Rozdział 2- Przyjaźń z przypadku

120 5 5
                                    

Minęło osiem lat od zdarzenia tamtego czerwcowego wieczoru, a mimo to ja dalej jestem tak dziecinna jak wtedy. Może ktoś pomyśleć, że przesadzam, ale wyczuwalność różnicy pomiędzy jednymi, a drugimi emocjami jest niewielka. Tak naprawdę posiadam tylko namiastkę uczuć, jednakże nie przeszkadza mi to za bardzo, wręcz przeciwnie jestem dzięki temu uzdolnioną aktorką i z łatwością udaję. Nie mówię przez to, że kłamie jak najęta. Co to, to nie. Po prostu... nie chce martwić kobiety, z którą mieszkam. Sama i tak ma problemy z czarodziejskim światem (jest charłakiem i nie, to nie jest Pani Figg), więc nie chce jej dokładać problemów. W każdym razie wie, że jestem czarownicą i szczerze nie ma z tym problemu.
Dzisiaj, znowu, trzeba było iść do szkoły. Gdy tylko opuściłam krainę snów, poszłam do toalety załatwić swoje potrzeby fiziologiczne. Wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę kuchni. Wchodząc do pomieszczenia powiedziałam dzień dobry do rozpromienionej mamy, po czym zasiadłam do osta... moment, nie ta historia, zasiadłam do śniadania, które składało się na naleśniki z nutellą. Po skończonym posiłku podziękowałam i ruszyłam umyć zęby. Skończywszy czynność, skierowałam się do pokoju po mundurek, który wprost uwielbiałam. Wyglądem przypominał ten, który widziałam na okładce mangi (uznajmy, że w pobliżu jest sklep z mangami). Wyglądał tak: czarna koszulka, na której końcach rękawów był biały materiał przecięty jednym czarnym paskiem, zdobiona była przez tego samego koloru chuste po końce łopatek z dwoma białymi paskami na sobie oraz czerwoną kokardą czy czymś w tym stylu przymocowaną z przodu, czarna spódniczka, a także czarne zakolanówki i buty.
Coś w tym stylu.
Po wykonanej czynności uczesałam się, wzięłam śniadanie, które wylądowało w mojej torbie i wyszłam. Skierowałam się w stronę szkoły.
Drogą rozmyślałam o kolejnym dniu, w którym wszyscy będą na mnie patrzeć jak na samą Śmierć albo zaczną piszczeć i uciekać. Ej, ale ma to jakieś pozytywy. Jestem lepsza od Wilhelma Zdobywcy w terrorze, groźbie i zastraszeniu. Ten wspaniały optymizm. No nieważne. Z tymi myślami doszłam do szkoły. Gdy tylko przekroczyłam próg szkoły zaczęło się to samo. Kilka osób nawet zaniosło się płaczem na mój widok. Jedyne co zrobiłam to przewróciłam oczami i ruszyłam ku szafce, aby zmienić buty. Po czym udałam się do klasy.
Na angielskim siedziałam i... patrzyłam przed siebie. Wiem, że  to bardzo wyczerpujące zajęcie. Po chwili poczułam na sobie czyiś wzrok. Odwróciłam głowę, a tam Harry Potter. Gdy tylko na niego spojrzałam, speszył się i odwrócił wzrok. Patrzyłam tak jeszcze chwilę, ale się odwróciłam do przodu. Czułam jego aurę, która była potężna. W sumie, gdyby nie było tu świadków, wykorzystałabym swoje zdolności i spróbowała wyczuć czy w naszej klasie nie ma jeszcze jakiegoś czarodzieja. Jeśli chodzi o to czemu musze używać, aż tak dużej i majestatycznej mocy to odpowiem prosto. Jego aura jest na tyle silna, że da się ją wyczuć bez problemu, a reszta ma aurę o wiele słabszą. Spowodowane to jest faktem, iż Harry stanął twarzą w twarz z Władkiem (Voldemortem) oraz wygrał to starcie z zaledwie blizną. Wszyscy myślą, że to coś w Harry'm uwolniło się i dodało mu siły by zmierzyć się z tym dziadem. Prawda jest nieco inna. Niewinna krew przelana za niewinną istotę tworzy barierę, której w żaden sposób nie da się zniszczyć. Innymi słowy, złożenie ofiary za osobę, którą kochamy uratuje ją. Mimo wszystko to przykre, że Harry nie ma zielonego pojęcia o istnieniu pewnej reguły, która w jego przypadku została ominięta. Chodzi o więzi ze światem eterycznym (które w wielu przypadkach nie istnieją, a nawet jeśli ktoś je posiada ze zwykłych ludzi to i tak nie może się do niego dostać) dzięki czemu Harry może wejść do niego, a także za pomocą odpowiedniego zaklęcia i silnej woli przywrócić swoich rodziców do życia lecz nie tylko ich. Szczerze może komukolwiek w ten sposób pomóc, ale niesie to za sobą pewne konsekwencję, a najważniejsza z nich to... dzwonek? Tak, zadzwonił dzwonek. Czy ja naprawdę tak długo nad tym rozmyślałam? No... w sumie tak. Yhhh... nieważne. Spakowałam się i wyszłam. Poszłam odłożyć torbe pod salę i ruszyłam na majestatyczną misję przybycia niczym ułani pod okienko... przed szkołą, pod drzewem. Stwierdziłam, że warto skorzystać z faktu, że jest długa przerwa i pooddycham świeżym powietrzem. W drodze na dwór zobaczyłam Bandę niezbyt inteligentych postrachów szkoły, na której czele stał Dudley Dursley. Patrzę jak biegają za kimś, a tu nagle okazuję się, że to Harry. Więc bez żadnego namysłu, planu, czy czegoś w tym stylu ruszam w pościg za nimi. Trochę trudno było mi ich dogonić, ponieważ mimo, iż jestem córką Śmierci to w genach nie mam zapisanego czegoś takiego jak kondycja fizyczna, ale pomijając te problemy w końcu ich złapałam i chyba przybyłam w ostatniej chwili. Widziałam bandę tego nugola, która zagradzała drogę ucieczki Harry'emu, a jeden z nich trzymał Chłopca Który Przeżył. Spowodowało to moje zdenerwowanie, a potem wszystko stało się bardzo szybko. Po prostu spowodowali reakcje łańcuchową. Nie wytrzymałam i krzyknęłam:
-Hej! Zostawcie go!
-Ha! Bo co nam zrobisz?!- odkrzyknął w odpowiedzi.
Wszyscy jak jeden mąż zostawili poturbowanego Harry'ego (jak się okazało nie tak dokońca zdążyłam).
-Zadarłeś z siłą, o której nie masz pojęcia- warknęłam tak cicho, aby nie słyszał.
Chwilę później zaczął się dusić. Reakcja wszystkich wokół była różna. Banda uciekła, a Harry tylko się przyglądał. Gdy Dudley zrobił się siny, puściłam go. (Zrobiłam to w eteryczny sposób, w sensie zaatakowałam go moimi mocami, bo kto mu uwierzy, że ktoś bez użycia żadnych materialnych przedmiotów mógł kogoś dusić).
-Nie waż się tak więcej robić, zrozumiano?- wycedziłam przez zęby.
Ten tylko przytaknął po czym czmychnął przed moim morderczym wzrokiem (spieszę z wyjaśnieniami, Hollow była zdenerwowana nie wściekła, to była tylko lekka złość).
Jeszcze chwilę sobie tak popatrzyłam, ale przypomniałam sobie o Harry'm. Odwróciłam się do oszołomionego chłopca i zapytałam:
-Nic ci nie jest?
Był pokiereszowany, ale się pytam czy wszystko w porządku, brawo ja.
-Bywało gorzej- mruknął- Dzięki, za uratowanie mnie- dodał po chwili.
-Drobiazg- powiedziałam delikatnie- ale będziesz musiał iść do higienistki, a ja ci w tej wyprawie będę towarzyszyć, tak jak Gandalf towarzyszył Bilbowi- dodałam, ale tym razem tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Ehhh... no dobra- odparł nie chcąc się narazić tak jak jego kuzyn.
Higienistka bez żadnych pytań opatrzyła go. Gdy skończyła ruszyliśmy w stronę klasy, w której akurat mieliśmy mieć zajęcia. Po dotarciu na miejsce zadzwonił dzwonek na ostatnią tego dnia lekcję. Szybko weszliśmy do klasy i zajęliśmy swoje miejsca. Po chwili wszedł nauczyciel i zaczął sprawdzać obecność. Niedługo później doszedł do mnie.
-Hollow Deathly?
-Obecna
Po sprawdzeniu obecności nauczyciel zaczął coś mówić, ale ja byłam zbyt głęboko zamyślona, aby coś usłyszeć, dopiero dzwonek wyrwał mnie z transu.
Szybko się spakowałam, wyszłam z klasy, poszłam do szafki, zmieniłam buty i ruszyłam do domu. W drodze powrotnej dogonił mnie Harry.
-Hollow, chciałabym się o coś zapytać- powiedział lekko zdenerwowany.
-Pytaj śmiało- zachęciłam go.
-Czy chcesz się ze mną zaprzyjaźnić?
-Tak
Był ucieszony z mojej odpowiedzi. Resztę drogi przemilczeliśmy, a na rozstaju dróg powiedzieliśmy sobie tylko 'Do jutra'. Wiedziałam, że przez sytuacje w szkole będzie miał kłopoty, ale teraz zaćmił to szok.
Przyjaźń... Przyjaźń z przypadku...

Zrodzona Z InsygniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz