6.

583 51 2
                                    

Było po 8, kiedy Harry zszedł z łóżka, ubierając się w dżinsy i cienki szary sweter. Wyszedł z domu, upewniając się, że jego goście jeszcze śpią, po czym skierował się do piekarni.

– Cześć, Barbara – uśmiechnął się szeroko do starszej kobiety, stojącej za ladą.

– Harry, słoneczko! –odpowiedziała, odkładając kubek herbaty i przytulając go przez blat. – Co mogę dla ciebie zrobić?

– Potrzebuję bułki i – zmarszczył brwi, wpatrując się w witrynę z ciasteczkami – może te czekoladowo–orzechowe.

– Śniadanie dla kochanka? – uśmiechnęła się, szykując jego zamówienie.

– Nie – czuł jak jego policzki się rumienią, ta kobieta była dokładnie jak jego babcia – moja przyjaciółka z bratem przyjechała dać mi zaproszenie na swój ślub i chcę im zrobić śniadanie i coś na drogę.

– To z nimi wczoraj chodziłeś po mieście?

– Czy ty mnie obserwujesz?

– Nie, skądże – przewróciła oczami, ale uśmiech ją zdradził. – Po prostu tak patrzyłeś na tego ślicznego chłopca, że co innego miałam pomyśleć?

– Na nikogo nie patrzyłem! – powiedział od razu.

– Próbujesz przekonać do tego mnie czy siebie? – położyła wszystko na blacie i spojrzała na niego znacząco, na co westchnął.

– Ile płacę? – zapytał, poddając się, wiedząc że nie ma sensu się z nią kłócić.

– Na koszt firmy – machnęła ręką, a kiedy odwrócił się do drzwi, mówiąc „dziękuję, Barb", dodała: – jeśli dostanę zaproszenie na wasz ślub.

Ale Harry wychodził już na zewnątrz z palącymi policzkami.

Wszedł do domu od razu wstawiając wodę i biorąc się najpierw za przygotowanie dla nich jedzenia na drogę, wiedząc że Lottie i tak nakrzyczy na niego, że niepotrzebnie się fatygował. Czuł się jak matka, przygotowująca lunch do szkoły, kiedy wrzucał do papierowych toreb batoniki i kanapki.

Zrobił sobie kawę, od razu biorąc łyk gorącego napoju i zabrał się za zrobienie jajecznicy. Kiedy miał już wszystko gotowe, przykrył ich talerze i poszedł na górę. Zapukał do ich pokoju i wszedł do środka, żeby zobaczyć Louisa, leżącego na łóżku z telefonem w dłoni. Podniósł wzrok, kiedy drzwi się otworzyły i uśmiechnął się widząc w nich Harry'ego.

– Hej – powiedział brunet, czując suchość w ustach, widząc Louisa w porannym i tak cholernie słodkim wydaniu – przyszedłem zawołać was na śniadanie.

– Hej, już dawno byłbym na dole, ale tak jakby nie mogę się wydostać – wskazał na kołdrę na swoim brzuchu i dopiero wtedy zauważył, że była to Lottie zawinięta w pościel i przytulona do brata.

– Fakt, mogłem sprawdzić czy już nie śpicie – stwierdził, drapiąc się po karku.

– Nie, daj nam pięć minut. Zaniosę ją do tej kuchni jeśli będzie trzeba.

– Okej – Harry uśmiechnął się – chcesz herbaty?

– Poproszę – posłał mu promienny uśmiech i brunet wyszedł z pomieszczenia.

– Wstawaj laczku, bo Harry zrobił nam śniadanie – usłyszał jeszcze, zanim zniknął na dole.

Trzy minuty zajęło Louisowi pojawienie się w kuchni, akurat kiedy Harry zalewał herbatę. Usiadł na krześle i przeciągnął się, a Harry'emu przeszło przez myśl, że mógłby mieć takie poranki codziennie, ale szybko wymazał to ze swojej głowy.

– Lottie myje zęby, więc zaraz będzie – powiedział Louis, kiedy kubek pojawił się przed jego osobą. – Codziennie masz takie śniadania? – zapytał, patrząc na jajka

– Nie – pokręcił głową, zajmując miejsce naprzeciwko – zazwyczaj jem płatki z mlekiem, albo to co dostanę w piekarni w drodze do pracy. Nie lubię jeść samemu – wzruszył ramionami.

– Przysięgam, że jeśli byś tak gotował, byłbym w stanie zamieszkać z tobą.

– Zapraszam – wiedział, że Louis nie ma tego na myśli, ale on naprawdę nie miałby nic przeciwko – w szkole szukają nauczycieli.

– Przemyślę to – mrugnął do niego, po czym krzyknął – Lottie, będę jadł też twoją porcję!

– Jeśli to zrobisz obetnę twoje włosy! – odkrzyknęła dziewczyna, po czym było słychać tupot jej stóp i po chwili zjawiła się na dole. – Cześć, Hazz – pocałowała go w policzek i usiadła obok, biorąc w dłonie kubek herbaty.

– Cześć, mała – odpowiedział, przysuwając jej talerz.

– Nie możesz być jak Harry? – zapytała z wyrzutem w stronę swojego brata.

– Jeśli znałby cię tak długo jak ja, traktowałby cię tak samo – odpowiedział, upijając łyk z poważną miną.

– O której wyjeżdżacie? – zapytał Harry, sprzątając po śniadaniu.

– Musielibyśmy niedługo, żeby zdążyć zanim mama wyjedzie. Chociaż najchętniej bym tutaj została.

– Zobaczymy się za dwa miesiące, to wcale nie tak długo.

– Weź sobie wtedy wolne w pracy na co najmniej tydzień. Jak już przyjedziesz do Doncaster to zapomnij, że tylko na dwa dni.

– Zobaczę co da się zrobić, muszę porozmawiać z szefem – mrugnął do niej.

– Jakby co ja to zrobię – wyciągnęła dłoń przed siebie, patrząc na paznokcie. – Albo wyślę Louisa.

– Jakby co jestem do dyspozycji – przytaknął chłopak.

– Będę dzwonił, gdybym potrzebował pomocy.

Po godzinie stali przed domem z Louisem palącym papierosa i Lottie wtuloną w Harry'ego. Ściskała go od kilku minut, twierdząc że ma rzucić wszystko w cholerę i jechać z nimi.

– Niedługo znowu się zobaczymy, będę w kościele, nagrywając jak się potykasz o sukienkę – powiedział, przesuwając między palcami jej włosy.

– Tylko nie zapomnij włączyć nagrywania.

W końcu odsunęła się od niego, a Harry chwycił papierowe torby i podał jej.

– Zrobiłem wam jedzenie na drogę.

– Nie musiałeś – zaczęła, ale Louis jej przerwał.

– Cicho tam, nie miałem takich śniadań od lat, więc jeśli ty nie chcesz to ja wezmę twoje też.

– Chciałbyś – pokazała mu język i podeszła do samochodu, wkładając jedzenie na fotel.

– Jakby co moja propozycja jest aktualna – powiedział Harry, nawiązując do ich wcześniejszej rozmowy.

– Coraz bardziej mnie przekonujesz.

Louis podszedł do niego i przytulił, a Harry nieświadomie zaciągnął się jego zapachem, gdy też go objął.

– Jedźcie ostrożnie – mruknął, po czym odsunął się.

– Oczywiście – uśmiechnął się Louis – dobrze było cię znów zobaczyć, Hazz.

– Ciebie też, Lou. Cieszę się, że przyjechaliście – że TY przyjechałeś.

– Zawsze. To co, widzimy się na weselu?

– Dokładnie.

Mrugnął do niego i ruszył do auta, w którym już siedziała Lottie.

– Napisz jak dojedziecie – powiedział do Lottie.

– Jasne, słońce.

– Cześć, Harry – dorzucił Louis, odpalając i po chwili wyjeżdżając na ulicę.

Lottie machała mu jak szalona, a on robił dokładnie to samo, dopóki nie zniknęli sprzed jego domu.

baby we could be enough | l.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz