Rozdział 14- Spojrzenie Bazyliszka i nieszczęścia chodzą parami

25 2 0
                                    

Jak się okazało Harry i Ron przybyli do szkoły latającym samochodem pana Weasley'a, przez co dostali szlaban, który mógł być najgorszym w ich życiu. Sytuacja wyglądała następująco:
-Dwójka wymieniona wyżej miała problemy z samochodem, co spowodowało ich wlecenie w Bijącą Wierzbę, która -gdyby zostali jeszcze chwilę- zrobiła, by z nich krwawą miazgę.,
-Później, gdy oglądali Ceremonię Przydziału, dorwał ich profesor Snape, który nie był wściekły, raczej czerpał z tej chwili, spojrzeń i min dziką satysfakcję, a potem zabrał ich do jego gabinetu znajdującego się w lochach.,
-Po tym jak nauczyciel eliksirów zabrał ich do mrocznego, a także chłodnego pomieszczenia poszedł po profesor McGonagall i dyrektora Dumbledore'a, którzy całą tą sytuacją nie byli zachwyceni (nauczycielka transmutacji była wściekła jak osa i posyłała chłopakom spojrzenia Bazyliszka, a dyrektor był rozczarowany ich karygodnym zachowaniem).,
-Skończyło się na szlabanie, ale dzięki słownej interwencji Harry'ego Gryffindor nie utracił punktów.
W sumie tak to wyglądało. Nie musiałam zastanawiać się długo czyja to była wina. Moje podejrzenia od razu padły na Zgredk'a. Bo przecież to on starał się za wszelką cenę, by Harry nie przybył w tym roku do szkoły, więc miał dobre powody ku temu. Jednak mniejsza z tym.
Dzisiaj była Noc Duchów, a my całą czwórką ruszyliśmy w kierunku lochów gdzie odbywało się przyjęcie z okazji pięćsetnej śmierci sir Nicholas'a, co było ogromnym wydarzeniem zwłaszcza, że żaden żywy raczej w czymś takim nie uczestniczy, więc powinnam czuć się wspaniale, ale tak nie było. Z jakiego powodu? Duchy potrafią wyczuwać rzeczy, których nie mogą zwykli ludzie, a to mogło przysporzyć mi sporo problemów, zwłaszcza, że miał się tam zjawić Irytek we własnej osobie, nie dodawał mi otuchy, a jedynie bardziej rozpraszał. Jednak musiałam tam iść z powodu Harry'ego, który mnie błagał o pójście z nim, przez co po kilku minutach zgodziłam się na to.
Około godziny osiemnastej wyszliśmy z Pokoju Wspólnego i ruszyliśmy w kierunku mrocznych, a zarazem ponurych lochów.
Kiedy przechodziliśmy obok Wielkiej Sali spostrzegłam ciepłe kolory i przepyszne przekąski ułożone na różnorakich talerzach, półmiskach itd., które kusiły do ich konsumbcji, jednak my nie mieliśmy okazji ich skosztować, a to z powodu naszej wędrówki na to okropne przyjęcie (Miałam pewien problem z duchami i z chęcią wytłumaczę jaki. Otóż, jeśli spędzam dużo czasu w pobliżu większej ilości zjaw (takie zjawiska nie zdarzają się w otoczeniu od jednego do czterech duchów) zaczyna boleć mnie głowa, mam halucynacje, czy nawet wymiotuje, a jaka będzie sytuacja przy setkach tych istot eterycznych? No właśnie... oraz wcześniej wymieniony powód) wśród towarzystwa, które może konkurować nieżywością z trupami na cmentarzu, ale mniejsza o tym.
Wchodząc do tych nieprzyjaznych korytarzy poczułam ucisk w brzuchu, którego nie dało się pozbyć za wszelką cenę (również nie dało się normalnie chodzić, bo czasami byłam bliska wywalenia się na twarz, przy okazji chodziłam jakbym dopiero co wypiła co najmniej trzy butelki Ognistej Whisky). Harry to zauważył (trudno było się nie zorientować), przez co po krótkiej sprzeczce (którą spowodowała jego propozycja polegająca na tym, abym się wsparła na jego ramieniu, co skończyło się w dobrze znany wam sposób (już i tak świat czarodziejski myśli, że jesteśmy w związku przez tego Narcyza, więc nie chciałam, by wszystkie gazety pisały tylko o tym)) podparta o jego ramię szłam dalej na uginających się pod ciężarem bólu nogach.
A: Ja rozumiem, że możesz odczuwać przeróżne bóle, ale proszę cię, nie histeryzuj...
H: Czy ty musisz uprzykrzać mi życie na każdym kroku?! Choć raz zostawiłabyś mnie w świętym spokoju, a nie wtrącała się we wszystko co ma miejsce w moim życiu!
A: Poprosiłam cie tylko o to, abyś nie marudziła na wszelakie rzeczy istniejące na tej planecie.
H: Wiesz co, daruj sobie!
Ta rozmowa nawet jeśli Akane chciała, by trwała dłużej to nie mogła, ponieważ już byliśmy na miejscu, a ja powinnam się skupić na tym, aby nikt nie zauważył zbytnio mojej odmienności.
Kiedy stanęliśmy przed drzwiami naszym oczom ukazała się ponura sala, w której roiło się od białych niczym perły duchów tych szkolnych jak i tych, które pochodzą ze zupełnie innych części świata. W drzwiach stał jubilat, który wyglądał na równie przygnębionego. Gdy tylko nas ujrzał przywitał się ponuro i wpuścił do środka. W tym momencie zaczęłam żałować, że nie wzięłam płaszcza czy czegoś do okrycia, ponieważ w pomieszczeniu było chłodno, a w tej chwili byłam na to szczególnie wyczulona.
Jak się okazało moji przyjaciele poszli gdzieś beze mnie, więc chodziłam pomiędzy przeróżnymi duchami, gdy nagle ujrzałam znaną w całej szkole (przynajmniej przez dziewczyny) Jęczącą Martę, która zbliżała się do mnie. Postanowiłam uciąć z nią krótką pogawędke.
-Witaj Marto!- przywitałam się próbując za wszelką cenę nie syczeć czy coś w tym stylu.
-Ohh... witaj, yhh... Hollow?- powiedziała nie będąc w stu procentach o tym przekonana.
-Dokładnie- posłałam jej przyjazny uśmiech, który niepewnie odwzajemniła- Trochę tu ponuro, nie sądzisz?- zapytałam starając się brzmieć jak najbardziej taktownie.
-Masz absolutną rację- przyznała- ale sama rozumiesz. My duchy lubimy taką atmosferę. Potrafimy w niej przebywać bardzo długi okres czasu bez większych problemów.- powiedziała dość pogodnie jak na nią. Tak od słowa do słowa, rozmowa trwała w przyjaznej atmosferze, gdy nagle poczułam mocniejszy ucisk brzucha. Odruchowo moja dłoń powędrowała w tym kierunku.
Musiałam pójść do łazienki.
Marta jakby czytając mi w myślach rzekła:
-Idź do łazienki. Widzę, że nie czujesz się najlepiej.
-Dziękuję i przepraszam- powiedziałam idąc w miarę spokojnie do drzwi wyjściowych, ale gdy tylko przekroczyłam ich próg, popędziłam do łazienki Marty z prędkością geparda.
Po kilku minutach wyczerpującego biegu dotarłam na miejsce i już zauważyłam, że coś jest nie tak, ale zbytnio się tym nie przejęłam, bo w zawrotnym tempie wbiegłam do jednej z kabin, po czym zwymiotowałam do sedesu. Trwałam tak parę chwil do momentu, aż nie przestałam zwracać zawartości mojego żołądka.
Gdy skończyłam spłukałam wodę i ruszyłam umyć ręce.
Kilka sekund później wyszłam na zewnątrz i to co tam ujrzałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. To był Bazyliszek, który starał się mnie zamordować spojrzeniem, ale coś mu nie wychodziło i w momencie, który wybrałam na ucieczkę rzucił się na mnie, a także wbił jeden ze swoich długich kłów w moje ramię. Na szczęście nie został w moim ciele zbyt długo, ponieważ bestia wyciągnęła go i wpełzła z powrotem do łazienki.
Nagle poczułam, że kamienieje i wywracam się na posadzkę.
Ostatnie co pamiętam zanim nie wiedziałam już nic to moment, w którym zauważyłam rudowłosą dziewczynę i od razu zrozumiałam kto to jest. Nie było mowy o pomyłce.
Przede mną stała Ginny Weasley...

Zrodzona Z InsygniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz