Rozdział 1

28 2 0
                                    

Noc.
Ogromny, neonowy szyld.
Przez szklane szyby widać tylko kolorowe lasery przecinające co pewien czas ciemność.
Muzyka.
Głośne basy dobiegają moich uszu.
Całe moje ciało próbuje zabić myśl o wejściu tam.
Odwracam się na pięcie i stawiam pierwszy krok w kierunku domu.
Zastygam w bezruchu.
‚Nie lubię ludzi' - myślę.
Znowu się odwracam i pewnym krokiem podchodzę do wejścia.
Głęboki wdech, ostatnie spojrzenie w kierunku upragnionego celu, zaliczone.
Wchodzę.
Ścisk tłumu, obce ciała dotykające mojego. Powoli brnę pośród morza ludzi, wykrzywiających swoje kończyny w rytm muzyki. To chyba właśnie definicja zabawy, której nigdy nie zrozumiem.
Mrużę oczy próbując dostrzec zarysy czegokolwiek. Oślepia mnie promień atakującego lasera. Dostaję obcym łokciem w ramię, potykam się i uderzam o ścianę. Zdezorientowana zaczynam nienawidzieć każdą cechę mojej wrażliwej części. Amanda musi gdzieś tu być. Zaczynam badać ścianę rękoma próbując odzyskać wzrok i orientację w terenie. Przesuwam się w lewą stronę, przyczepiona do ściany. Nagle wyczuwam rękoma małą wnękę. Wybawienie od tych tortur nadeszło. Wślizgnełam się w małą przestrzeń i zaczełam intensywnie myśleć.
Amanda często zaskakiwała mnie wiadomościami o dziwnych godzinach z równie dziwną treścią. Na początku naszej przyjaźni bardzo się o nią martwiłam i starałam się pomagać jej na wszystkie wezwania. Zazwyczaj siedziała w przed klubem nerwowo paląc i trzęsąc się od ostrego chłodu nocy. Chłopak, rozwód rodziców, śmierć brata. W przeciwieństwie do mnie, imprezy były dla niej najlepszym lekarstwem. Chwila zapomnienia, dzień, dwa i przeszłość pozostawała przeszłością. Po wielu rozmowach zaprzestała stosowania tego leku, jednak stare nawyki trudno wykorzenić. Zawsze gdy pisała, byłam przy niej. Jak mogłam nie być?
Doskonale znałam jej życie tak jak ona moje. Najlepsze przyjaciółki od 5 klasy podstawówki. Wiem, to głupie. Nikt znający mnie parę dni, nie pomyślałby, że obchodzą mnie inni. A jednak potrafiłam robić rzeczy wbrew sobie, ujawniając inną naturę swojego przedziwnego charakteru.
Jedyny powód dla którego poddałam się tym torturom: tym razem Amanda nie siedziała na ławce. Wiedziałam, że tym razem muszę odszukać ją sama.
Rozejrzałam się po sali. Ludzie wydawali się pełni energi wykrzykując znane słowa piosenki, wymachując rękoma. Na pewno w takim miejscu musi być toaleta. Obrzygane drzwi z częścią podartego napisu ‚zienka' zasugerowały możliwe miejsce spełniające tą funkcję.
Westchnełam i weszłam w tłum. Ochraniając głowę rękoma dotarłam do celu naciskając klamkę. Weszłam do środka znów mrużąc oczy od rażącego światła jarzeniówki. Zamknełam drzwi blokując okropny hałas po drugiej stronie. Naprzeciwko stała umywalka i oparte o ścianę lustro. Po lewej stronie, krótki korytarz prowadzący do dwóch drzwi skrywających toalety dla odmiennych płci.
- Amanda? - zapytałam niepewnie drzwi do damskiej toalety.
- Nie, Laura. W czymś pomóc? - odezwał się damski, szorstki głos.
- Szukam przyjaciółki, metr siedemdziesiąt, proste, jasne włosy, białe buty Fila - odpowiedziałam z nadzieją w głosie.
- Sory lala, nikogo tu nie zapamiętałam.
Zrezygnowana odeszłam do umywalki przy drzwiach. Wyciągnełam telefon, wstukałam kod blokady. Jeszcze raz ta sama wiadomość, napewno coś przeoczyłam.

‚Kakaowce przy drodze
Płaczę przy neonie
Ostatni raz ratuj'

Kakaowce! Wybiegłam z łazienki i gorączkowo zaczełam szukać wyjścia. Zetknięcie z tłumem zafundowało mi kilka kolejnych siniaków. Przekraczając próg klubu nabrałam świeżego, wiosennego powietrza w nozdrza, odzyskując pełnię sił.
Co za ulga.
Amanda.
Pobiegłam w kierunku sąsiadującej z klubem kamienicy. Pchnełam obskórne drzwi wchodząc w ciemność. Stare schody jęczały pod każdym naciskiem mojej stopy.
4 piętro.
Trzecie drzwi od prawej.
Wyciągnełam klucze spod wycieraczki. Przekręciłam gałkę i weszłam do środka. Wewnątrz panowała cisza i mrok. Moja ręka powędrowała w kierunku włącznika światła. Przedpokój wypełnił się wątłym światłem.
- Amanda? - zapytałam głośno. Odpowiedziała mi cisza. Weszłam do kuchni, zawsze pachnącej czekoladkami robionymi przez panią Puckett. Parę lat temu wraz z Amandą wystawiłyśmy przepyszne czekoladowe ciasto na szkolnym kiermaszu. Wielu uczniów oraz rodziców kupowało naszą ‚odrobinę szczęścia' zachwalając kulinarski talent. Wśród tych osób znalazła się pani Puckett. Zachwycona wypiekiem zaprosiła nas do swojej siedziby gdzie piekła czekoladowe pyszności do swojej cukierni. Po wymianie przepisów często przychodziłyśmy jej pomagać, zyskując sympatię i zaufanie. Od tamtego czasu z jej siedziby korzystamy wszystkie trzy, dzięki czemu w razie potrzeby, pomagamy pani Puckett w dostawie słodyczy do cukierni.
Westchnełam ciężko i położyłam pęk kluczy na stole. Właśnie w tej chwili zauważyłam świstek zapisanej kartki leżącej koło miski z owocami.

‚Przepraszam za wszystko Lily, zbyt wiele razy się dla mnie poświęcałaś. Nie mogę cię wiecznie wykorzystywać. Odżyj swoim życiem, znikam na zawsze.
Kocham Cię
Amanda'

Nawet nie zorientowałam się, kiedy ciepłe krople łez zaczeły spływać po policzku rozbijając się o kuchenny blat. Przyłożyłam karteczkę do serca, mocno ją przytulając. Nie pozwolę jej popełnić kolejnego głupstwa. Musiał istnieć sposób by ją zatrzymać, cokolwiek planowała...

AmandaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz