18. Obsesja

49 9 7
                                    



Huta 5 obecnie

          Robot toczył się za Dziadem, jak każdego dnia przed tym, a Yautjańczyk jak zwykle nie zwracał na niego szczególnej uwagi. Dziad był obecnie bardzo zajęty, praca, którą wykonywał, zajmowała mu każdy poranek i każdy wieczór. Dziad żałował, że nie może poświęcić na nią więcej czasu, ale upał dnia i chłód nocy skutecznie utrudniały mu działania. 

          Słońce było już coraz niżej, a gazowy olbrzym powoli zbliżał się, by w końcu zasłonić całkowicie jego tarczę. Wtedy chłód nocy stawał się nie do wytrzymania. Dziad krył się wówczas w swoim piecu i zamykał tak szczelnie, jak tylko mógł wejście i wylot kominowy. Mimo to ziąb wdzierał się do jego lokum.

          Teraz śpieszył się żeby zdążyć przed tym, jak planetarny gigant pochłonie całe ciepło odległej gwiazdy, dla niego pozostawiając jedynie kosmiczny mróz. W oddali widział już swój piec i cieszył się, że będzie zaraz w domu, jak czasami, w chwilach dobrego nastroju, nazywał to miejsce.

           Zatarasował wejście, zamknął wylot i usiadł zmęczony, robot jak zwykle przycupnął w wydzielonym miejscu. 

           – Daj mi to – szepnął dziad, wyciągając dłoń.Robot nie zareagował. – Aleś ty głupi, niczego się nie nauczyłeś przez ten czas. Powinni ci wszczepić program uczący. – Wstał, podszedł do maszyny i wyszarpał z jej manipulatora miedzianą tabliczkę.

          Na płaskiej powierzchni ktoś wytłoczył schemat katapulty, nad którą pracował teraz Dziad. Urządzenie miało prostą konstrukcję, ale dostępny materiał nie był dość plastyczny, a z braku narzędzi praca nad nią szła opornie. Dziad usiadł ponownie na swoim miejscu, zapalił mały kaganek, który czerpał niezbędne do spalania kalorie z oleju i zapatrzył się w schemat. 

          – Jutro musimy poszukać pasujących do siebie trybów, ale większych niż te, które znalazłeś ostatnio – powiedział do robota, choć to on sam znalazł rzeczy, o których mówił. – Te małe to sobie możesz w tyłek wsadzić, może będziesz się wtedy szybciej toczyć. My potrzebujemy czegoś większego, znacznie większego. I co? Będziesz się tak gapił i nic nie odpowiesz jak zwykle? Już o tym rozmawialiśmy. A obrażaj się, mam to gdzieś i wiesz co, sam stąd odlecę. Tak, żebyś wiedział odlecę, a ciebie zostawię, na tym zasranym księżycu.

           Odwrócił się od maszyny i, przystawiwszy miedzianą tablicę do światła, wodził palcami po wyrytych znakach i kształtach. 

          – Niewiele zdziałaliśmy dzisiaj – podjął znowu rozmowę. – Za dużo się obijasz, do roboty lepiej byś się wziął. Jutro pójdziemy do wahadłowca i zaprogramuję ci, jakich części masz szukać. Sam pójdziesz, bo mam już dość niańczenia ciebie. A, masz rację, choć raz mogę to przyznać. Zapomniałem, że wysiadło zasilanie magnetycznej wciągarki, niech to szlag. Jutro pomyślimy, jak cię podpiąć do komputera.


         Rano w wahadłowcu okazało się, że w magazynie jest wciąż sporo części zamiennych, czego wcześniej Dziad nie sprawdził, znalazła się tam również dostatecznie długa wiązka, dzięki której udało się Yautjańczykowi podłączyć bota do komputera. Potem rozpoczęło się długie przeszukiwanie katalogu części. Dziad potrzebował tyko parametrów, które wprowadziłby maszynie i ta na ich podstawie przeszukiwałaby złomowisko, aż znalazłaby to, czego potrzebował zleceniodawca. W końcu udało się staremu Łowcy zaprogramować robota zgodnie z tym, co sobie wymyślił, a gdy odłączył go od wiązki, ten natychmiast ruszył przeszukiwać hałdy złomu. Dziad po chwili wrócił do wnętra wahadłowca, zapakował narzędzia do skrzynki i, spuściwszy ją na linie na poziom gruntu, sam wydostał się przez wąski właz techniczny. 

