Rozdział 8- Troll pomylił toalety

50 2 1
                                    

Po wydarzeniach z lekcji latania zdarzyło się parę rzeczy.
Po pierwsze, Harry zrobił postęp w integracji z ludźmi i poprowadził ze mną dialog na temat ignorowania mnie na rzecz zaprzyjaźniania się z Ronem. Wybaczyłam mu, ponieważ stanął twarzą w twarz ze swoją odwagą (i nie tylko) oraz przeprosił z widoczną skruchą.
Po drugie, mój sen... przyjaciel stał się jednym z graczy w qudditch'a, przez co umierał po każdym treningu, a ja mu mówiłam 'Jak my poród przeżyli to to też przeżyjemy' i chyba uraziłam jego męską dumę.
Po trzecie, Ron zaczął odzywać się do mnie z wyraźnym chłodem, co miało oznaczać, że mnie nienawidzi, ale mam to gdzieś.
Po czwarte, profesor Turban śledził mnie na każdym kroku- o ile to było możliwe i w normie, co oznaczało, że dawał mi w spokoju załatwić swoje potrzeby fiziologiczne- i dał mi do zrozumienia, iż wie o tym, że poznałam jego sekret. Szczerze? Przez niego nie miałam okazji powiedzieć prawdy na temat próby kradzieży w banku gringota związanej z kamieniem filozoficznym.
Po piąte, zaczęłam się o wiele szybciej męczyć i coraz częściej mdleć, co było oznaką, że Władysław Wężousty zbliża się do odrodzenia siebie, a to mogło oznaczać tylko jedno, kolejne problemy.
Ta krótka lista obrazuje mniej więcej jakie zmiany nastąpiły przez ostatnie dwa miesiące, ale wróćmy do tego co dzieję się teraz.
Dzisiaj przypadał trzydziesty pierwszy październik, z czego cieszyło się wiele osób, a to z powodu Nocy Duchów. Mimo tego trzeba było się uczyć o czym nie jednokrotnie przypominałam Harry'emu, któremu w głowie siedziało tylko to.
Największym problemem była lekcja zaklęć, gdyż mieliśmy ćwiczyć czar za pomocą którego wszystko lewitowało w powietrzu, a brzmiało tak: Vingardium Leviosa.
Oto jak wyglądały te zajęcia
Na początku lekcji zostaliśmy podzieleni w pary, ale niestety ja zawsze muszę być Forever Alone i nie miałam z kim ćwiczyć. Tak naprawdę nie było to takie złe. Zero przeszkadzania i tym podobnych.
Po kilku próbach udało mi się to osiągnąć co nie za bardzo mnie zastanawiało.
Błądziłam myślami w zupełnie innym miejscu. Powód? Proszę bardzo. Mama pokazała mi kiedyś swoich przyjaciół, którymi były duchy i to jeszcze jakie. Najwięcej było tych, które witały w legendach miejskich, a na dodatek pochodziły z różnych stron świata. Czemu akurat ta grupa? Ponieważ z nimi (jeśli nie jesteś człowiekiem) łatwo się dogadać, co w tym wypadku było proste. W sumie, jak tak teraz myślę, może pójdę do damskiej łazienki na pierwszym piętrze? Tam mieszka Marta, więc czemu nie? Najwyżej mnie wyprosi z łazienki. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że siedzę na lekcji, a nikt oprócz mnie nie podołał zadaniu wzniesienia pióra w powietrze, co wywołało u mnie zdziwienie.
Usłyszałam czyjąś kłótnię.
Zerknęłam w tamtym kierunku, a tam Hermiona i Ron wykłócają się o coś i jestem pewna, że tym czymś jest temat dzisiejszej lekcji.
Yhhh... zaraz im pójdę coś zrobić...
A: Strzelisz ich avadą?
H: Kim ty jesteś?
A: Jestem Akane, takim jakby doradcą życiowym siedzącym w twojej głowie, a co?
H: Hmmm... no nie wiem, może chodzi o to, że jesteś kimś siedzącym w mojej głowie?
A: Tak naprawdę jestem twoją jaź...
H: Co?! Nie wierzę w to! Pewnie jesteś tylko moim wymysłem!
A: Uhhh... możesz nie wierzyć, ale prawda jest taka, że jesteś chor...
H: Nie wmawiaj mi tego! Wiem, że mam rację!
A: W porządku. Nie chcesz znać prawdy to okej, ale wracając do pytania strzelisz ich avadą?
H: Nie!
A: Zrzucisz na nich coś ciężkiego?
H: Nie!
A: Poczekasz, aż sami się wykończą?
H: Ni... czekaj, to nie jest taki głupi pomysł, ale może innym razem...
A: Poczekasz, aż Puszek ich dorwie?
H: Już nie muszę. Patrz!
A: O! Czyli jednak można odstawić te plany w czasie?
H: Na to wychodzi...
W czasie mojej kłótni z Akane, Hermionie udało się ,za pomocą czarów, poderwać pióro do góry co zdenerwowało Ron'a.
A: Oni tak zawsze?
H: Tak... Dasz mi spokój?
A: Gdzieś w głębi wiesz, że jest to niemożliwe, ale postaram się odzywać jak najmniej...
H: Dobra...
No tak. Teraz pojawiła się kolejna nierozwiązana zagadka. Czemu ktoś siedzi w mojej głowie? Yhh... nieważne...
Po lekcji zaklęć szłam sobie z Hermioną i rozmawiałyśmy, gdy nagle usłyszałyśmy jak Ron obraża moją przyjaciółkę.
Gdy tylko to usłyszała zalała się łzami oraz ruszyła w nieznanym mi kierunku.
Zaczęłam za nią iść, kiedy usłyszałam:
-Chyba to słyszała- powiedział z poczuciem winy Harry.
Ron na to tylko wzruszył ramionami i nie powiedział nic pomocnego. Wkurzyłam się.
Podeszłam do niego i z miną wściekłego smoka zapytałam:
-Zadowolony jesteś z siebie?
Na mój widok się wzdrygnął i bardzo dobrze.
W tym momencie mój wyraz twarzy się zmienił na zatroskany. Muszę znaleźć Hermionę!
Pobiegłam zostawiając tamtą dwójkę w oszołomieniu.
Biegałam z piętra na piętro szukając mojej przyjaciółki, gdy nagle ktoś kazał mi się zatrzymać. Odwróciłam się.
W moją stronę szła profesor McGonagall, tzw. Strażniczka Teksasu, wyraźnie zdenerwowana.
Gdy już znalazła się przy mnie zapytała:
-Czemu biegałaś po korytarzach panno Deathly?
-Pani profesor, szukałam Hermiony. Martwię się o nią, gdy ją ostatni raz widziałam była zapłakana, a teraz nie wiem gdzie jest.- powiedziałam całą prawdę, nie ma sensu kłamać.
A: Naprawdę?
Zerknęłam na profesor McGonagall.
Wyraźnie złagodniała. Westchnęła i spytała:
-Czy wiesz dlaczego płakała?
-Tak, Ron powiedział, że Hermiona nie ma przyjaciół, a także stwierdził, że jest irytująca- odparłam.
-W porządku... poszukaj jej, ale proszę... postaraj się nie biegać.- powiedziała poruszona profesor.
-Oczywiście, do zobaczenia- rzekłam.
-Do zobaczenia- odpowiedziała tym samym.
Po chwili ruszyłam ponownie, lecz tym razem wolniej.
Dobra... zastanówmy się jakie miejsca już przeszukałam.
Wszystkie miejsca na parterze (prócz toalet) i połowe pierwszego piętra, ale gdzie ona może być?
Wtedy mnie olśniło.
Ruszyłam w kierunku najbliższej łazienki, ale jej tam nie było, więc zaczęłam przeszukiwać wszystkie damskie toalety.
Po godzinie szukania znalazłam ją, ale ona nie za bardzo chciała mnie widzieć. Mimo to zostałam za co potem obie z Hermioną dziękowałyśmy Bogu, ponieważ w pewnym momencie do środka wtargnął troll górski.
Mimo strachu płynącego w moich żyłach starałam się pomóc.
Miotałam zaklęciami z prawej na lewą, przez co w moim krwiobiegu pojawiła się jeszcze jedna substancja, a mianowicie adrenalina.
Niedługo później pojawiła się dwójka kolejnych osób, a byli nimi Harry i Ron.
Ja w dalszym ciągu starałam się chronić Hermionę.
Dwójka, która przyszła zajęła się trollem.
Kiedy wkońcu wygrali przyszli nauczyciele, którzy byli wyraźnie zdenerwowani tą sytuacją, a Quirel dostał palpitacji serca z powodu nie udanej misji. Dlaczego nie mógł wtedy umrzeć? Yhh... nie wiem, ale wracając do sedna sprawy.
Hermiona dostała kazanie od profesor McGonagall, ponieważ wzięła winę na siebie. W tym momencie miałam ochotę wyznać prawdę, ale jak? Kto uwierzy mi?
Po całym zajściu miałam tylko ochotę na sen, ale ktoś mi przerwał.
A: Czemu im nie powiedziałaś?
H: Hmmm... no nie wiem, może dlatego, że nie miałam jakiś dowodów?
A: Ale przecież Dumbledore ci wierzy, na pewno mogłaś...
H: To, że dyrektor mi wierzy nie znaczy nic jeśli go nie ma w pobliżu.
A: Ale...
H: Możesz w końcu być cicho?! Jeśli nie zaraz pójdę po kosę i odeśle cię tam skąd przyszłaś rozumiesz?! A jak nie to, to zrobię jakieś czary mary i pozbędę się ciebie!!
A: ...
Po tym wszystkim zasnęłam.

«»«»«»«»«»«»«»«»«»«»«»«»«»«»«»













Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że mogę być chora psychicznie...















... a wystarczyło to zaakceptować...

Zrodzona Z InsygniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz