Planeta Saiper, bliżej nieokreślona przeszłość
Młody Dziad poczuł, że coś ciągnie go w otchłań. Niespodziewanie znalazł się parę poziomów niżej wirtualnego świata. Wpadł wprost do jednego z tych pomieszczeń, w których znajdowały się dziesiątki kapsuł z uśpionymi ciałami liściastych istot. Podniósł się z podłogi, w którą boleśnie gruchnął. Zaskoczył go fakt, że poczuł upadek całym ciałem, że poczuł go w ogóle. Kapsuła, przy której wylądował, była pusta. Dziad nie wiedział czy to jego zasługa, czy zawsze taka była. Nagle coś mocno szarpnęło jego ramię, Dziad okręcił się wokół własnej osi, ale niczego nie zauważył. Dotknął piekącego miejsca na ramieniu i z zaskoczeniem odkrył, że krwawi. Kolejne szarpnięcie rozdarło skórę na prawym udzie. Młody Łowca warknął wściekle i wyciągnął przed siebie trzymany w dłoni cierń. Chciał się bronić, ale nie wiedział przed czym. Cień pojawił znienacka, liściasta dłoń zakończona długimi kolcami zmaterializowała się tuż przed jego twarzą i smagnęła policzek. Dziad nie zdążył się zasłonić ani uniknąć ataku. Miał ochotę krzyknąć, zawołać tchórza kryjącego się poza tym poziomem wirtualnego świata. Cień pojawił się ponownie, tym razem Dziad zaatakował pierwszy, zamachnął się swoją prowizoryczną bronią, jednak ta przeszyła tylko powietrze. Rozwścieczony cofnął się i wpadł na kapsułę. Dłonią wsparł się na jej powierzchni, wówczas w jej wnętrzu zmaterializowało się ciało Saiperianina, którego obrał sobie za cel. Dziad pojął, że istota była tu cały czas. „Nie jest materialny", pomyślał Dziad. Mimo to złapał za sztywne ramiona istoty i wyciągnął go siłą z kapsuły. Sapierianin zawył zaskoczony faktem, że jego podstęp został odkryty. Wyprostował się.
- Więc udało ci się mnie znaleźć, potworze - powiedziała liściasta istota, a jej głos brzmiał jak szum wiatru w koronach drzew. Mimo to Dziad zrozumiał. Nie odpowiedział, Łowca nigdy nie splamiłby się rozmową ze swoją ofiarą. Zacisnął mocniej dłoń na cierniu i rzucił się do ataku. Saiperianin okazał się szybki jak błyskawica, zbyt szybki jak na fakt, że całe swoje życie spędził w kapsule. Sprytnie uniknął napierającego Dziada i gdy ten rozpędzony wyminął go, rzucił się w jego kierunku, pochwycił go w stalowy uścisk i oplótł swym ciałem. Runęli obaj na podłogę, ale Saiperianin nie poluzował uścisku. Z każdym wydechem Dziad czuł, że obręcz na jego piersi zaciska się coraz mocniej. Desperacko szarpnął się, napiął mięśnie i próbował uderzyć przeciwnika tyłem głowy. Saiperianin nawet nie zareagował, tylko zwiększył uścisk. Dziad nie mógł ruszyć ani rękami ani nogami, tylko twarz miał wolną, jednak ciało Saiperianina było poza zasięgiem kłów. Łowca poczuł, że traci przytomność, dusił się, a po chwili odpłynął w niebyt.
Ocknął się gwałtownie, jakby wynurzył się spod wody. Raptownie łapał oddech i rozglądał się po otoczeniu, nie rozumiejąc, co się stało.
- Spokojnie - usłyszał nad sobą łagodny głos nadzorcy łowów. - Jesteś już bezpieczny, nic się nie dzieje. Dziad rozejrzał się, był z powrotem na statku.
- Co... co się stało? - zapytał.
- Przegrałeś - padła rzeczowa odpowiedź. Dziad opadł na oparcie fotela, w którym siedział. Wciąż czuł, że brakuje mu tchu.
- Przegrałem? - powtórzył, jakby to miało mu ułatwić zrozumienie tego, co się stało.
- Wyciągnąłem cię w ostatniej chwili, tak się przyssałeś do sztucznej rzeczywistości, że twoje ciało myślało, że naprawdę się dusisz.
Dziad odetchnął z ulgą, od honorowej śmierci wolał jednak życie. Odetchnął głęboko, nadzorca już się nim nie zajmował, odszedł do innego fotela, w którym również siedział kadet. Dziad z ulgą przeniósł wzrok z szerokich pleców mężczyzny na stojącą opodal dziewczynę. Ulżyło mu, że była cała i zdrowa, jednak w jej dużych, ciekawych świata oczach, Dziad dostrzegł smutek. Zmarszczył brwi i spojrzał na nią wymownie. Spuściła wzrok.
CZYTASZ
Predator: Zdrada (Zakończone)
Fanfikce„Zdrada" to opowieść o tym, jak jeden pochopny wybór może wpłynąć na życie wielu w przyszłości. Decyzja Had-sut'te podjęta pod presją chwili o zabraniu ze sobą Kodo i związane z nią konsekwencje niszczą życie Dziada i prowadzą młodą Omanati na skraj...