          Półgodziny później stary Yautjańczyk dokręcał zardzewiałą nakrętkę na równie zardzewiałą śrubę. Na plecach czuł już coraz bardziej palące promienie słońca i zaczynał myśleć o tym, że czas skryć się w cieniu. Wieczorem wrócił, by dokończyć pracę, dłubał się i grzebał, a efekty były równie marne, co poprzedniego dnia. Dziad wmówił sobie jednak, że skoro działo plazmowe na wahadłowcu nie działa, a obce statki wciąż nawiedzają ten teren, to on, jako ostatni z oddziału obrońców tego księżyca musi zrobić wszystko, by go chronić. Rzeczywistość mieszała mu się z raportami, które czytał w dzienniku pokładowym wahadłowca. 

          Po zmroku wrócił do pieca, robota jeszcze nie było.

          – Leniwa maszyna, pewnie włóczy się zamiast pracować – mamrotał, stojąc w wejściu i wypatrując jakiegokolwiek ruchu na wąskiej, oczyszczonej ze śmieci ścieżce prowadzącej od pieca przez złomowisko. Robot nie wracał i Dziad, choć nie chciał tego przyznać, zaczynał się martwić. Co chwila wracał do wnętrza, przysiadał na jednym z pudeł, po to by zaraz ponownie stanąć w swoim punkcie obserwacyjnym w przejściu. Było zimo jak zwykle nocą, dlatego owinąwszy się w potarganą pelerynę, trząsł się i wpatrywał w dal. Nad ranem Dziad nie wytrzymał, owinął stopy cienką metaliczną folią, wzuł sznurowane sandały wykonane z gumy i kabla, a ciało i ramiona szczelnie otulił płaszczem i wełnianą otuliną izolującą, którą wyciągnął ze ścian wahadłowca, owinął nią także głowę i włosy, przez które tracił najwięcej ciepła. Tak przygotowany poszedł szukać robota. Nie pierwszy raz jego serce ściskał ten rodzaj niepokoju.

***

          Czas mijał, a ona nie wracała, choć dawno powinna być z powrotem. Mówił jej, że nie może wychodzić, że chociaż raz powinna posłuchać starszych, ale jego siostra, Keczua, miała na ten temat inne zdanie. Chciała być samodzielna. 

         Deszcz ustał i zrobiło się chłodniej, nad horyzontem pojawiła się łuna, wkrótce miało wzejść słońce, więc było już bardzo późno. Dziewczynka w jej wieku nie powinna się sama włóczyć po nieznanym terenie. Młody Dziad najchętniej poszedłby za nią, ale bał się złamać polecenie. Dlatego trwał w miejscu i czekał. W końcu dostrzegł w oddali zarys jej wątłej postaci, szła chwiejnym krokiem, potykając się co jakiś czas. Dziad nie wytrzymał, popędził na spotkanie, gdy był już blisko dostrzegł, że cała jest umazana krwią. Dobiegł do niej, upadł na kolana i złapawszy dziewczynę za wątłe ramiona, krzyknął:

          – Coś ty narobiła!? 

***

          Teraz martwił się równie mocno. Robot był jego jedynym towarzyszem i jeśli go zabraknie, Dziad całkiem zwariuje. Yautjańczyk wiedział, że czasami traci kontakt z rzeczywistością, że w jego głowie dzieją się złe rzeczy. Bez tej małej maszyny, z którą prowadził częste monologi jego i tak podłe, bezsensowne życie straci resztki normalności, a on sam podda się szaleństwu. Już teraz, przemierzając obszar wysypiska, krył się co jakiś czas. W głowie zagnieździła się uparta myśl, że bierze udział w wojnie. Umysł uparcie podpowiadał mu, że za każdą hałdą Dziad może spotkać przeciwnika, którego należy unicestwić, dlatego stary Yautjańczyk mocno zaciskał dłonie na długiej nagwintowanej rurce, na którą nakręcił duże kanciaste nakrętki i z tak sporządzonym pałaszem przedzierał się zawsze w ukryciu, zawsze w gotowości. I tym razem czuł ten niewysłowiony niepokój, zdawało mu się, że jest obserwowany. Uparcie wmawiał sobie, że to tylko projekcja chorego starego umysłu i że jedynymi, które mógłby go obserwować, były maszyny pracujące na złomowisku, ale one przecież nie interesowały się starym Dziadem.

-----------------------------------------------

Rysunek Dziada wykonany przez Khoraa

Prawda, że cudowny.

Dziękuję.

Predator: Zdrada (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz