Rozdział 6- Pociąg do Hogwartu, nowa znajomość i Tiara Przydziału

73 4 1
                                    

Oto nastał dzień, w którym rozpocznę naukę w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
Obudziłam się o siódmej trzydzieści, a wstałam o ósmej. Czułam się jak zwłoki, ale mimo wszystko zwlekłam się z łóżka (co skończyło się glebą i podnoszeniem się przez jakieś piętnaście minut). Powlokłam się do łazienki, gdzie załatwiłam swoje potrzeby fizjologiczne i umyłam się, po czym wróciłam do pokoju, aby się ubrać. Kiedy weszłam do pokoju z tęsknotą spojrzałam na łóżko stojące w rogu pokoju, lecz z silną wolą podeszłam do szafy i zaczęłam grzebać w niej poszukując jakichś ubrań. W końcu zdecydowałam się na czarne jeansy, pomarańczowy sweterek i czarne trampki (plus bielizna). Po ubraniu się zeszłam na dół na śniadanie. Szybko je spałaszowałam i już chciałam się zbierać, by móc pojechać na pociąg, ale okazało się, że jest dopiero ósma trzydzieści, co oznaczało mnóstwo czasu do odjazdu pociągu. Nie mając nic do roboty usiadłam na kanapie. W pewnym momencie zerknęłam na bransoletkę chcąc się upewnić czy z Harry'm wszystko w porządku. Biżuteria była w białym kolorze, co przywitałam z niemałą ulgą. Znałam Harry'ego, aż za dobrze i wiedziałam, że ten rok w szkole (zwłaszcza po włamaniu do Gringota) będzie pełen niebezpiecznych przygód. Nagle poczułam coś puszystego na kolanach. Zerknęłam co się tam znajduje, a tu patrzę Oaza. Na jej widok zrobiło mi się ciepło w sercu. Podniosłam dłoń i zaczęłam ją głaskać. Wyraźnie była zadowolona z takiej atencji jaką teraz miała, zresztą nie tylko jej się to podobało. Na opuszkach palców czułam miękkie futerko, a gdy głaskałam ją w pobliżu serca, wyczuwałam delikatne i miarowe bicie jej serca. Była taka spokojna, ale czasami zachowywała się jakby ktoś jej zrobił krzywdę i tak co jakiś czas, nie zawsze mając konkretny powód. Jednak było w niej coś ludzkiego na swój sposób. Posiadała zachowania, które w żaden sposób nie przypominały kocich. Jak na przykład czytanie, a to nie wszystko. Zdażają się inne sytuacje, ale ich nie będę opisywać, prócz jednej. Instynktowna- przynajmniej dla człowieka- próba wzięcia czegoś w łapę. Ja chyba czegoś nie łapie. Albo coś ze mną jest nie tak albo coś z tym kotem- albo z naszą dwójką. Na rozmyślaniu i głaskaniu kotki minęło mi półtorej godziny. Nadszedł czas, aby pojechać na stację. Zniosłam kufer i wiklinowy koszyk, do którego weszła Oaza, na dół. Kilka chwil później wtaszczyłam bagaż do bagażnika samochodu, a mojego kociaka wzięłam ze sobą (W sensie położyła go sobie na kolanach). Kilka minut później ruszałyśmy z podwórka na stacje King's Cross. Przez całą drogę myślałam jakie przygody na nas czekają, co było powodem ciągłego zerkania na bransoletkę. Nie zapowiadało się na coś dobrego, ale może powinnam uwierzyć, że nic się nie stanie? Ta... w takim razie jestem szalona. Znając nasze parszywe szczęście wszystko jest możliwe.
Więc albo w szkole pojawi się Voldemort albo ucieknie jakiś groźny więzień z Azkabanu albo będzie niespodziewany nalot na miejsce naszej edukacji. Co konkretnie się zdarzy nie jestem pewna, ale jedno wiem na pewno: nie należy się spodziewać czegoś dobrego.
