zrobiłeś sobie kuku...

768 51 33
                                    

Yuri obudził się, ku jego zdziwieniu, na krześle w szpitalu. Pamiętał, że wczoraj zasnął na siedząco, ale myślał, że w końcu ktoś przyjdzie i wygoni do domu, zważywszy na koniec odwiedzin. Na szczęście się tak nie stało. W jego objęciach nadal spokojnie spał Victor, wtulał twarz w ramię narzeczonego.

Jednak coś było nie tak. Jego ciało było wyjątkowo ciepłe, a na plecach widoczna była plama potu. Szybko odsunął go od siebie, kładąc go starannie na łóżko i przykrywając go kołdrą. Zobaczył wypieki na policzkach platynowłosego.

Czarnowłosy czegoś nie rozumiał. Przecież okna były szczelnie zamknięte, w pomieszczeniu nie panował chłód, natomiast kroplówka...właśnie! Kroplówka! Woreczek z nią był niemal całkowicie pusty! Ten szybko wstał z krzesła i pognał do lekarza.

Tymczasem Victor powoli zaczął się budzić. Jego świat wirował szybciej niż zazwyczaj, dodatkowo było mu strasznie zimno, mimo ciepłej temperatury i kołdry na sobie. Począł drżeć, opatulając się ramionami. ,,Y-Yuri, gdzie jesteś'', pomyślał, po czym na powrót zamknął oczy.

-No właśnie nie wiem. Obudziłem się, do mnie tulił się cały rozpalony Victor. Jako tako nie miał powód żeby gorączkować, ale gdy spojrzałem na kroplówkę, ta była niemal całkowicie pusta.- wyjaśnił szybko brunet, biegnąc razem z lekarzem z powrotem do sali. Zastali tam ciężko oddychającego 28-latka.

-Pomocy...- wyszeptał. Lekarz w trybie natychmiastowym wziął do ręki kroplówkę, odpiął tą zużytą oraz podłączył tą właściwą. Przyłożył dłoń do jego czoła.

-Cóż. Operację musimy przesunąć do momentu spadku jego temperaturę. Obecnie ma około 40 stopni.- wymamrotał, najzwyczajniej w świecie wyszedł z sali. Brązowooki usiadł na krześle i pocałował z miłością jego czoło.

-Za chwilę poczujesz się lepiej, pysiu- wyszeptał uśmiechnięty do platynowłosego. Nagle ten otworzył swe śliczne oczęta w kolorze morza oraz przetarł je piąstkami. Wyglądał przez to jeszcze bardziej słodko.

W jego głowie zakotłowało się mnóstwo myśli na raz, które spowodowały u niego niewielki jej ból. Kim on jest? Gdzie on się znajduje? Czemu tu wszystko jest różowe? Czemu on lata?! Nieco zacisnął oczy. Doprawdy, nie miał zielonego pojęcia, co się z nim dzieje.

-Yuuuuuur-ri.- uśmiechnął się szeroko, choć nie do końca zamierzał to zrobić. Tak, jakby nie panował nad swoim ciałem, a jego temperatura była wyjątkowo wysoka. Azjata spojrzał na niego nieco zdziwiony.

-Tak, Vicia?- zatroskał się, pogłaskał z miłością, jego czoło, cale rozpalone. Oho...wiedział, czego teraz się może spodziewać. Nie więcej niż 5-letniego dzieciaka w ciele 28-letniego faceta. Zawsze tak było.

Odkąd byli razem, niebieskooki miał okazję parę razy złapać przeziębienie. Gdy miał gorączkę, zaczynał zachowywać się jak 5-letnie dziecko, bawił się, czym popadnie, wkładał wszystko do ust...najczęściej sięgał po nóż, bo jak twierdził, ładnie się błyszczał. Stawał się małą przylepą Yuriego.

-a cemu ja nie jestem w doomuu- ze swoich ust zrobił uśmiech w kształcie serduszka, natychmiast chwycił za kroplówkę i zaczął się nią bawić. Gdy już był w trakcie jej wyciągania, chłopak szybko chwycił za jego rękę i z powrotem wsadził.

-Nie, kochanie. To ma zostać tu. Jesteś w szpitalu, bo podczas wypadku na zawodach przerwałeś sobie rdzeń kręgowy.- wyjaśnił z ciężkością, gładząc policzek ukochanego. Wsunął nos w jego włosy.

- Nie rozumiem...- zakłopotał się mężczyzna oraz wtulił się w jego dłoń. Czarnowłosy uderzył się w czoło. No tak...platynowłosy niewiele więcej rozumiał od wcześniej wspomnianego 5-latka. To było na swój sposób słodkie.

-Zrobiłeś sobie kuku. W plecki, wiesz?- Młodszy pogładził plecy siwusa, na co ten zareagował cichym mruknięciem. O nie...Katsuki mógł jedynie prosić Boga, by jego narzeczony nie zechciał czegoś więcej niż całusów i przytulasków. Przełknął nerwowo ślinę.

Była to może kwestia pięć minut, a do pomieszczenia wpadł Jurij Plisetcky. Bez słowa usiadł na krześle obok oraz, nic nie mówiąc spróbował wepchnąć do ust Nikiforova jakieś kapsułki, z zaciekłą zawziętością na twarzy. Japończyk szybko odpechnął 16-latka, zrobił to w miarę lekko.

-Jurij, co ty mu robisz?- spytał, starając się zrobić to łagodnie, ale w jego głosie dało wyczuć lekkie zdenerwowanie. Rosjanin przewrócił oczami I wsadził mu tabletki w dłoń.

-Lekarz kazał mu dać, prosiaku. Więc wepchnij temu idiocie tabletki w ryj, jeśli chcesz dla niego dobrze. Jak mu to dasz, za chwilę powin...-skamieniał, gdy niebieskooki mocno się do niego przytulił. Yuri, nie wiedząc czemu poczuł ukłucie zazdrości. Nikiforov zarzucił ramię blondyn na swoje.

-...no mu przejść. Victor...Co ty robisz?- wydukał sztywno zielonooki. Victor speszony przeniósł się ma drugi koniec łóżka i uczepił się Yuriego. Wtulił twarz w jego ramię, nie pozwalając dać sobie tabletek, prawdopodobnie na zbicie gorączki.

-Aniołku, połknij to. Poczujesz się lepiej. Proszę...- poddał się azjata. Doprawdy, czasami miał dość. Nie chciał sobie wyobrażać, jak dość ma jego skarb, nie mogąc chodzić o własnych siłach. Czuł się okropnie. Co za potwór był z niego, że bez mrugnięcia okiem zgasił jego ostatnią nadzieję? Strasznym.

Starszy rusek widząc smutek Japończyka, wziął do ust tabletki i bez skrzywienia się je połknął. Jego usta ułożyły się w smutną podkówkę, broń boże nie chciał sprawiać przykrości najważniejszej osobie w jej życiu.

Mniej więcej pół godziny później do sali przyszła cała, jakby to powiedzieć...rodzina łyżwiarska platynowłosego, na co on zareagował piskiem. Wszyscy spojrzeli po sobie zdziwieni, podczas gdy 24-latek próbował uspokoić partnera.

-Vityuś, ty ich znasz. To twoi przyjaciele...- zapewnił trzęsącego się jak galaretka łyżwiarza. Naprawdę nigdy nie widział, żeby ten podczas gorączki zapomniał cokolwiek. Nie licząc oczywiście rzeczy, o których zapomniał nawet wtedy, gdy był całkowicie zdrowy. Cóż, skleroza w jego przypadku bardzo się rozwinęła.

-Właśnie stary, nie bój się. Nie zjemy cię.- parsknął śmiechem Chris, trzepnął w głowę srebrnowłosego, zanim Yuri zdąrzył go zatrzymać. Za późno...w pewnym momencie 28-latek wybuchł płaczem, niczym kilkuletnie dziecko. Kanadyjczyk cofnął się tak daleko, że niemal wpadł na Jurija, który potknął się i został złapany przez Otabeka.

-Ojć, motylku...On uderzył cię na żarty, nie chce ci nic zrobić...To Chris przecież...- zaśmiał się brunet, mierząc sfrustrowanym spojrzeniem blondyna starszego o rok, głaszcząc spokojnie po włosach przerażonego Rosjanina. Victor w końcu się go puścił oraz kiwnął lekko głową, nadal zachowując ostrożność.

-Nie bij mnie. Nawet jeśli robisz to tylko po to, by zrobić sobie jaja.- nakazał wyjątkowo ostrym głosem jak na swój obecny stan. Blondwłosy skinął jedynie łbem, zrobił coś, co zawsze chciał, choćby dlatego, żeby zrobić mu na złość. Pogładził jego platynowe włosy, natomiast mężczyzna wtulił głowę w jego rękę.

- Nie bój się. Teraz jest z nim zupełnie tak, jak z dzieckiem. Takim, który nie pyskuje, nie strzela fochów. Kto jest moim małym, słodkim chłopczykiem?- Yuri pomiział swoim drobnym nosem czoło niebieskookiego.

-Ja!- wyznał dumnie siwus, przytulając się mocno do jego talii. Między nami a myślami Yuriego, ten wolał, żeby został taki na zawsze. Tym młodszym. Tym slodkim. Tym uke.

Siemcio! Teraz rozdziały będą nieco krótsze i rzadsze. Ponieważ zaczął się zakład karny (czyt. Szkoła) napiszcie, czy się wam podobał, czy coś muszę dopracować w następnym. Papatki ❤❤❤

Kontuzja (Victuuri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz