-Przejdziemy się, Vicunia?- uśmiechnął się ciepło Yuri, nie mógł usiedzieć w miejscu. Jego narzeczony będzie mógł chodzić, nie zamieni się w kupkę nieszczęścia! To była wspaniała wiadomość! Może i miało nastąpić to za parę miesięcy, lecz najważniejsze było to, że wogóle istniała możliwość.
Zostali w szpitalnej sali sami, że względu na zbliżającą się majówkę. Nawet oni swego czasu mieli na nią dokładne plany, lecz na bakier musieli zostać w St. Petersburgu, ze względu na kręgosłup Victora. Nie mogli ryzykować i wyjeżdżać gdzieś dalej, bo, gdyby nie daj boże coś by się stało, byliby w przysłowiowej, czarnej dupie.
-Nom. Boję się tylko, że przez przypadek zrobię sobie coś jeszcze gorszego...- wyszeptał z wątpliwością siwus, chwytając w swoje dłoń Japończyka, po czym lekko musnął ją swoimi ustami. Tak naprawdę nie chciał wstawać. Jedyne o czym marzył, to o wypisie że szpitala, który miał zostać mu dany przez lekarza, dokładnie o godzinie 12. Podczas gdy była 11.
- Nie bój się, Vicia. Będę Cię trzymać na wszelki wypadek.-brunet rozwiał jego wszelkie wątpliwości jednym pocałunkiem, odkrył kołdrę. Świdrując spojrzeniem brązowych oczu zdjął jedną nogę platynowłosego na ziemię. Za drugą nie musiał się brać, ponieważ jej właściciel sam usiadł na szpitalnym łóżku.
Zawachał się. Co jeśli w kręgosłupie coś pęknie? Jeśli niewyobrażalny ból wróci? Jeśli Yuri znów będzie zmuszony martwić się jego stanem zdrowia? Idąc za ciosem chwycił się mocno Japończyka, stanął na własnych nogach. Poczuł przyjemny skurcz mięśni, którego już dawno nie czuł.
Przeszedł parę kroków, czuł się tak, jakby na nowo uczył się chodzić. Wiernie towarzyszył mu jego narzeczony. Azjata z miłością wtulił się w jego klatkę piersiową.
-Ja...j-ja...Ja mogę chodzić! Czuję je! Czuję każdy mięsień, kość i nerw!- wykrzyczał rozentuzjazmowany Rosjanin, był w stanie nawet ocałować każdego w tym szpitalu, jednak wiedział, że to nie spodobało by się 24-latkowi. Uściskał go mocno.
- To super, Vityenka!- podzielił jego entuzjazm Katsuki. Mimowolnie kopnął w tyłek siwusa. Ten skamieniał, odwrócił się na pięcie z zaciekawieniem wymalowanym na ustach. Chłopak zaczął przepraszać go na klęczkach.-Jezu, przepraszam cię Vicia! Nie zrobiłem ci nic? Dobrze się czujesz? Nic cię nie boli?- wyrzucił te słowa z prędkością karabinu maszynowego.
-Misia pysia. Po kolei. Nic się nie stało, nic mi nie zrobiłeś, czuję się doskonale, nic mnie nie boli.- parsknął śmiechem Nikiforov, przyklękając przy nim. Złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Już nie czekał na wyjście z kliniki. Liczyła się dla niego ta chwila oraz język Yuriego, spleciony z jego. Spojrzał w oczy wybranka z pożądaniem, po czym swoje lekko zamknął. Młodszy tak doskonale całował. Ich usta idealnie do siebie pasowały, jakby zostały stworzone tylko i wyłącznie dla siebie.
Ale iż to nie jest typowe romansidło, a pocałunki w nim trwają niewiadomo ile, do sali wpadł Jurij, przerywając tą romantyczną chwilę . By zwrócić na siebie uwagę ,,nieumyślnie" nadepnął na wplecione w siebie dłonie pary. Obaj skoczyli przerazeni, natychmiast odrywając się od siebie.
-Jezu, Jurij...- jęknął niezbyt zadowolony brunet, zauważywszy minę blondyna, wyrażającą ,,powiesz coś jeszcze świnia, to przerobię cię na parówki", symbolicznie chrząknął. Victor nie był wiele zadowolony. Jednak po tylu latach w showbusinesie nieraz udawał radość, której nieraz w tym momencie nie okazywał, więc z uśmiechem na ustach z powrotem usiadł na łóżku.
-Lekarz idzie z wypisem, siwy. Prosiak, pakuj manaty kochasia.- nakazał wyostrzonym tonem 16-latek, na co platynowłosy prychnął naburmuszony.
-Nie siwych włosów. One są platynowe!- warknął, zdmuchując z nosa kosmyk PLATYNOWYCH włosów. ,,Prosiak" natomiast wytargał spod łóżka torbę z ubraniami Nikiforova, niedbale rzucił w stronę jej właściciela ubranie. Tymczasem do sali wszedł lekarz, podając mu wypis wraz z długopisem.
-Jednak będzie pan mógł chodzić. Rozmawiałem z szefem i on stwierdził, że już nic nie może się zdarzyć złego. Aczkolwiek związanego z tym kręgiem. Oczywiście wie Pan, że nie może Pan już jeździć na łyżwach?- zapytał, unosząc prawą, krzaczastą brew. 28-latek skinął niemo głową, podpisał się i kartkę podał mu z powrotem. Doktor wyszedł, natomiast on zaczął przebierać się ze szpitalnej koszuli na podkoszulek i spodnie, które po chwili leżały na nim. Objął ramieniem partnera, razem z nim wyszedł że szpitala, za nimi wyszedł Jurij. Siwus podał Katsukiemu kluczyki od swojego samochodu.
-Ty tak na prawdę?- zdziwił się ten, biorąc od starszego kluczyki do srebrnej Tesli. Czemu aż tak dziwił się, że Vitya oddał mu klucze od swojego samochodu?
Ponieważ nigdy tego nie robił. Mimo tego, że ufał mu niezmiernie, ma takim samym poziomie go kochał, nigdy nie powierzył mu samochodu. Czasami azjata zastanawiał się, czy auto nie jest ważniejsze dla łyżwiarza niż on sam, leć z jego wątpliwości zostawały rozwiewane przez niego, gdy tylko dostawał kolejny podarunek od partnera.
-Na prawdę. Umiesz jeździć. Nie pozabijasz nas.- uśmiechnął się szeroko, wsiadając na miejsce pasażera.