Resztę drogi zajęły mi podobne myśli. To było nie do wytrzymania. Ciągłe rozmyślania o tym co przyniesie następny dzień. Ból, który przeszywał moją głowę, kpiący sobie ze mnie. Szydercze śmiechy rozbrzmiewające w mojej głowie. Piski, będące akompaniamentem do śmiechów. Problematyczne sny, męczące mnie po nocach i dopadające w najwęższych zaułkach mojego umysłu. To tylko ułamek tego co się ze mną dzieje. To niby jest normalne. Wstęp do nowego rozdziału w życiu i ponoć przeminie, ale z każdym kolejnym dniem tracę nadzieję na wynurzenie się z problemów, a raczej jestem bliska utonieńcia w nich. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy jak cienka granica dzieliła mnie od pełni prawdy.
Jechałyśmy jeszcze kilka minut. Gdy już dotarłyśmy na miejsce mama poszła po wózek na bagaż, a ja wyciągałam wszystko co dopiero wczora, spakowałam z bagażnika. Chwilę później wtaszczyłam kufer wraz z koszykiem, który wyciągnęłam z samochodu, na wózek. Jeszcze pożegnałam się z mamą po czym ruszyłam ku nowej przygodzie.
Według wskazówek z listu dotarłam na peron dziewiąty o dziesiąty. Po przypomnieniu sobie ostatniej wskazówki, dostałam lekkich palpitacji serca. Miałam przejść przez barierkę między peronami dziewiątym i dziesiątym. Mimo moich powątpień w związku z brakiem obrażeń wewnętrznych po spotkaniu się z barierką i ścianą ruszyłam ku niej. Byłam coraz bliżej, ale gdy miałam zetknąć się z nią po prostu przez nią przeszłam i znalazłam się po drugiej stronie. Nie zatrzymując się skierowałam swoje kroki w kierunku pociągu. Gdy doszłam do metalowej konstrukcji chwyciłam za rączkę kufra (do którego przymocowałam koszyk)
i bez większego wysiłku podniosłam go. Wciągnęłam bagaż do pociągu. Chwilę go taszczyłam przez dość wąski korytarz, po czym weszłam z nim do jednego przedziału i ułożyłam na półce, uprzednio zdejmując koszyk z kociakiem. Gdy skończyłam poprzednią czynność usiadłam i spojrzałam w okno, a tam zobaczyłam Harry'ego. Uśmiech wstąpił na moją twarz. Teraz wystarczyło poczekać na przyjaciela. Długo nie musiałam. Po niedługim czasie do przedziału weszło dwóch rudowłosych chłopaków i Harry. Wtaszczyli kufer mego przyjaciela na półkę obok jedynego kufra znajdującego się w niewielkim pomieszczeniu. Nie minęła chwila, a byłam osobą, w którą ze zainteresowaniem wpatrywali się bliźniacy (wywnioskowałam po wyglądzie). W powietrzu wisiała niezręczna cisza, której żadny z chłopaków nie miał ochoty przerywać, więc ja to zrobiłam.
-Cześć! Nazywam się Hollow Deathly, a panowie bliźniacy jak się nazywają?- zapytałam, a gdy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem sprostowałam- To jest mój przyjaciel, lepiej aby sam wam się przedstawił.
-Ohh... Więc ja jestem Fred Weasley, a to mój bliźniak George.- wymawiając drugą część zdania wskazał na brata.- A ty?- zwrócił się do Harry'ego.
-Jestem Harry Potter.- po tym jak mój przyjaciel się przedstawił, oczy bliźniaków miały wypaść z oczodołów. Czyli teraz wiem jedno. Będzie głośno, gdy przyjedziemy do Hogwartu. Dlaczego? Już sami bliźniacy wypytują go o najmniejsze szczegóły, a co dopiero szkoła pełna uczniów. Poza tym słyszałam, że tam jest wiecznie gwarno.
Chwilę później bliźniacy wyszli z przedziału, a ja i Harry usiedliśmy. Nie minęło kilka sekund, a za oknem spostrzegliśmy tych samych chłopaków. Mówili coś swojej rodzicielce i reszcie rodzeństwa, ale się nie wsłuchiwałam. W pewnym momencie spojrzeli w kierunku okna, przy którym się znajdowaliśmy. Kątem oka zobaczyłam, że Harry kryje się za obramowaniem okna. Najwyraźniej nie podoba mu się bycie traktowanym jak jakiś okaz w zoo, co naprawdę szanuje, ponieważ są ludzie którzy dla sławy są w stanie nawet zabić czy zniszczyć psychicznie, a on nie był takim typem. Jedynie czasem mówił głupoty w żartach, ale to inna historia, jednak nie jest przeznaczona na teraz.
Chwilę później wszystkie dzieciaki żegnające się z rodzicami wchodziły do pociągu. Zerknęłam na zegarek, który miałam zapięty na ręce. Za dwie jedenasta. Czyli nic dziwnego. Po upływie dwóch minut pociąg ruszył, a machający rodzice znikali w kłębach dymu. Patrzyłam przez okno jeszcze przez chwilę, ale wkońcu odwróciłam się do Harry'ego.
Nie minęło kilka sekund, a zaczęłam konwersacje z moim przyjacielem. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, ale naszą pogawędke przerwał odgłos rozsuwania się drzwi. Jak jeden mąż spojrzeliśmy w tamtą stronę. W drzwiach stał rudowłosy chłopak w naszym wieku. Zapytał czy może się dosiąść, a my pokornie się zgodziliśmy, więc usiadł naprzeciw nas i się przedstawił. Kiedy skończył, my mu podaliśmy nasze imiona. Kiedy odkrył, że siedzi w jednym przedziale z słynnym Harry'm Potter'em o mały włos nie zemdlał z wrażenia. Kiedy już wrócił do normy otworzył usta, zapewne aby coś powiedzieć, ale, przerwało mu otwieranie drzwi. Do przedziału znowu zajrzeli bliźniacy. Trochę tutaj zabawili po czym wyszli zostawiając nas samych. Przez chwilę trwała niezręczna cisza. Postanowiłam ją przerwać, ale uprzedził mnie Ron (rudowłosy chłopak). Zaczął dyskusje z Harry'm, ale za nic nie miał ochoty jej przerywać, z resztą tak samo jak mój przyjaciel, co mnie bolało. Rozumiem. Chciał się zaprzyjaźnić z kimś nowym, ale kompletnie mnie ignorował, co było irytujące. Więc zaczęłam się bawić z kotem, który chciał ze mną robić cokolwiek.
Po chwili zabaw z kotem poczułam, że zbliżają się niezwykłe- dla mnie- zawroty głowy. Po kilku próbach nakłonienia Oazy, aby weszła do koszyka zrobiła to, ale wpatrywała się we mnie ze zmartwieniem. Przeprosiłam, chłopaków i wyszłam do toalety. Gdy wkońcu się tam znalazłam, zamknęłam się w środku, usiadłam na kibelku i oparłam pulsującą z bólu- który chwilę temu mnie zaatakował- głowę o ścianę za mną.
Siedziałam tak chwilę, gdy nagle wydałam z siebie krzyk bólu. Spadłam z kibla i osunęłam się po ścianie obok (kiedy spadałam obróciłam się plecami w kierunku ściany). Kilka sekund później mój umysł był w zupełnie innym miejscu, niż ciało.
Widziałam profesora Quirel'a, który był bez turbanu, a z tyłu głowy miał Władzisława. Chwilę później obraz się zmienił.
Spostrzegłam Hagrida z Harry'm zmierzających do krypty, ale nie należała do mojego przyjaciela. Z tego co wywnioskowałam po wypowiedzi goblina, była to krypta siedemset trzynaście. Kiedy ją otworzył zauważyłam mały przedmiot, który był owinięty brązowym papierem. Hagrid szybko go schował i wyszedł z dosyć sporego pomieszczenia. Kilka sekund później scena się zmieniła.
Przed moimi oczami stanął nietypowy widok, a przynajmniej niespodziewany przeze mnie. Czerwony kamień w moich rękach. Kamień Filozoficzny, ale co on robi u mnie? Kto był na tyle nienormalny i nieodpowiedzialny, aby dać go w moje ręce? Acha, już wiem. Widzę Dumbledore'a, więc wnioskuję, że on. To się skończy katastrofą. Po chwili obraz znów się zmienił. Ujrzałam Harry'ego, który patrzy się w lustro jak zaczarowany. Tego nie rozumiem. Raczej nie jest zainteresowany tym jak mu włosy się układają. Spojrzałam na ramę zwierciadła. Wygrawerowane zostały słowa (które umiałam przeczytać): Ain Eingrap. Czyli tak nazywa się to zwierciadło, ale co to ma wspólnego z tym, że Harry próbuję wejść do niego (był tak blisko, że aż dotykał tafli)? Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że w odbiciu obok Harry'ego stoji jego rodzina. Przynajmniej wywnioskowałam z podobieństwa we wyglądzie.
Kolejna zmiana otoczenia, tym razem troll w łazience, a tam Harry, Ron, jakaś brązowowłosa dziewczyna i ja. Wszystko fajnie, ale co tu robi ten troll? Nie powinno go tu być. Mam wrażenie, że maczał w tym palce profesor dwulicowy z turbanem. Robi się nie dobrze. Zaczyna wymachiwać tą maczugą jak najęty. Świetnie. Jeszcze tego tu brakowało. Mówiłam, że mamy jakieś parszywe szczęście. Jesteśmy w pomieszczeniu z trollem, ale jeszcze żyjemy. Jeszcze, to bardzo dobre słowo. Harry rzucił się na trolla, ja zaklęciami broniłam brązowowłosą, a Ron najwyraźniej próbował przypomnieć coś sobie. Po chwili rzucił jakieś zaklęcie i walnął maczugą jej właściciela. No nie powiem, zaskoczył mnie.
Znowu zmienił się obraz. Tym razem widziałam jakieś wielkie bydlę. Wąż. Chyba. Czy to ma związek z tym rokiem czy przyszłymi latami? Nie wiem. Odwróciłam się w kierunku śmiertelnego niebezpieczeństwa, ale nic mi się nie stało. Mordowałam bazyliszka wzrokiem. Wiedziałam, że nic to nie zmieni, ale zawsze warto spróbować.
Znowu obraz się zmienił. Teraz widziałam tą dziewczynę tyle, że leżała bez ruchu i oznak życia na łóżku w jakimś mini szpitalu. Obok niej czuwali Harry i Ron. Ciekawe gdzie ja się podziewam. Ze mną to norma.
Nagle poczułam szarpnięcie i siedziałam oparta o ścianę łazienki w pociągu. No tak. Kolejne wizje, które mogą coś znaczyć. Podobna sytuacja zdarzyła mi się dwa lata temu, ale nie była taka... poważna? To chyba najlepsze słowo. No, przynajmniej najbardziej pasujące.
Wkońcu zdałam sobie sprawę, że siedzę na podłodze, więc szybko z niej wstałam. Chwilę później odkluczyłam drzwi i ulotniłam się ze tamtego miejsca. Po powrocie i krótkim przesłuchaniu związanym z moją dość długą nieobecnością, zaczęłam zastanawiać się co to wszystko miało znaczyć? Okej. Rozumiem, że jakieś wizję, ale czemu? Przez dwa lata nic się nie działo, a tu nagle pojawią się znikąd i dręczą mnie w najmniej oczekiwanym momencie. Nie, po prostu świetnie. Zapowiada się długi i problematyczny rok. Jeśli to się skończy brakiem jakich kolwiek blizn, stłuczeń, skaleczeń i tym podobnych to będzie cud. Najmniej spodziewany. Jednak, dlaczego ja? Ponieważ jestem córką Śmierci? Nie wiem. Już nic nie wiem. Te i podobne myśli tułały się w mojej głowie jeszcze trochę czasu.
Po kilkunastu minutach od przestania myślenia na ten temat, stwierdziłam, że czas poczytać książkę, bo z chłopakami za nic nie mogłam porozmawiać (głównym powodem było obżeranie się słodyczami (jak się okazało, gdy mnie nie było kupili sobie łakocie) i ich gadanie). Sięgnęłam po podręcznik do eliksirów. Z tego co słyszałam w jednym z przedziałów, ich nauczyciel jest strasznie wymagający i niesprawiedliwy w stosunku do tego kto z jakiego domu (w Hogwarcie) pochodzi, więc lepiej zacząć się uczyć już teraz, bo potem może się okazać, że będę potrzebować niektórych informacji z książki.
