skuł mi do tyłu ręce i razem poszliśmy do sali przesłuchań. Pokój, w którym się znalazłam był zdecydowanie ładniejszy niż ten poprzedni. Wchodzący strażnik rozkuł mi ręce i stanął przy drzwiach. Do mnie podszedł mężczyzna w średnim wieku. Podał mi dłoń i pokazał, żebym usiadł. Sam zajął miejsce naprzeciwko mnie.
-Może podać wody?-zapytał kulturalnie.
-Nie, proszę zacznijmy to jak najszybciej.
-Dobrze w takim razie proszę mi opowiedzieć co stało się dnia 21 lipca- zapytał ostrym tonem z brytyjskim akcentem. Jego duże zielone oczy przeszywały mnie na wylot. Oceniał moją reakcje, próbował mnie przejrzeć. Wiedziałam dobrze, że nie mam do czynienia z amatorem.
Złożenie zeznań okazało się prostsze niż myślałem. Człowiek, który mnie przesłuchiwał okazał się sympatyczny i miałem wrażenie, że jest po mojej stronie. Wiedział, że nie zrobiłem niczego złego. Po zakończeniu rozmowy łysy strażnik złapał mnie za ramie, tym razem nie skuwając mi dłoni i wyprowadził. Gdy przeszliśmy przez kolejne drzwi, znaleźliśmy się przy poczekalni. Wtedy zobaczyłem ją, ale nie tą samą. Odmienioną. Miała zapłakane oczy, a jej delikatna twarz była cała podrażniona od łez. Jej śliczne oczy były opuchnięte i zaczerwienione. Pełne wargi były rozcięte i miały na sobie zaschniętą krew. Podbiegła do mnie i mocno się przytuliła. Objąłem ją moimi długimi ramionami. Chciałem by była już na zawsze bezpieczna. Nigdy nie chciałem by moja kobieta, była zamieszana w coś takiego. Nie mogłem znieść wyrzutów sumienia. Serce pękało mi na jej widok.
-Will, tak się o ciebie martwiłam...-wydusiła z płaczem.
-Już kochanie, jestem przy tobie. Nigdy więcej nie pozwolę by stała ci się jakaś krzywda. Co z Olivią i ....Noah?-zapytałem.
-Żyją. Olivia ma załamanie nerwowe, byłam u niej, ale nie chciała ze mną rozmawiać. Spojrzała się na mnie tylko wzrokiem, pełnym bólu.- na tą myśl poleciały jej kolejne łzy.
-A Noah, ledwo przeżył. Miał bardzo ciężką operacje, narazie jest w śpiączce.
-Boże, jak ja ci dziękuje, że wszyscy przeżyliśmy. Tak bardzo się
martwiłem- wykrzyczałem na całą sale. Do oczu znowu napłynęły mi łzy.
-Will muszę ci coś jeszcze powiedzieć.
Rodrigo nie żyje.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 09, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Miłość to klątwa diabła Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz