10

2.4K 111 16
                                    

Tego głosu nie dało się pomylić. To on. Mój szkolny dręczyciel, który nadal po latach dąży do dalszego zniszczenia mnie.
- Poznaje i to bardzo dobrze. - powiedziałam prowokująco.
- To świetnie się składa. - uśmiechnął się jak wariat, szarpiąc moje włosy i tym sposobem przechylił moją głowę do tyłu.
Pies wyczuł zagrożenie i chwycił jego nogawkę od spodni szarpiąc nią, co w efekcie  rozerwało kawałek spodni, a ja wyzwoliłam się od uścisku jego dłoni.
- Co za kundel. - wysapał przez zęby i kopnął psa, że ten zapiszczał.
- Co ty robisz idioto!! Masz nierówno pod sufitem już od podstawówki nie dziwię się, że nikt cię nie lubi. - krzyknęłam, rozmasowując bolące miejsce.
- Może i tak może i nie, ale pamiętaj widzę cię wszędzie i wiem co robisz. - uśmiechnął się szaleńczo.
Nie chciało mi się z nim rozmawiać, bo nie warto. Wzięłam psa na ręce, bo zauważyłam, że kuleje.
- Jeszcze mnie zapamiętasz. - krzyknął, kiedy ja oddaliłam się od niego parę metrów. Niby się nie przejęłam jego słowami, ale miałam przeczucie, że może jednak warto, bo później może być już za późno.

Weszłam do mieszkaniam najciszej jak tylko umiałam, bo nie chciałam budzić Yoongiego.
Położyłam psa na jego posłanie, a ten zaczął piszczeć kiedy dotknęłam jego łapki. Jutro czeka mnie wizyta u weterynarza.

Był weekend dlatego mogłam pospać dłużej. Zazwyczaj śpię do 10, ale tym razem nie mogłam po wczorajszych wydarzeniach i wstałam o 7. Miałam poczucie winy, że psu stała się krzywda.
Wsypałam karmę do miski, a pies tylko na to spojrzał i położył głowę w drugą stronę. Pogłaskałam go po głowie i wyciągnęłam klatkę transportową. Wyścielałam ją kocykiem i umieściłam w niej psa. Niebieskowłosy jeszcze spał. Wyszłam z mieszkania i udałam się do weterynarza.

W kolejce czekaliśmy bardzo krótko. Weszliśmy do gabinetu, a weterynarz miło nas powitał.
- Co was tutaj sprowadza? - zapytał lekarz.
- Wczoraj pies miał wypadek i boli go przednia lewa łapa. Od rana nic nie zjadł. - powiedziałam.
- Dobrze sprawdźmy czy to coś poważnego.
Położyłam psa na stole i głaskałam jego grzbiet. Mężczyzna delikatnie chciał sprawdzić czy może ruszać łapą, ale pies nie pozwalał siebie dotknąć.
- Musimy zrobić mu prześwietlenie, bo inaczej się nie da.
- Dobrze.
Lekarz wstrzyknął narkoze i gdy Lee usunął zabrali go na salę rętgenowską.
W tym czasie zadzwonił do mnie telefon od Yoongiego.
- Halo? - zapytałam.
- Gdzie jesteś? - zapytał ze zmartwieniem w głosie.
- Uch jakby ci to powiedzieć.-wypuściłam powietrze. - Jestem z Lee u weterynarza.
- Dlaczego?
- Miał mały wypadek i boli go łapa.
- Czemu wcześniej mi nie powiedziałaś? - zapytał. - W której klinice jesteś, zaraz tam będę.
- Ale nie musisz zaraz będziemy wracać. A tak poza tym fani mogą cię zauważyć i będziesz miał kłopoty.
- Co? Jakie kłopoty? - zapytał zdezorientowany.
- Nieważne.
- To jak podasz mi ten adres?
- Tak. - przytaknęłam i podałam mu adres kliniki.
- Będę niedługo. - rozlączył się.
Z sali przed, która siedziałam, właśnie wyszedł weterynarz.
- Wygląda na to, że to tylko stłuczenie, bo nie widać żadnego złamania. - powiedział mężczyzna.
- To dobrze. - odetchnęłam z ulgą . - Dziękuję Panu bardzo.
- Drobiazg. Za chwilkę pies będzie w pani rękach. - powiedział i odszedł.
Minęło 10 minut gdy w wejściu zauważyłam Suge rozglądającego się za mną. Miał maseczkę na twarzy.
W między czasie pielęgniarka wyszła z sali z psem na rękach i włożyła go śpiącego do klatki. Podeszłam w stronę chłopaka.
- Nic mu nie jest? - zapytał spoglądając na klatkę.
- Na szczęście to nic poważnego.
- Chodź idziemy do samochodu. - wziął klatkę z Lee i ruszyliśmy w stronę wyjścia.

- Jak to się w ogóle stało? - zapytał gdy wyjeżdżaliśmy z terenu kliniki.
- Szłam sobie spokojnie gdy za mną zaczął iść mój dawny dręczyciel z klasy. - wzięłam głęboki oddech.
- Dręczyciel ?
- Tak. I wczoraj spotkałam go przypadkiem, szedł za mną, gdy złapał mnie za nadgarstek. - tu sklamalam robiąc przekonującą minę. - A Lee - mój obrońca, potargał jego spodnie, to ten się wkurzył i go kopnął.
- Tacy ludzie powinni zginąć, nie mają litości nawet dla zwierząt. - podsumował.
W jego spojrzeniu widziałam złość.
- A tobie nic się nie stało?
- Na szczęście nic.
- Musisz uważać, bo ten wariat pewnie będzie cię śledził.

Po powrocie z kliniki zajęliśmy się psem.
Staraliśmy się robić wsyztsko, żeby nic go nie bolało. W między czasie zgłodnielismy więc zadzwonilismy po Jina.
- Witam was głodne dzieciaczki. - powiedział to wchodząc do przedpokoju, stałam obok niego więc skorzystał z okazji i mocno mnie przytulił.
- Witaj mamo. - parsknęłam śmiechem i oddałam ciepły uścisk.
- To co chcecie zjeść? - zapytał Jin.
- Może ramen? Albo nie, kimchi! Chociaż zjadłbym pizze... Dobra zjem to co ugotujesz. - odpowiedział Suga z uśmiechem.
- Pfff ty zawsze jesteś nie zdecydowany, nawet na treningach, nie wiesz jaką choreografie wybrać. - wyleciał z tym zdaniem Jin.
- Jakich treningach? - zapytałam.
Jin wyczuwając przebieg zdarzeń, szybko poszedł schować się w kuchni.
- Zabije cię! - krzyknął Suga, od razu biegnąc za nim, a ja zdezorientowana stałam w miejscu.
Z kuchni usłyszałam krzyki Jina. Kiedy przekroczyłam próg kuchni, zobaczyłam  Yoongiego ściskającego przedramieniem szyję Jina, a Jin jak gdyby nigdy nic śmiał się.
- Jin mieliśmy jej nic nie mówić. - zrezygnowany współlokator opuścił ręce.
- Wyszło jak wyszło, ale i tak prędzej czy później by się dowiedziała. - powiedział Jin.
- Wytłumaczy mi ktoś o czym miałam się nie dowiedzieć? - powiedziałam to wiedząc już co ukrywali.
Chłopacy zaprosili mnie do salonu, abym spoczęła na fotelu, a oni sami usiadli przede mną.
Suga wytłumaczył mi z grubsza kim są i co robią, a ja nadal niedowierzając siedziałam wpatrzona w jego oczy i tylko połowicznie słuchając to co mówi.
-... tylko nikomu nie mów kim jesteśmy i z kim mieszkasz. Dobrze? - powiedział to błagalnym wzrokiem
- Inaczej szef będzie nie zadowolony. - dodał Jin.
- Nie powiem, ale pod warunkiem, że będę mogła słuchać waszych nowych kawałków jako pierwsza. - podekscytowana ledwo siedziałam już na fotelu.
- Okej może być. - zgodzili się
- Skoro już wszystko "wyprostowane" to chodźmy coś razem ugotować. - zaproponowałam.
W tym momencie brzuch współlokatora głośno zaburzczal.
- Tak masz rację. - uśmiechnął się niebieskowlosy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak tam życie? Bo u mnie dobrze... Rozdział się pojawił także będziecie zadowoleni. 😂😀❤️

💞A tym czasem do nastepnego💞

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

💞A tym czasem do nastepnego💞

Mój Dziwny Współlokator Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz