Na początku może się wydawać, że bycie kapitanem to dość ciężka praca, tym bardziej, że odpowiada się za większość decyzji, a co ważniejsze swój własny oddział. Najgorzej podejmować je zwłaszcza podczas wyprawy za mury, gdy wszystko jest na twojej głowie. Nie ma czasu na zastanowienia. Trzeba działać natychmiastowo. Jednak jeden malutki błąd może wiele kosztować, nawet ludzkie życie. Właśnie takie myśli krążyły w głowie dziewczyny, która dopiero co awansowała na tę rangę. Pamiętała wszystkie emocje jakie jej wtedy towarzyszyły. Zdawało się, że jeszcze tak niedawno wstąpiła do Korpusu Zwiadowczego, kiedy to pierwszy raz mogła podziwiać świat za murami. Poczuć ten dreszcz emocji, gdy spokojną jazdę przerywały coraz głośniejsze kroki tytana. Ujrzeć go po raz pierwszy i po raz pierwszy zatopić ostrza w jego karku.
To wszystko było zaledwie jedną z wielu chwil, które na zawsze zapadły jej w pamięci. Tym o czym nigdy z pewnością nie zapomni, była jej drużyna. Drużyna której kapitanem została gdy tylko niejaki Erwin Smith odkrył jej zdolności. Z początku ani trochę jej się to nie podobało, ze względu na to iż odpowiadać miała za ludzkie życie. Bała się też, że zwyczajnie ona i ci którzy mieli być w jej drużynie, nie przypadną sobie do gustu, przez co o ich współpracy będzie można tylko pomarzyć. Jednak wszystkie wątpliwości zostały rozwiane gdy doszło do ich pierwszego spotkana. Była to grupka czterech osób, w tym jednej dziewczyny za co dziękowała. Jednak to co najbardziej ją ucieszyło, było podejście całej czwórki do sprawy. Mimo młodego wieku, byli dojrzali i wyrozumiali co tylko ułatwiło jej zadanie. Czas mijał a z nim jej drużyna wyruszała coraz częściej na wyprawy za mur, lub wykonywała różnego rodzaju misje, które nie polegały na zawieź - przywieź. Najczęściej chodziło o ludzkie życie. Podczas tego wszystkiego rozwinęła się nie tylko drużyna, lecz ona sama w roli dowódcy. Te lata które spędziła w Korpusie zupełnie ją zmieniły. Ją i jej życie.
Będąc dzieckiem jednego z najbogatszych ludzi w mieście, nie czuła się szczęśliwa. Nie kręciły jej te całe szopki z elegancją, chodzeniem w sukniach i lekcje dobrego zachowania. O wiele bardziej lubiła chodzić w spodniach, szlajać się po nocach razem ze swoją bandą i uciekać przed sprzedawcami gdy podkradali im świeże owoce. To było życie którego pragnęła. Jednak nie spodziewała się, że w wieku dziesięciu lat zostanie osierocona. Ojciec od zawsze miał wielu wrogów, a pech chciał, że pewnej nocy jeden z nich zakradł się do ich domu i poderżnął mu i jego żonie gardło, gdy ci niczego nieświadomi spali. Ich córce się poszczęściło. Akurat gdy zasnęli, postanowiła się wymknąć na nocny spacer i podziwianie gwiazd. Matka zawsze jej powtarzała, że nieposłuszeństwo należy karać, jednak tym razem należało je wynagrodzić. Ich śmierć nie ruszyła jej za bardzo. Nigdy nie mieli dla niej czasu, przez co momentami w ich obecności czuła się jak przy ludziach, których zupełnie nie znała. Właściwie to została wychowana przez pokojówkę, która niestety też została pozbawiona życia. Jednak to co najbardziej na nią wpłynęło, to to iż musiała opuścić dom. Ci którzy zamordowali jej rodziców nie przestali jej szukać, więc jedyne co mogła zrobić to porzucić rodzinny majątek i zacząć nowe życie, na ulicy. Nie miała dokąd się udać, krewnych nie posiadała, na swoją bandę nie mogła liczyć, fałszywi przyjaciele, a żandarmerii nigdy nie ufała. Większy szacunek miała do tej pijaczyny z pobliskiego baru niż do nich.
Możliwe, że spędziłaby resztę życia na ulicy próbując się jakoś dopasować, lub co było bardziej możliwe, umarłaby z głodu. Wtedy nie miała przy sobie zbyt wiele, więc druga opcja bardziej wchodziła w grę. Jednak nie miała szansy się przekonać o tym jaki los by ją spotkał, ponieważ któregoś dnia na jej drodze stanął pewien mężczyzna. Spotkała go podczas ucieczki przed żandarmerią, która ścigała ją za kradzież bułki. Jeszcze wtedy nie miała pojęcia, że to spotkanie zmieni jej życie. Przygarnął ją. Dał dach nad głową, dał ubranie, nakarmił i nauczył tego bez czego uważał, że sobie nie poradzi. Jak się później dowiedziała, był zabójcą na zlecenie, tym samym który zabił jej rodziców. Tak jak każdy normalny człowiek na jej miejscu, po usłyszeniu czegoś takiego zapewne zacząłby go wyzywać i próbować zabić, jednak nie ona. Ona ani trochę się tym nie przejęła, wręcz przeciwnie. Była mu wdzięczna, uważając że on jeden dał jej więcej niż rodzina. To on nauczył ją samoobrony oraz prawidłowego posługiwania się nożem podczas walki. To on zapoznał ją z prawami ulicy. To on przygotował ją do dorosłego życia. On, a nie jej rodzice. Oni przymykali na wszystko oko i w ogóle się nią nie przejmowali. Wychował ją on, on i ulica, a ściślej mówiąc bary do których często chodziła, przez co znał ją tam prawie każdy. Lubiła to, zwłaszcza ogrywać pijaków w karty, wygrywając przy tym dość dobre pieniądze. Właśnie takie życie lubiła, bez zobowiązań i pieprzenia nad głową czego to jej nie wolno. Jednak mimo iż dobrze jej się żyło, czuła że to nie wszystko. Nie miała zamiaru spędzić tak całego czasu jaki miała, dlatego też gdy osiągnęła odpowiedni wiek, wstąpiła do Korpusu Szkoleniowego, by po kilku latach treningu w końcu wejść w szeregi Zwiadowców.