Wypowiedź Angeliny przerwał głośny trzask drzwi. Zaskoczone dziewczyny podniosły głowy, gdy zauważyły idącą w nich kierunku Elizabeth z furią w oczach.
- Chyba się zgubiłaś Eli - powiedziała Emma, nie przestając malować paznokci.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Zacisnęła usta w wąską kreskę, wymierzając w dziewczyny swoją różdżkę. W pokoju bliźniaków nic nie znalazła, co by potwierdzało słowa Puchona. Jedynie czego się nabawiła to ból głowy i problemy z oddychaniem, przez skarpety Georga porozrzucane po całym pokoju.
- Dlaczego? - zapytała lodowatym głosem, patrząc jak obie dziewczyny wstają.
- Musisz sprecyzować pytanie. - Angela przekręciła oczami, jednak w odróżnieniu od blondynki, była bardziej czujna. Elizabeth zauważyła jak sięga po różdżkę - Odłóż to nim zrobisz komuś krzywdę - dodała, kładąc rękę na rożce.
- Expelliarmus - powiedziała Elizabeth, wytrącając dziewczynie różdżkę. - Dlaczego? - powtórzyła, nie pozwalając wstać dziewczyną.
Obie zauważyły, że Elizabeth nie żartuje, więc wreszcie zaczęły traktować ją na poważnie. Jednak żadna z nich nie spuszczała wzroku z wymierzonej w nie różdżki. Mimo pozorów, dobrze wiedziały, że Elizabeth potrafi doskonale rzucać zaklęcia.
- O co chodzi... - powiedziała nieco milej Angela, lecz w jej głosie wciąż była słyszalna drwina.
- Dlaczego pisałyście te listy... - powiedziała z żalem Vide, prostując się.
- To nie twoja sprawa - prychnęła Emma, przekręcając oczami
- Chyba moja skoro zniszczyłyście mi tym życie! - podniosła głos Elizabeth, czując jak ogarnia ją gniew. Dziewczyna jednym ruchem różdżki, wytrąciła lakier z rąk blondynki.
- Anteoculatia - powiedziała, rzucając błyskawicznie zaklęcie w blondynkę, która głośno pisnęła. Dopiero po chwili pojęła, że na jej głowie widniały dwa poroża. Chciała wstać, lecz zdenerwowana Elizabeth nie pozwoliła jej na to. - Powtórzę jeszcze raz... Dlaczego - powiedziała powoli, jakby mówiła do małego dziecka. Przestraszone dziewczyny otworzyły gwałtownie oczy, zdając sobie sprawę, że sytuacja jest poważna.
- On... - Angela przełknęła ślinę, gdy Elizabeth spojrzała na nią gniewnie - Zapr... - dziewczyna się chwilę wahała, lecz gdy tym razem różdżka Elizabeth została w nią wycelowana, szybko zmieniła zdania - Michel nam kazał! - wrzasnęła, czując jak łzy pojawiają się w jej oczach - On jest chory... on wie na twój temat wszystko! Dosłownie wszystko - chlipnęła, zasłaniając twarz rękoma - On...
- Teraz jak na was patrzę to jesteście żałosne... nawet mi was żal... - powiedziała wreszcie Elizabeth, przerywając ciszę. Rozejrzała się po popieszczeniu, szybko się odwracając - Jeśli powiecie komukolwiek co tu zaszło... - zamyśliła się - ... To już pozostawię waszej wyobraźni - zaśmiała się cicho, pozostawiając przerażone dziewczyny same.
~*~
- Chyba mamy do pogadania... przyjacielu - Elizabeth walnęła pięścią w stół, stając naprzeciw pijącego blondyna. Niewzruszony chłopak kontynuował posiłek, unikając zaparcie wzroku brunetki.
- Dlaczego? - zapytała, nachylając się nad stołem.
Chłopak milczał, nadal pijąc sok.
- Czy ty nie masz serca? - zapytała nieco groźniej, prostując się. Obserwowała najmniejszy ruch chłopaka. Blondyn rozejrzał się po prawie opustoszałej Wielkiej Sali.
- Serce to tylko pompa - prychnął, odstawiając puchar na stół. Spojrzał na dziewczynę, przekrzywiając głowę w bok.
Puchon przejechał językiem po wargach, mrużąc oczy.
- Ten Weasley... wcale nie jest lepszy, jeśli teraz tak myślisz. - powiedział po chwili milczenia, zaciskając nerwowo dłoń na pucharze.
- Nie? - zapytała ostro
-Nie. Zazdrosny i naiwny psychol... - urwał - Spodobałaś się mi wtedy na pierwszym roku,kiedy mi wtedy pomogłaś... wtedy byłem strachliwy i mizerny - chłopak zaczął mówić szybko, jakby nie kontrolował sam swoich słów. - Zaraz po tym, gdy stałem się pośmiewiskiem przed całą szkoła, a ty jako jedyna mi pomogłaś... wtedy, znienawidziłem ich. Zapragnąłem ich upokorzyć, tak jak oni kiedyś upokorzyli mnie... zazdrosne durnie. Zauważyłem, że jednemu z nich także się spodobałaś - dziewczyna miała ochotę jakoś zareagować, lecz powstrzymała się i jej twarz nadal pozostała niewzruszona - Gdy się zmieniłem... specjalnie dla ciebie, nadal byłem przez nich gnębiony... aż to piątego roku, kiedy bali się mi podskoczyć... to było takie rozkoszne. Napawałem się ich strachem. Gdy w końcu mogłem zdobyć Twoją uwagę... postanowiłem ich zniszczyć... poprosiłem... - chłopak się zaśmiał - aby pisały te listy, a ja je dyktowałem. One były tylko elementem... także były zazdrosne, szczególnie ta Angela o tego całego Georga. - Chłopak pokręcił głową - To jedynie było uchyleniem w moją stronę. Robiły to z zwykłej zazdrości. To one dolały wtedy bliźniaką amortencji... - Elizabeth na wspomnienie tamtego dnia zamknęła na chwilę oczy. - Nadal nie mam pojęcia jak się durnie zorientowali. - kontynuował. - Głupie baby... miały jej dolać tobie...
Elizabeth nie wytrzymała. Spoliczkowała Puchona, po czym biegiem wybiegła z sali. Wpadła z jakąś dziewczynę, lecz szybko przeprosiła, biegnąc dalej. Przebiegła koło posągu jednookiej wiedźmy, omijając uczniów, którzy wracali z dworu.
- Elizabeth! - wrzasnął Michel, który był niedaleko niej. - Elizabeth - Chłopak złapał ją za nadgarstki, przyszpilając do ściany. Brunetka się szamotała, próbując złapać swoją za różdżkę.
- Odebrałeś mi wszystko co miałam! - powiedziała drżąc, spuszczając zrezygnowana głowę. Chłopak był zbyt śliny. Jednak dziewczyna nadal próbowała uciec.
- Kocham Cię, Elizabeth - wyszeptał, patrząc smutnym wzrokiem na dziewczynę. Nim dziewczyna zdołała zareagować, ten ją pocałował. Mocno, zamykając oczy. W przeciwieństwie do Elizabeth, która miała je teraz szeroko otwarte.
Michel odbiegł zostawiając Elizabeth samą, z mocno bijącym sercem. Nigdy nie pomyślała, że mogłaby się komuś kiedykolwiek podobać. W dodatku komuś takiemu jak Michel Van Goch. Zamknęła oczy, zaciskając dłonie w pięści. To wszystko... było dla niej za dużo.
- Elizabeth? - dziewczyna odwróciła się, słysząc ten głos. Dostrzegła tam stojących bliźniaków, wraz z rudowłosą krukonką. Odwróciła wzrok, zauważając, że dziewczyna trzyma w ręce Veritaserum.George nie wiele myśląc podszedł do niej, i ją przytulił. Tak po prostu. Dziewczyna czuła jak chłopak drży. Elizabeth chciała go odepchnąć, lecz po prostu nie miała już siły. Przez ten cały czas, jaki musiała przecierpieć, przeboleć samotność i cały ten stek kłamstw... nie miała go siły nawet odepchnąć. Umysł jej podpowiadał, aby wrzeszczała, tłukła go pięściami, jednak czując jego ramiona przypominała sobie dawne dni, gdy dawno temu była szczęśliwa. Ona nie chciała znów być sama. Chciała szczęścia, chociaż odrobinę. Gdy już miała już coś powiedzieć, aby ją zostawił, dostrzegła na jego szyi naszyjnik. Dokładnie ten sam, co wręczyła mu sześć lat temu.
- Przepraszam - wyszeptał, przytulając się do niej mocniej. Elizabeth wciągnęła gwałtownie powietrze, wzdrygając się - Przepraszam, że musiałaś przeze mnie cierpieć... przepraszam Cię za wszystko
Dziewczyna nie odpowiedziała. Poczuła na czole coś mokrego. Czyżby George płakał? Kątem oka widziała, jak Fred z Krukonką odchodzą.
Westchnęła cicho, wyswobadzając się z jego uścisku. Patrząc na jego twarz, zawahała się. Mogła przecież odejść. Mimo to, gdy patrzyła na jego twarz, przypominając sobie te wszystkie dni, jak ona płakała. Kiedy starała się byś twarda i to wszystko przezwyciężyć. Gdy nie mogła mieć w nikim oparcia.
- Ja... ja nie wiem, czy potrafię Ci wybaczyć... - powiedziała, niepewnie ocierając kciukiem jego łzę. Jej dłonie drżały. - Ale chyba podejmę ryzyko... po raz drugi i mam nadzieję, że tym razem nie pożałuję. - powiedziała drżącym głosem. Wciąż się bojąc. Przeklinając siebie w duchu.
CZYTASZ
Gryfońskie figle• George Weasley
Fiksi Penggemar~Nawet twój najszerszy uśmiech może wszystko zepsuć Wesley... ~ Zamknijcie oczy. Co widzicie? Nic? Spójrzcie głębiej. Wyobraźcie sobie Gryfona. Co widzicie? Odważnego, kapryśnego i figlarnego człowieka? Może tak jest na pierwszy rzut oka. Może się n...