Zaczęłam czytać. Jak się okazało to wcale nie jest takie złe. Nawet bardzo interesujące, jak się dobrze zastanowi. Wczytywałam się w działanie przeróżnych eliksirów, w sposób ich wykonania oraz właściwości różnych składników. Szczerze, chyba polubię ten przedmiot.
Czytałam w spokoju, nie przejmując się otoczeniem, ale nagle z książki wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Przeniosłam wzrok z tekstu na osobę, która przerwała mi jej zgłębianie. Był to pucowaty chłopak. Wyglądał na zrozpaczonego.
-Czy nie widzieliście mojej ropuchy?- zapytał cicho łkając.
-Wybacz, ale nie widzieliśmy jej.- powiedziałam za chłopaków.
Jęknął coś jeszcze, lecz nie byłam w stanie go zrozumieć i poszedł dalej.
Kiedy tylko ucichły kroki na korytarzu powróciłam do czytania.
Nie zdążyło upłynąć pięć minut, a tamten chłopiec wrócił tym razem w towarzystwie dziewczyny z moich wizji.
Znowu zaczęła się rozmowa, głównie tamtej trójki, ale ja również wplatałam parę słów do ich konwersacji.
Kiedy skończyli, dwójka, która przyszła wróciła skąd przybyła.
Już miałam otwierać książkę, ale przerwało mi otwieranie drzwi, znowu. Zerknęłam w tamtym kierunku. W drzwiach stanęło trzech chłopaków. Dwóch z nich było wielkich i potężnych, a na przedzie stał ten sam chłopak, którego widzieliśmy w sklepie na Pokątnej. Mój brat. Draco Malfoy. Na jego widok oczy mi się zaszkliły. Tak bardzo pragnęłam, aby wiedział o tym, by zaakceptował mnie taką jaka jestem, ale podejrzewałam, że przez najbliższy czas nie będzie to możliwe.
Draco spoglądał na Harry'ego, ale również zerknął na mnie. Kiedy to zrobił jego policzki delikatnie się zarumieniły, a on odwrócił wzrok. Zaraz. Czekajcie, czy on... naprawdę? Zauroczył się we mnie? Ale ten związek byłby... wyjmijcie ten obraz ze mojej głowy! To nie może być tak!!!
Po chwili zaczęła się dość nieprzyjemna rozmowa. O rodzinie i "biedzie" Weasley'ów. Z tego co słyszałam nie mają zbytnio pieniędzy, ale wątpiłam. Wygląd mamy wszystkich dzieciaków, nie był jakiś okropnie zniszczony i tanu, wręcz przeciwnie. Miałam wrażenie, że nosi całkiem drogie ubrania oraz nowe. Zresztą, nie widać u nich nędzy. Z tego co wychwyciłam z rozmowy między tą dwójką mieli dom i to niezły. Na dodatek państwo Weasley mają dwóch synów, którzy- z tego co słyszałam- zarabiają sporo. Jeden- najstarszy- pracuję w banku Gringot'a w Egipcie, drugi- młodszy o parę lat- wykonuje pracę związaną ze smokami w Rumunii. Wątpię, aby nie pomogli rodzinie w potrzebie. W każdym razie te przemyślenia zostawię na później.
Draco zaproponował Harry'emu przyjaźń, jednak ten ją odrzucił. Więc mój brat wraz z Crabbe'em i Goyle'em (przedstawił ich, gdy się na mnie patrzył) wszedł do przedziału, aby zabrać chłopakom słodycze, ale kiedy Goyle sięgnął po jedną fasolkę coś go ugryzło. Był to Parszywek (coś tam z ich gadaniny usłyszałam przez co wiedziałam jak się nazywa szczur Ron'a), który musiał wejść do pudełka, gdy nikt nie patrzył. Kiedy wkońcu odczepił się od palca Goyle'a i wylądował na szybie, tamta trójka wyszła z przedziału.
Spojrzałam po pozostałej dwójce. Nagle Oaza zaczęła syczeć na Parszywka i to wcale nie brzmiało normalnie, jak instyktowne ataki na szczura. To brzmiało jakby miała przed sobą największego wroga. Co jeszcze dziwniejsze, do Harry'ego klei się jak rzep do psiego ogona (tak, Harry był u mnie przed wyjazdem), ale wracając do tej sytuacji. Ron zaczął twierdzić, że powinnam iść z tym zapchlonym sierściuchem gdzie indziej. Ja tylko udałam, że nie słyszałam jego słów o Oazie i uspokojiłam ją.
Niedługo później do przedziału ponownie zawitała Hermiona. Tym razem zapytała ich (bo na mnie oczywiście wywalone) czy się bili. Ron odparł, że nie oni, a Parszywek. Ona tylko przewróciła oczami i stwierdziła, że najlepiej, by było, gdybyśmy się przebrali, po czym wyszła.
Na moje nieszczęście byłam w przedziale z dwójką chłopaków, a nie zbyt uśmiechało mi się przebieranie przy nich, więc wyciągnęłam szatę, przeprosiłam i ruszyłam do łazienki.
Szybko się przebrałam i wróciłam.
Minęło jeszcze jakieś dziesięć minut, po których dotarliśmy na stacje kolejową o nazwie "Hogsmeade".
Po kilku chwilach udało nam się wysiąść i ruszyliśmy w kierunku Hagrida, który wołał pierwszorocznych.
Kiedy tylko znaleźliśmy się obok gajowego Harry zamienił z nim kilka słów.
Po kilku minutach wszyscy pierwszoroczni byli przy nim i ruszyliśmy w bliżej nie określonym kierunku.
Szliśmy tak dość sporo czasu, ale wkońcu dotarliśmy do małej przystani, gdzie- jak się okazało- mieliśmy wsiąść do łódek i przepłynąć resztę drogi. Mieliśmy się dobrać w piątki, więc siedziałam w jednej wraz z Harry'm, Ron'em, Hermioną i Neville'em (tak się nazywał chłopak, który chciał odnaleźć swoją ropuchę). Gdy wszyscy już siedzieli łódki ruszyły.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu, gdzie były kamienne schody.
Wyszliśmy z łódek, a Neville był szczęśliwy, ponieważ znalazł swoją ropuchę, która nie była zadowolona z takiego obrotu sprawy.
Gdy każdy już stał na kamiennej posadzce ruszyliśmy w stronę schodów i zamku znajdującego się wyżej.
Po dość długim spacerze znaleźliśmy się przed wielką budowlą, wyglądającą niesamowicie szczególnie  o takiej porze. Na jej schodach sztywno stała kobieta o siwych włosach, z surowym wyrazem twarzy.
Wymieniła kilka zdań ze Hagridem, po czym kazała nam podążać za sobą. Pokornie wykonaliśmy jej polecenie.
W niedługim czasie doszliśmy do sali wejściowej. Kazała nan zaczekać i przygotować się do Ceremonii Przydziału (mówiąc to spoglądała na ubrudzony nos Ron'a i ubraną na lewą stronę szatę Neville'a). Delikatnie przeczesałam palcami włosy i je przygładziłam oraz starłam kilka małych białych farfocli z szaty.
Zerknęłam na Harry'ego, który rozpsczliwie próbował przygładzić włosy, jednak bezskutecznie.
Po chwili wróciła profesor McGonagall i kazała nam podążać za nią. Każdy uczeń stwierdził, że nie warto kwestionować jej poleceń i wszedł do sali, w której stały cztery ogromne stoły, przy których siedzieli uczniowie oraz jeden dla nauczycieli. W powietrzu lewitowały świece, a sklepienie zostało zaczarowane tak, aby wyglądało w ten sam sposób co niebo na zewnątrz.
Zachwycając się wyglądem sali nie zauważyłam, kiedy podeszliśmy do stołu, przy którym zasiadali nauczyciele.
Profesor McGonagall wyszła na chwilę, a gdy wróciła niosła stołek, listę i starą tiarę, która chyba ma nas przydzielić do jakiegoś domu.
Gdy wszystko było już gotowe, tiara ożyła i zaczęła śpiewać piosenkę. Kiedy skończyła po sali rozniosły się oklaski, a profesor McGonagall rozwinęła listę i zaczęła wyczytywać nazwiska osób, które miały dostać przydział.
Po chwili nadeszła moja kolej. Po sali rozniosło się moje imię i nazwisko, a ja pewnym krokiem, bez strachu- ruszyłam w kierunku taboretu. Usiadłam na nim i usłyszałam cichy głos.
'Hmmm... widzę wiele sprytu, ambicja również jest. Jesteś czystej krwi, ale wychowana przez charłaczkę w mugolskim świecie. Tak... lecz dostrzegam o wiele więcej potencjału. Sporo mądrości, kreatywności, a także miłości do książek. Łaknięcie nauki i możliwości sprawdzenia posiadanych i zdobytych umiejętności. Prawość wraz z lojalnością. Chęć poznania nowych przyjaciół. Spora dawka odwagi i prawości. Brak poczucia strachu z kolejnymi wyzwaniami, które stawia przed tobą los, ale strach o bliskich i chęć obrony ich. Niezwykłe... czyli przepowiadania się spełniła? Córka Śmierci. Tak niepojęta rzecz jest prawdą. Lecz trzeba wrócić do tego gdzie trafisz. Trudny wybór... ale wiem gdzie jest twoje miejsce. U boku odważnego lwa, skoro jesteś mężna niczym lwica. Więc niech będzie... GRYFFINDOR!'
Po ostatnim słowie zeszłam ze stołka, oddałam tiarę profesorce i ruszyłam do stołu gryfonów zasiadając z nimi. Teraz czekałam na przydział Draco Harry'ego.
Po kilkunastu kolejnych osobach nadeszła kolej Draco. Tiara tylko musnęła głowę mojego brata i oznajmiła, że jego dom to Slitherin.
Po kolejnych osobach na stołku zasiadł Harry, nad którym tiara głowiła się dłużej, ale ostatecznie trafił do Gryffindor'u.
Ceremonia trwała jeszcze trochę, ale kiedy ostatnia osoba zasiadła do stoły swojego domu, wstał dyrektor i zaprezentował swoją krótką, ale zwięzłą przemowę. Kiedy skończył wybuchły brawa, a chwilę później każdy mógł jeść tyle ile zapragnął.
Tiara Przydziału miała rację co do tego, że jestem lwicą, ale nie mężną (przynajmniej ja o niczym nie wiem) tylko głodną (nie jadłam w pociągu), więc kiedy ogłoszono, że można jeść, zaczęłam nabierać mnóstwo jedzenia na talerz i pałaszować ile się da.
Po skończonym posiłku prefekci zabrali nas do wieży Gryffindor'u i powiedzieli jakie jest hasło.
Gdy tylko prefekci skończyli mówić ruszyłam do dormitorium, które dziele z czwórką dziewczyn: Hermioną Granger, Parvati Patil, Lavender Brown i Sally Perks.
Gdy tylko weszłam do środka, zaczęłam się rozpakowywać. Kiedy tylko skończyłam poszłam się umyć i przebrać w piżamę.
Wychodząc z łazienki przypomniałam sobie o spakowaniu potrzebnych rzeczy do torby. Szybko to zrobiłam i rzuciłam się na łóżko.
Moje współlokatorki spały od około pół godziny, więc starałam się być cicho i usnąć w miarę szybko, ale w mojej głowie kłębiło się tyle myśli, że zasnęłam dopiero około drugiej.
Jaki z rzeczywistością mają związek te wizje? Czy to się stanie? Czy powinnam zobaczyć coś jeszcze? Skąd Tiara Przydziału wiedziała kim jestem? Oraz o jaką przepowiadanie jej chodzi?
Tak bardzo pragnęłam poznać odpowiedzi, ale to czego chcemy nie zawsze musi się spełnić.
O czym nigdy nie dane mi będzie zapomnieć...

...Zapomnieć o tym co mnie zraniło...

Zrodzona Z InsygniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz