Przykro mi, słonko...

5.2K 183 30
                                    

Nick

Kiedy lekarz wyszedł, Nina długo płakała, na myśl o tym, że będzie musiała dalej dostawać czopki. Starałem się ją uspokoić oraz zapewniałem, że gdy tylko przestanie wymiotować będę podawał jej jedynie tabletki, czy inne syropki, ale na niewiele się to zdawało.

Tuliłem Ninkę, głaskałem po włosach, a mimo to, ona wciąż szlochała i nie mogła się uspokoić.

Rozumiałem, że nie było to najprzyjemniejsze doznanie, ale raczej było bezbolesne, więc aż taka rozpacz z tego powodu trochę mnie zaskakiwała. Przez taką reakcję tym bardziej nie chciałem podawać jej leku w tej formie i robiło mi się strasznie przykro, gdy tak bardzo to przeżywała.

Dopiero po jakiejś godzinie, uspokoiła się, a następnie zasnęła ze zmęczenia.

Postanowiłem zatem wykorzystać tę chwilę, na pojechanie do apteki.

Niepokoiła mnie i to bardzo. Zwłaszcza, że zbliżał się koniec miesiąca, a tym samym rozliczenia, więc nie mogłem od tak wziąć urlopu na cały tydzien. Choć bardzo bym chciał. Zależało mi na tym, aby szybko doszła do siebie i znów czuła się dobrze, ale za każdym razem, gdy myślałem, że wreszcie się poprawiło, wracała gorączka oraz wymioty.

Po powrocie do domu, rozpakowałem szybko siatkę, aby zaraz zajrzeć do Ninki.

Miała lekko zaróżowione policzki, ale kiedy dotknąłem jej czółka, nie wyglądało na to, żeby już dostała gorączkę. Dlatego zdecydowałem jeszcze trochę dać odpocząć Ninie, a potem spróbować wmusić w nią odrobinę jedzenia. W końcu musiała w siebie wmusić choć trochę jakiegoś posiłku.

Zszedłem na dół, aby ugotować coś świeżego oraz lekkiego, co nie pogorszyłoby jej stanu i nasłuchiwałem dźwięków, dochodzących z góry. Chciałem po prostu usłyszeć, gdyby się obudziła, albo mnie wołała.

Nagle moją krzątaninę przerwało głośne tupanie gołych stupek i jednoznaczne odgłosy dochodzące z łazienki.

Wbiegłem szybko na górę, po czym podałem Ninie ręcznik do wytarcia buzi, aby zaraz wziąć ją zapłakaną na ręce. Pocałowałem czubek jej głowy, głaszcząc te małe plecki, a następnie posadziłem dziecinkę na łóżku i podałem butelkę z wodą.

Wzięła kilka niepewnych łyczków, ale trochę mało.

- Zaraz wrócę, malutka. - Trąciłem jej nosek, aby nieco się rozchmurzyła, jednak zgodnie z przypuszczeniami... nie zdało się to na wiele.

Domyślałem się, że jej się nie spodoba co zamierzałem zrobić, ale nie mogła kolejny dzień nic nie zjeść.

Wyciągnąłem z szafki czopka, działającego przeciw mdłościom oraz wymiotom i wróciłem na górę.
Na widok tego co trzymałem w rękach, Nina znów się rozpłakała, a na dodatek zaczęła wciskać się w kąt łóżka.

- A-ale... ja... n-n-nie... m-mam... g-gor-rączki... - wyszlochała, pociągając nosem.

- Kochanie, ale on nie jest od gorączki. - Westchnąłem ciężko. - Musisz coś zjeść, króliczku. - Starałem się ją przekonać, choć wiedziałem, że to było na darmo. Za bardzo się bała. Choć w rzeczywistości nie było czego. - On powstrzyma wymioty. Poczujesz się o niebo lepiej.

- N- nie... c-chcę!

- Nina... - jęknąłem, próbując się do niej zbliżyć, ale ona jeszcze bardziej wciskała się w ścianę. - Przykro mi, słoneczko. Wiem, że tego nie lubisz, ale robię to dla twojego dobra. - Nie poddawałem się, ale i tak pokręciła głową.  Odłożyłem go na szafkę, po czym rozłożyłem ręce. - A teraz przytulisz się do taty? - Znów pokręciła głowa na nie. - Nina...? Tatusiowi pęknie serce. - Próbowałem już wszystkiego. W końcu przysunęła się niepewnie i objęła mnie delikatnie, tak jakby nie miała w sobie ani krzty siły. - Już dobrze. Ciii... - Próbowałem ją uspokoić, bo robiła się ciepła od tego płaczu. A jeszcze brakowało nam tak szybkiego powrotu gorączki. - Może spróbujemy? Zrobimy to szybko...? - Już chciałem położyć ją na kolanach, ale zaczęła się wyrywać oraz szarpać, więc z powrotem przycisnąłem ją do siebie. - Ninuś. Nie chcę ci grozić karą za coś takiego, ale zaczynam być bezradny. Martwię się bardzo, słonko. - Głaskałem ją po włoskach. - Chcę, żebyś poczuła się lepiej, a żeby twój organizm mógł walczyć z chorobą, to brzuszek musi być najedzony. Dlatego teraz położę cię na swoich kolanach, zsunę majteczki i szybko damy czopka, a potem od razu cię przytulę. - Nina znów zaczęła głośno szlochać. - Tatuś zabierze cię na bajki, spróbujemy nakarmić cię świeżą, lekką zupką. Wypijesz lekarstwa... - Znów spróbowałem ją położyć, ale ponownie mocno mnie chwyciła, żebym nie zdołał jej położyć.

Szukałem w sobie jeszcze jakichś argumentów, ale w końcu doszedłem do wniosku, że dam jej jeszcze moment na uspokojenie się, a gdy odpuści, zrobię to co muszę.

W końcu kiedy już nieco ucichła, jakby uwierzyła, że odpuściłem, wykorzystałem moment i siłą, gwałtownie przełożyłem ją przez kolano, unieruchamiając ją jak do dawania klapsów. I choć pękało mi serce, gdy znów wybuchnęła płaczem oraz szarpała się, to musiałem to zrobić. Zsunąłem jej legginsy oraz majteczki, a następnie sprawnie rozpakowałem czopka, którego zaraz zaaplikowałem w tę jej słodką pupkę.

- Już ciii... - Chciałem ją podnieść oraz przytulić, ale zaczęła mnie odpychać.
Jednak byłem silniejszy i nie zamierzałem tego nie wykorzystać. Przytuliłem ją do siebie mocno, ignorując to, że próbowała się wyswobodzić z moich rąk, okręciłem kocykiem, po czym zaniosłem na dół, żeby zgodnie z obietnicą mogła oglądać bajki.

Już po kilku minutach, wciąż lekko naburmuszona, siedziała na moich kolanach owinięta w kocyk, a ja karmiłem ją zupą, gdy oglądała. Z każdą chwilą uspokajała się coraz bardziej, aż w końcu, kiedy miska zrobiła się kompletnie pusta, oparła swoją główkę na moim ramieniu i uroczo się wtuliła.

- W porządku? Lepiej się czujesz? - zagadałem do niej, na co przytaknęła bez słowa dopiero po dłuższej chwilo. - Super. - Cmoknąłem ją w czółko. - Ale mam złe wieści. - Parka smutnych oczu, spojrzała na mnie ze strachem. - Jutro muszę iść do pracy. Zostaniesz sama do późna. - Westchnąłem ciężko. Wcale tego nie chciałem, ale nie miałem wyboru. Nawet jeśli bałem się, że nie weźmie leków. - Musisz mi zatem obiecać, że jeśli będzie trzeba weźmiesz sobie czopka. - Nina schowała głowę w zagłębieniu mojej szyi, a już zaraz czułem na skórze jej łzy. - Jeśli będzie trzeba, Ninuś. - Chciałem ją uspokoić. - Jeśli przestaniesz wymiotować, będą tylko tabletki, okej? - zapytałem, ale nie odpowiedziała. - Okej? - dopytaywałem, aż w końcu przytaknęła, chyba jedynie po to, abym dał jej już spokój.

Mój Mały Maluszek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz