Arena Pierwsza
Każda część jego ciała płonęła jakby żywym ogniem. Jad krążył w żyłach i nie dawał zapomnieć o bólu, który rodził się w niszczonych komórkach. Chemiczne środki podane dożylnie nie zmniejszały cierpienia, a chłodzący koc, którym obłożono jego ciało, nie był w stanie zbić gorączki, choć zapewne przynosił niewielkie ukojenie. Had-sut'te cierpiał, okrutnie cierpiał.
– Jak? – Szetram-de zadawał to pytanie chyba jeż dziesiąty raz.
Nazin, chłopak z niskiej kasty, przetarł twarz dłonią i spojrzał na ekran monitorujący stan rannego.
– Bez zmian – odparł. – On... – zawiesił głos – ma uszkodzony system odpornościowy, właściwie jest kompletnie rozwalony. To cud, że żyje.
– A bioboty?
– Chyba też nie działają poprawnie. Należałoby je wymienić, ale w tych warunkach i stanie, w którym on się znajduje, to zbyt niebezpieczne. Mógłby umrzeć.
– Teraz też może, po prostu zrób to.
Nazin zaprzeczył ruchem głowy.
– Nie. Nie jestem medykiem.
– Ale twoi rodzice są.
– Oszalałeś? Matka przyjmuje porody, a ojciec zajmuje się zwierzętami hodowlanymi. Nie leczą obywateli.
– Więc ty będziesz pierwszym, który to zrobi.
– Nie, ty nic nie rozumiesz. Najpierw trzeba unieszkodliwić nanoboty, które są już w jego ciele. Nie działają poprawnie, ale jednak spowalniają aktywność jadu. Jeśli je unicestwię, stan Had-sut'te gwałtownie się pogorszy. Nie ma pewności, że nowy rój zdoła opanować sytuację.
– W takim razie... Co proponujesz?
– Czekać.
– Wiesz, że nie możemy sobie na to pozwolić.
– Tak ale... – Nazin ziewnął przeciągle.
– Jesteś zmęczony. – Zauważył Szetrem-de. – Więc nie myślisz jasno. Idź odpocząć. Ja z nim zostanę.
– Tylko niczego nie ruszaj.
Szetram-de uśmiechnął się.
– Potrafię podać tylko środki przeciwbólowe – odparł.
Nazin wyszedł, a on pozostał przy rannym. Szkolenie obejmowało udzielanie pierwszej pomocy, ale ograniczało się raczej do prawidłowego stosowania środków dezynfekujących i zasklepiających rany, leczenie tak poważnego stanu wymagało wiedzy, której kadeci nie posiadali.
Szetram-de westchnął głośno, nie sądził, że najważniejsza w jego życiu wyprawa skończy się tak szybko.
***
Tymczasem Kodo obudził się, pomimo kilku godzin snu nie czuł się wypoczęty, bolały go mięśnie i głowa, sam nie wiedział czemu, chodź przypuszczał, że było to wynikiem wcześniejszego wysiłku. Chłopak wstał z koi, przeciągnął się i stwierdził, że jest tak głodny, jakby od tygodnia nie miał nic w ustach. Poczłapał do messy z nadzieją, że znajdzie tam coś ciepłego do zjedzenia.
W pomieszczaniu, przy prostym stole, na równie prostej ławie siedział Kiren'te. Młodzieniec pochodził z klanu, którego status dorównywał rodowi Kodo. Kiren'te burknął coś cicho i niezrozumiale. Kodo potraktował to jako przywitanie i radośnie położył dłoń na ramieniu siedzącego młodzieńca. Potem zagrzał sobie niewielką porcję jedzenia i usiadł naprzeciwko.
CZYTASZ
Predator: Zdrada (Zakończone)
Fanfic„Zdrada" to opowieść o tym, jak jeden pochopny wybór może wpłynąć na życie wielu w przyszłości. Decyzja Had-sut'te podjęta pod presją chwili o zabraniu ze sobą Kodo i związane z nią konsekwencje niszczą życie Dziada i prowadzą młodą Omanati na skraj...