10.

4K 259 61
                                    

Nie zważając na żelazny uścisk woźnego, przez który pewnie będzie miała sinika, myślała nad sytuacją, w której się obecnie znajdowała. Syknęła z bólu, gdy mężczyzna przyśpieszył kroku, wbijając paznokcie w jej drobne ramię. Weszli po schodach, zmierzając w kierunku gabinetu opiekunki jej domu.

Wesleye od dawna byli dla niej zagadką, tutaj nie było wiele do myślenia. Obaj byli pokręceni, to było bardziej niż pewne. Zastanawiał ją jednak bardziej irytujący Puchon. To był dopiero człowiek zagadka. Ciężko było go rozgryźć, nie mniej jednak niż Freda czy Georga. Nie wiadomo z jakiego powodu uwziął się na nią. Gdyby tak się głębiej zastanowić to wszyscy się uwzięli, nie pozwalając jej normalnie żyć. Chodź w tym co robiła nie było ani krzty normalności. Po chwili znajdowali się już przed obliczem Minerwy McGonagll, która obserwowała zdenerwowana każdy ruch dziewczyny.

- Pani profesor... - powiedziała zaskoczona Elizabeth, widząc tęgą minę McGonagall. - O co tutaj biega? - zapytała, zatrzymując się pod biurkiem nauczycielki. Filch puścił jej ramię, na co Elizabeth delikatnie je zaczęła masować, czując jak jej ramię pali żywym ogniem.

- Mogłabym zadać Tobie te samo pytanie - powiedziała surowo nauczycielka, mierząc ją karcącym spojrzeniem. W jej zachowaniu była wyczuwalna odraza, jakby przez jej zachowanie przemawiał ogromny żal.

- Sądzę, że zaszło nieporozumienie - powiedziała cicho dziewczyna - Nawet nie wiem czym Pani zawiniłam...

- Doszły mnie pogłoski... - zaczęła kobieta, jakby nie usłyszała jej wcześniejszych słów. Przełknęła ślinę-  Dostajesz Vide szlaban za niszczenie mienia szkoły i innych... Cały tydzień - dokończyła szybko, biorąc uspakajający wydech - Przez wszsytkie te lata jak tu pracuje... - zawahała się przez chwilę - Nie spotkałam się z tak bezczelnym zachowaniem...- kolejne słowa powiedziała jakby sama do siebie - Nawet nie mogę uwierzyć, że w tej kategorii pokonałaś nawet ich.

- Ich, znaczy kogo Pani profesor? - zapytała zdezorientowana, lecz po chwili jakby natchniona podeszła do kobiety - Pani profesor... - powiedziała przerażona  - przecież ja taka nie jestem! Ja nawet nie wiem za co dostaje ten szlaban! Poza tym pojutrze jest wyjście do Hosmagde...

- Wygląda na to, że ty akurat do niego nie pójdziesz - McGonagall poprawiła swoje okulary, po czym ruchem ręki dała znak, żeby dziewczyna odeszła.

Elizabeth westchnęła z bezradności. Nie miała pojęcia jak przekonać McGonagall, że była niewinna. Odwróciła się na pięcie, udając się do pokoju wspólnego Gryfonów. Miała dość wszystkich na ten dzień. Wyszła z klasy, przyśpieszając kroku, słysząc czyjś głos tuż za rogiem. Czemu akurat ona musiała być tak aspołeczną osobą, że nawet czyjś głos ją przerażał? Odpowiedź była prosta. Wesley. Prychnęła na tą myśl. Podniosła głowę do góry, jednak to co ujrzała zamroziło krew w jej  żyłach. Stanęła w miejscu, patrząc z niedowierzaniem na ścianę. To nie mogła być prawda.

Gryfońskie figle• George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz