22. Bunt

77 9 63
                                    


Arena Pierwsza

          Każda część jego ciała płonęła jakby żywym ogniem. Jad krążył w żyłach i nie dawał zapomnieć o bólu, który rodził się w niszczonych komórkach. Chemiczne środki podane dożylnie nie zmniejszały cierpienia, a chłodzący koc, którym obłożono jego ciało, nie był w stanie zbić gorączki, choć zapewne przynosił niewielkie ukojenie. Had-sut'te cierpiał, okrutnie cierpiał.

         – Jak? – Szetram-de zadawał to pytanie chyba jeż dziesiąty raz.

Nazin, chłopak z niskiej kasty, przetarł twarz dłonią i spojrzał na ekran monitorujący stan rannego.

          – Bez zmian – odparł. – On... – zawiesił głos – ma uszkodzony system odpornościowy, właściwie jest kompletnie rozwalony. To cud, że żyje.

          – A bioboty?

          – Chyba też nie działają poprawnie. Należałoby je wymienić, ale w tych warunkach i stanie, w którym on się znajduje, to zbyt niebezpieczne. Mógłby umrzeć.

         – Teraz też może, po prostu zrób to.

Nazin zaprzeczył ruchem głowy.

          – Nie. Nie jestem medykiem.

          – Ale twoi rodzice są.

          – Oszalałeś? Matka przyjmuje porody, a ojciec zajmuje się zwierzętami hodowlanymi. Nie leczą obywateli.

          – Więc ty będziesz pierwszym, który to zrobi.

          – Nie, ty nic nie rozumiesz. Najpierw trzeba unieszkodliwić nanoboty, które są już w jego ciele. Nie działają poprawnie, ale jednak spowalniają aktywność jadu. Jeśli je unicestwię, stan Had-sut'te gwałtownie się pogorszy. Nie ma pewności, że nowy rój zdoła opanować sytuację.

          – W takim razie... Co proponujesz?

          – Czekać.

          – Wiesz, że nie możemy sobie na to pozwolić.

          – Tak ale... – Nazin ziewnął przeciągle.

          – Jesteś zmęczony. – Zauważył Szetrem-de. – Więc nie myślisz jasno. Idź odpocząć. Ja z nim zostanę.

          – Tylko niczego nie ruszaj.

Szetram-de uśmiechnął się.

          – Potrafię podać tylko środki przeciwbólowe – odparł.

          Nazin wyszedł, a on pozostał przy rannym. Szkolenie obejmowało udzielanie pierwszej pomocy, ale ograniczało się raczej do prawidłowego stosowania środków dezynfekujących i zasklepiających rany, leczenie tak poważnego stanu wymagało wiedzy, której kadeci nie posiadali.

Szetram-de westchnął głośno, nie sądził, że najważniejsza w jego życiu wyprawa skończy się tak szybko.

***

          Tymczasem Kodo obudził się, pomimo kilku godzin snu nie czuł się wypoczęty, bolały go mięśnie i głowa, sam nie wiedział czemu, chodź przypuszczał, że było to wynikiem wcześniejszego wysiłku. Chłopak wstał z koi, przeciągnął się i stwierdził, że jest tak głodny, jakby od tygodnia nie miał nic w ustach. Poczłapał do messy z nadzieją, że znajdzie tam coś ciepłego do zjedzenia.

          W pomieszczaniu, przy prostym stole, na równie prostej ławie siedział Kiren'te. Młodzieniec pochodził z klanu, którego status dorównywał rodowi Kodo. Kiren'te burknął coś cicho i niezrozumiale. Kodo potraktował to jako przywitanie i radośnie położył dłoń na ramieniu siedzącego młodzieńca. Potem zagrzał sobie niewielką porcję jedzenia i usiadł naprzeciwko.

Predator: Zdrada (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz