6.

4.7K 329 148
                                    

Elizabeth wzięła kilka głębszych wdechòw, by się wreście odważyć. Odważyć i zmusić do wyjścia z pokoju wspólnego. Włożyła za ucho niesforny kosmyk, który opadł jej na twarz. Przymknęła powieki, biorąc uspakający wydech, po czym wyszła niezauważana jak każdego ranka.

Tym razem postanowiłam odpuścić sobie śniadanie. Zresztą i tak by nic nie przełknęła, ponieważ od rana czuła nieprzyjemny ucisk brzucha. Zignorowała burczenie w brzuchu, ruszając korytarzem, przez którym już bardzo dawno temu ostatnio przechodziła.
Rozglądała się zafascynowana jak promienie słoneczne, rozpraszały się w powietrzu, tworząc jedyny w swoim rodzaju widok. Nagle jej wzrok powędrował w kierunku ciemnego zaułka. Zatrzymała się od razu, robiąc kilka królów w tył. Nabrała potężny huast powietrza na wspomnienie tamtego dnia. Zawiesiła się na chwilę, lecz szybko się otrząsneła. Pokręciła przecząco głową, ruszając przed siebie. Nie mogła żyć przyszłością. Po prostu nie mogła. Przyśpieszyła kroku, znikając tuż za zakrętem.

                             ~*~

- Spójrz Fredii - brunetka na dźwięk tego głosu, zacisnęła mocno dłonie na okładce podręcznika - czyż nasza Eli nie jest nad wyraz spokojna? Zaraz po tym jak nas nie miało potraktowała...

Dziewczyna patrzyła uparcie na czubki swoich butów, ingnorując dwa cienie, które przysłaniały jej słońce.

- Na swojego rozmòwce powinno się patrzeć, ponieważ inaczej to niegrzeczne Eli.. - jeden z bliźniakòw wyrwał jej podręcznik od zielarstwa.

Dziewczyna natychmiast wstała, zagryzając mocno zęby, żeby z jej oczu nie popłyneły łzy. Tylko ludzie słabi płaczą. Ona nim nie była. Nie  dziś. Już nie...przynajmniej tak sobie wmawiała, jednak podświadomość mówiła jej co innego.

Niedaleko nich, zebrało się kilku gapiów, czekając na coporanną rozrywkę. Szeptali miedzy sobą, kątem oka obserwując wydarzenie.

- Odaj mi to Fred - powiedziała, podnosząc trochę głowę, odsłabiając włosy z twarzy.

- Czemu niby? - zaśmiał się, machając jej przed nosem podręcznikiem

Spuściła głowę, zasłaniając twarz burzą włosòw. Potrząsneła głową, by dać im do zrozunienia, że nie poda przyczyny. Bo i tak nie ma po co. Westchnęła ciężko, zauważając, że grupka Puchonòw posyłają ku niej porozumiewawcze spojrzenia. Na jej nieszczęście ku niek odwrócił się Michel van Gogh.

- To już po mnie - szepnęła, rozglądając się za drogą ucieczki.

Puchon podwinął rękawy swojej białej koszuli, ruszając ku bliźniaką. Michel należał do tego typu uczniów, po którzych można się spodziewać wszystkiego, lecz na pewno nie przyzwoitości. Przed nauczycielami pokazywał się jako wzór do naśladowania, wspierający pozostałych. Jednak po lekcjach pokazywał swoją drugą twarz. Jego zachowanie wówczas moża określić prostymi słowami: "Po trupach, do celu".

- Odajcie jej to - powiedział z pozoru uprzejmym głosem, lecz była w nim słyszalna groźba.

Fred i George zaśmuali się krutko, rzucając między sobą książką. Na początku zupełnie ignorowali puchona, który przężył się niczym kot, ukazując im odznakę prefekta naczelnego, dając im do zrozumienia, żeby z nim nie zadzierali.
Gryfoni jednak zaczęli rzucać podręcznikiem Elizabeth do innych osób, która stała skołowana ze zwiwszoną głową. W końcu któryś chłopak rzucił książką nie w tą stronę, prosto w ręce puchona. Blondyn złapał ją jedną ręką kiwając w kieruneku Grufonòw, jako znak zwycięstwa.

- To chyba twoje - powiedział  obojętnym  głosem, stojąc wyprostowany naprzeciw Vide.

Dziewczyna milczała, posyłając mu spojrzenie tak mocno ociekające ironią, że chłopak nieco się zmieszał.

- Racja, głupie pytanie... - jego głos nabrał emicji. Było widać,że był zmieszany jej postawą.

Wyciągnął ku dłoń niej z książką, na co ta przechwyciła ją brutalnie. Przyciągnęła podręcznik do piersi, biorąc uspokający odech. Spojrzała na puchona uważnie, po czym odwróciła się do niego tyłem.

- Jeśli robisz to na pokaz, to przestrzeń. Świata nie ocalisz próbując udawać osobę hojną. Jeśli tak jest, przestań natychmiast, jakoś radziłam sobie przez te lata, to nie potrzebuję rycerza  na białym koniu, dla którego i tak liczu się tylko i wyłącznie reputacja - powiedziała, oglądając się lekko przez ramię. Mówiła cicho, niemal szeptała. Jednak w jej głosie było słychać drwinę i żal.

Dziewczyna nie czekając ani chwili dużej, ruszyła przed siebie, pozostawiając skołowanego puchona. Ręce mu opadły wzdłuż ciała. Jego wzrok do końca był skupiony na Gryfonce, która zniknęła zaraz za zakrętem. Chłopak stał tam chwilę myśląc, co z nią zarobić. Pozwalała sobie zbyt śmiało. Zacisnął usta w wąską kreskę, po czym ruszył do przyjaciół myśląc jak zareagować  na tą zniewagę.
Wszyscy się powoli odallali w swoich kierunekach.
Jedynie Fred i George stali tam skołowani, nie bardzo wiedząc co się stało.

Gryfońskie figle• George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz