Pierwsza noc w obozie była zdecydowanie nieprzyjemnym doświadczeniem dla wykończonej i obolałej Miriam. Po opatrzeniu ran i wypiciu dziwnego soku, który miał posmak kotletów jej matki, udało jej się wymigać z ogniska i wziąć prysznic w lodowato zimnej wodzie, by później znaleźć się w jedenastym domku i położyć się na pryczy, której sprężyny wbijały się w każdą część jej ciała. Grupowy domku, bodajże Travis powiedział jej, że i tak miała szczęście, bo niegdyś w Jedenastce mieszkało tak dużo osób, że niektórzy byli zmuszeni spać na podłodze. Dlatego właśnie Miriam postanowiła zatrzymać wszelkie niepochlebne myśli dla siebie, opatulając się szczelniej szorstkim kocem i próbując zasnąć, w czym nie pomagały głośne śmiechy dobiegające znad ogniska.
Westchnęła cicho, po raz setny przewracając się z boku na plecy, wyklinając na te cholerne sprężyny, które jęczały przy każdym najmniejszym ruchu, jak gdyby musiały podkreślić swoją obecność również i werbalnie. Jedyne, co ją wtedy podnosiło na duchu to fakt, że po męczącym, pełnym emocji i bólu dniu w końcu znalazła chwilę samotności. Co prawda o wiele bardziej wolałaby spędzić ją na śnie, którego non stop domagało się jej ciało, jednak jej umysł, zatopiony w szaleńczym galopie myśli nie pozwalał jej choć na chwilę wytchnienia.
Bądź co bądź, fakt, że ma boską matkę wiele wyjaśniał. Jak choćby lekką nadpobudliwość, co, wedle Chejrona, było cechą charakterystyczną herosów, czy też treningi szermierki, na które zabierał ją ojciec odkąd tylko pamiętała. Albo dziwne zdarzenia dziejące się wokół niej, jak wtedy, gdy była wręcz przekonana, że jakiś mężczyzna w sklepie osiadał tylko jedno oko na środku czoła, a jej ojciec uwierzył jej w to bez wahania. Albo chociażby fakt, że potrafiła zrozumieć greckie sentencje, zapisane w jej podręczniku od polskiego, nie patrząc na tłumaczenie. Wcześniej miała zrwyczaj zrzucać to wszystko na pielęgnowaną od dziecka wybujałą wyobraźnię, albo na zwykłe przypadki, a teraz? Teraz musiała się pogodzić z tym, że była w połowie boginią.
Cholerną boginią.
Czy jeśli następnym razem powie "na miłość boską" to miłość boska będzie tyczyć jej samej, jej matki, innego greckiego bóstwa, czy może niematerialnego katolickiego Boga przez duże B?
Nagle poczuła się dziwnie przytłoczona swoimi myślami, oraz samotnością, którą jeszcze parę chwil temu się rozkoszowała. Dlatego stwierdziła, że podzieli się tym wszystkim z Nico, nawet jeśli wciąż nie do końca wybaczyła mu ostatnie zdarzenia.
Wstała z pryczy, która zaskrzypiała tak głośno, że była pewna, że ludzie na ognisku ją usłyszeli. Zarzuciła na siebie swoją ukochaną bluzę, ułożyła koc, schowała swoją torbę, po czym wyszła, modląc się, żeby żadne z dzieciaków Hermesa nie postanowił zrobić jej psikusa w postaci kradzieży jej dobytku.
***
Nico, jak to miał w zwyczaju, siedział najdalej od ludzi, pogrążony we własnych myślach, wbijając swoje spojrzenie w ogień, który mierzył kilka metrów wysokości. Sam nie był pewien, czemu zdecydował się przyjść. Zwykle o tej godzinie zaszywał się samotnie w swoim domku wiedząc, że jego znajomi są zbyt zajęci sobą, by nawet zauważyć jego nieobecność.
Jednak dopiero gdy ujrzał Miriam, która podeszła do ogniska, zrozumiał, że właśnie na to przez cały wieczór liczył - na całkowicie przypadkowe spotkanie, które doprowadziłoby do jeszcze bardziej przypadkowej rozmowy, w trakcie której przypadkowo po raz kolejny by ją przeprosił, bo na to zasłużyła. Tak, kompletnie przypadkiem, bo to w końcu nie była absolutnie zaplanowana spontaniczność.
Jednak nie chciał się narzucać. Nie wiedział, czy w ogóle będzie chciała go widzieć, nawet jeśli już rozmawiali przez całą drogę do Chejrona, który oczywiście zaopiekował się nią jak trzeba. Dlatego właśnie postanowił się ograniczyć do przyglądania się jej z oddali z nadzieją, że nie będzie wyglądał przy tym jak perwers.
CZYTASZ
Angel And Death || remont
FanfictionGdy do szkoły Miriam dołącza Nico, dziewczyna stawia sobie za cel uszczęśliwienie go. Czy Anioł będzie w stanie sprawić, by Śmierć przestała być taka straszna?